Zanimzdążyłem wrócić do pokoju z laptopem, zadzwonił telefon. Spojrzałem. KomisarzDobrzejewski. Gdybym wiedział, jaki ostatecznie będzie miała skutek ta rozmowa,to nie wiem, czy odebrałbym połączenie. Ale to nie ja w tym domu mam wizjeprzyszłości, więc odebrałem.
- Szczęść Boże, jest ksiądz u siebie? Może byśmy zaszli z wnukami na świąteczną kawę?
- Z wnukami? – zdziwiłem się. Komisarz, jeśli dobrze pamiętam, miał jednego wnuka.
- No, z Michałem i Connorem. Jeszcze kogoś przyprowadzę, jeśli mogę.
- Chodźcie, śmiało, chyba że komuś przeszkadzają papugi.
- Nie sądzę. To będziemy za jakiś kwadrans.
Poszedłem poinformować chłopaków o gościach.
- Super! – ucieszył się Leon. – Zobaczą nasze papugi!
Lila z dumą siedziała na czubku jego głowy. Duduś nadal wolał bezpieczniejsze miejsce na szczycie klatki.
- Może będą mieli fajne pomysły na imiona? – głośno zastanawiał się Noel.
Chłopcy postanowili z zapasów prezentowych otworzyć bombonierkę Merci. Duduś błyskawicznie wylądował na stole.
- Patrz, księdzu, tak to nie chce podejść. A do czekoladek do pierhszy! – zaśmiał się Leon.
Noel rzucił się zamknąć pudełko. Duduś błyskawicznie podleciał na karnisz.
- I co! Spłoszyłeś go! – wrzasnął na brata Leon.
Lila podleciała i siadła obok Dudusia.
- Ty głupku, nie pamiętasz, że to je zabija na śmierć? To czekolada! – wrzasnął na brata.
- A jo! – palnął się w głowę Leon. Spojrzał ze smutkiem na papugi. – Teraz się chyba obraziły...
- Tylko się lekko spłoszyły ruchem i krzykiem. Zaraz wrócą – uspokoiłem go.
Zadzwonił dzwonek. Zszedłem otworzyć. Przed drzwiami stali w pierwszej parze Michał z Connorem, trzymając mały woreczek. Za nimi stali Piotr Sienkiewicz ze swoją narzeczoną Mary O'Hara, za nimi komisarz Dobrzejewski. A zza jego pleców wyłonił się jeszcze jakiś chłopiec, z wyglądu chodzący do młodszych klas liceum. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Nie dowierzałem własnym oczom.
- Owieczka! – zawołałem wreszcie z radością. – Bracie, gdzieś ty bywał?
- Tu i tam – odpowiedział wymijająco. – Potem opowiem ci wszystko.
Komisarz zerknął na niego.
- No, prawie wszystko – szybko poprawił się Owieczka. – Prawie wszystko z tego, co nie jest objęte tajemnicą zawodową, wojskową, państwową i pontyfikalną.
- Pontyfikalną też? – zdziwiłem się. – Tym bardziej mnie zaciekawiłeś. Wchodźcie, bo mnie ciekawość zżera!
Owieczka był za moich czasów klerykiem w Seminarium, studiował niżej ode mnie. Wyglądał niesamowicie młodo, wręcz dziecinnie. Było to mylące do tego stopnia, że gdy przyszedł prosić o przyjęcie go do Seminarium, Ksiądz Rektor pogłaskał go po główce i rzekł: „Wiesz, chłopcze, to bardzo dobry pomysł. Ale najpierw musisz skończyć gimnazjum, potem liceum, zdać maturę i dopiero wtedy możesz zacząć studiować u nas". Zdębiał, zobaczywszy świadectwo dojrzałości. Nie mogąc uwierzyć, poszedł zadzwonić do proboszcza parafii, z której pochodził Owieczka, czemu robią mu taki kawał.
Owieczka oczywiście nie nazywał się Owieczka, lecz Ilja Ajdarewicz-Barański, ale ze względu na nazwisko, a jeszcze bardziej na bujną czuprynę pełną drobniutkich loczków szybko stał się znany jako Owieczka.
CZYTASZ
Leon i Noel
Novela JuvenilBliźniacy Pjoter i Pawuł w marzeniach nazywają siebie Leon i Noel. Mają proste, dziecięce marzenia: aby tatuś nie bił częściej jak raz w tygodniu... Pjoter jeszcze chciałby, aby Pawuł nie wbiegł się zabić pod samochód, jak już raz próbował... Czyli...