Kolacja u Jesúsa

74 9 1
                                    

We wtorek nie było łatwo wstać. Wzorem bohaterek większości opowiadań na Wattpadzie miałem ochotę cisnąć budzikiem w ścianę. Tak prawdę mówiąc tylko jedna rzecz mnie powstrzymywała. Nastawiałem budzik w smartfonie i szkoda było mi go niszczyć. W podjęciu decyzji pomogli bliźniacy. Pierwszy do pokoju wbiegł Leon.

- Księdzu, hstaliśmy! – krzyknął od progu. – Pierhszy pod prysznicem!

Zniknął za drzwiami. Usłyszałem jednocześnie warkot młynka i szum wody. Po chwili wsunął się Noel z filiżanką espresso.

- Księdzu, to dla ciebie – podał mi malutkie naczynko.

Z chęcią przyjąłem, zastanawiając się, o co chodzi. Noel był miły. Zdecydowanie bardziej przyjemny w obyciu od narwanego Leona, ale nawet on nie przynosił mi kawy do łóżka. A jeśli chciał mnie przekupić, to przynosił kubeł czekolady. Poparzenie po ostatniej takiej próbie już się prawie wygoiło.

Wziąłem łyka kawy. Więcej zresztą w tak małej filiżance nie było.

- Tak kawa to z jakiejś okazji? – zapytałem ostrożnie.

- Nie... - odpowiedział Noel patrząc w sufit.

Już wiedziałem, że nie mówi prawdy. Spuścił oczy.

- O, już hypiłeś! Zrobię drugą!

Zerwał się i pobiegł do kuchni. Młynek zawarczał. Po chwili Noel stawił się z kolejną filiżanką kawy. Leon opuścił łazienkę. Jego brat momentalnie skorzystał z okazji i schował się w niej. Pewnie bał się dalszych pytań. Ale o co mu chodzi?

Pobiegliśmy do marketu. Noel pewnym ruchem ściągnął z półki jarmuż. Dorzucił jabłka i limonkę.

- Ty lubisz zielony soczek, prahda księdzu?

- Ano lubię – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Noel widocznie postanowił być dla mnie miły. Po powrocie szybko sporządzili sok. Noel nalał mi wyraźnie więcej niż sobie i bratu. Kolejny dowód, że coś jest nie tak. Zawsze nalewał równo, bardzo o to dbając.

- Co dziś będziemy robić? – pytanie Leona zaliczało się już do rytuału, musiało paść podczas śniadania.

- Zaraz macie lekcje. Po południu jest trening akrobatyki. A na wieczór zostaliśmy zaproszeni do Jesúsa i jego rodziców.

- Mogę dziś nie iść na trening? – poprosił nagle Noel.

- A to czemu?

- Chciałbym zostać z tobą!

- Ale coś się stało?

- Nie, nic... - odparł szybko Noel, wpatrując się w sufit.

A więc jednak coś jest na rzeczy.

- No to skoro nic się nie stało, to normalnie jedziecie na trening, jak zawsze.

- A mógłbyś dziś być z nami? Tak hyjątkoho! Inni rodzice czasem siedzą z dziećmi. Mama Józefiny jest zahsze!

- Hłaśnie! – dołączył się Leon. – Musisz być! Zobaczysz, że jesteśmy lepsi od Józefiny!

Już wiedziałem od instruktora, że w tej grupie najbardziej obiecujący są moi bliźniacy i właśnie Józefina. Leon miał konkurencję.

- Dobrze, dziś będę z wami – obiecałem.

Noel odetchnął z ulgą. O co mu chodzi?

Cały dzień nie odstępował mnie ani o krok. Tyle miałem prywatności, co podczas e-lekcji, gdy musiał siedzieć przed laptopem. Choć dziś wstawał częściej niż Leon i dyskretnie, myśląc, że go nie widzę, zaglądał co robię. Ledwie w toalecie mogłem się sam zamknąć, choć i wtedy czatował przed drzwiami.

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz