Nieszczęścia chodzą parami, jak głosi przysłowie. Ledwo zdenerwowałem się ucieczką bliźniaków, a tu telefon. Ksiądz Kanclerz z Kurii Biskupiej. Natychmiast odebrałem.
- Mikołaj? Witaj serdecznie! Czy ty dzisiaj masz dzień wolny? – zapytał od razu.
- No, teoretycznie tak – odparłem. – Właśnie się zabrałem za prasowanie koszul.
- To szybko załóż jedną z tych już wyprasowanych i wpadnij do Księdza Biskupa na kawę. Powiem, że będziesz za dziesięć minut.
- Coś mam wiedzieć? Przygotować? – takie zaproszenie nie zdarzało się często. Przynajmniej ja ani razu się nie załapałem.
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu. Do zobaczenia za dziesięć minut! – rozłączył się.
Szybko założyłem elegancką białą koszulę, spinki, sutanna. Zimno nie było, a droga do katedry krótka, płaszcza nie brałem. Siedem minut po rozmowie przekraczałem bramy Kurii. Ksiądz Kanclerz już czekał w recepcji.
- Dobrze że jesteś, napijemy się kawy, zjemy po pierniczku.
- Coś czuję, że to nie jest zwykła kawa...
- Oj tam, oj tam, nie przesadzaj.
Poszliśmy na górę. Ksiądz Biskup przyjął mnie w swoim gabinecie. Wskazał fotel, zasiedliśmy w trójkę. Ktoś u niego przed chwilą był, stało już kilka filiżanek i obiecane pierniczki. Po chwili siostra przyniosła nam kawę.
- Jak sobie radzisz z opieką nad tymi chłopcami?
- Z dużą gamą wątpliwości, ale chyba kosmicznych błędów nie popełniam – odparłem. – Są spragnieni miłości, otwarci, pełni serca, ale potrafią być bezczelni czy coś wykombinować. Właśnie uciekli ze szkoły – przyznałem. – Kazali się wystroić na galowo, a teraz dwie godziny nieobecności. Jak wrócą, to się dowiem.
- Usprawiedliwisz im te godziny, co się przejmujesz – wtrącił się Ksiądz Kanclerz.
- To nie jest problemem – odparłem. – Ale gdzie oni są? Co kombinują? Pierwsze ich takie zachowanie.
- I ostatnie, nie martw się – spokojnym głosem odparł Ksiądz Biskup. – Jak idzie znalezienie rodziny adopcyjnej?
- Biologicznych krewnych nie mają – odparłem. – Jest teoretycznie babka, matka ojca, ale jeszcze przed narodzinami chłopaków wyjechała z kraju za robotą. Policja nie znalazł kontaktu do niej. Ośrodek Adopcyjny szuka chętnej rodziny, ale przy tym wieku chłopaków łatwo nie będzie. Wszyscy chcą małe, żłobek, najpóźniej przedszkole. A tu jeszcze parka, i choroby dochodzą.
- Na co chorują?
- Wstępnie zdiagnozowana alergia na soję i wełnę. Da się przeżyć, tylko trzeba starannie selekcjonować zakupy. Większość najtańszych wyrobów odpada. O ile to wszystko, co się okaże. Aż dziwne, że nie mają FAS, po takiej rodzinie...
- To masz szczęście – Ksiądz Kanclerz poklepał mnie po ramieniu.
- A jak z ich życiem religijnym?
- Chrztu nie było, rodzice wrogo nastawieni do Kościoła. Teraz zapisałem ich na religię, są kandydatami na ministrantów. Na razie im się podoba. Na odpuście w Boleszynie ze dwie godziny modlili się sami przed Cudownym Obrazem, aż ich wyszliśmy szukać. Muszę ich przygotować do chrztu i Pierwszej Komunii. Choć jeśli mają pójść do adopcji...
- Nie ma co zwlekać – przerwał mi Ksiądz Biskup. – Opowiadali ci, co zrobili tuż przed tym, jak ich znalazłeś?
- Nie chcieli. Leon mówił, że się wstydzi.
CZYTASZ
Leon i Noel
Novela JuvenilBliźniacy Pjoter i Pawuł w marzeniach nazywają siebie Leon i Noel. Mają proste, dziecięce marzenia: aby tatuś nie bił częściej jak raz w tygodniu... Pjoter jeszcze chciałby, aby Pawuł nie wbiegł się zabić pod samochód, jak już raz próbował... Czyli...