Mikołaj czy Mikołaj Mikołaj

134 9 1
                                    

Znalazłem wolne miejsce koło osiedlowych garaży, pod płotem cmentarza. Poszedłem na szkolne boisko. Impreza standardowa. Hymn szkoły. Przemówienie Pani Dyrektor. Zasady bezpieczeństwa w związku z koronawirusem. Czyli maseczki wszędzie. Odkażanie wszystkiego. Osoby z temperaturą będą profilaktycznie zakopywane na cmentarzu naprzeciw szkoły. No, to ostatnie to taki żart. Będą tylko zamykane w szkolnej izolatce do czasu przyjazdu rodziców.

Poznałem kilkoro rodziców, stojących z tyłu za swoimi pociechami i radośnie komentujących, co się dzieje. Wymieniliśmy się numerami telefonów, oczywiście ciągle ignorując jedną matkę, która co chwila na nas prychała i uciszała.

Wreszcie skończyły się przemowy. Prowadzący apel szkolny prymus zarządził:

- Do hymnu państwowego!

Stanęliśmy na baczność. Paru ojców amerykańskim zwyczajem położyło prawą rękę na sercu. Z męskich gardeł wydarł się głos, zagłuszający tandetnie wykonane nagranie muzyki odtwarzaną przez głośniki. Uciszająca nas matka uznała to za doskonałą chwilę na wyjęcie lusterka i poprawienie makijażu, po czym na świeżo wyszminkowane usta założyła maseczkę.

Dzieci poszły do klas. Myśmy poszli za nimi, zatrzymując się przed wejściem do szkoły. Nie śpieszyło się nam zakładanie kagańca. Matka w maseczce wskoczyła do szkoły, po dezynfekcji rąk zauważyła, że nas nie ma. Wróciła.

- Wy nie idziecie? – zapiszczała. – Ważne sprawy trzeba ustalić! To początek roku! Trójkę klasową wybrać! Ja zostanę przewodniczącą, ale cóż, jakieś dwie inne osoby są potrzebne!

- Pani idzie i pozarządza, co konieczne – odparł jeden z ojców, blondyn ścięty na jeża. – My się tak nie znamy...

- Phi, typowi faceci. Demokracja jest rodzaju żeńskiego! – rzuciła z dumą i wbiegła do szkoły.

- Głupota też jest rodzaju żeńskiego – skomentował ten sam ojciec.

- Przy niej czuję się mężczyzną – skwitowała stojąca obok matka w płomiennorudych włosach, falami opadających na ramiona. – A już miałam nadzieję, że będzie normalne grono rodziców...

- Ma pani normalne grono. Tutaj – odparłem z uśmiechem. – Kochani, wybory trójki klasowej to fakt. Może zrobimy je tu i teraz? Wychowawczyni się ucieszy, jak będzie miała z głowy... Potem na zebraniu szybko się powtórzy nasze ustalenia.

- Pan by się zgodził? – spojrzała na mnie rudowłosa piękność.

- Pani kochana, przecież to nas ksiądz Mikołaj Mikołaj! – zaprzeczyła inna. – Nie poznała pani? Fakt, jest bez sutanny, pierwszy raz widzę...

- Ja tu mieszkam od sierpnia – odparła Ruda. – Nie znam tutejszych księży. Na mszy byliśmy na razie u jezuitów. To ksiądz uczy tutaj religii? – zwróciła się do mnie.

- Nie, tu uczy ksiądz Mikołaj – odparłem z uśmiechem.

- No, ale ta pani – wskazała na kobietę w eleganckiej bordo garsonce – mówiła, że ksiądz jest Mikołaj.

Spora część rodziców zaczęła się śmiać. Ruda patrzyła na nas z zupełnym brakiem zrozumienia w oczach.

- To ja pani wyjaśnię – zlitowałem się nad nią. – W naszej parafii jest dwóch wikariuszy. Jeden ma na imię Mikołaj, a na nazwisko Piotrowski. To on tutaj uczy. A ja mam na imię Mikołaj – i na nazwisko też Mikołaj. Stara rodzinna tradycja, najstarszy syn jest Mikołaj. Parafianie już się w większości orientują, ale osoby z zewnątrz niekoniecznie... Dla odróżnienia mówią na mnie zawsze Mikołaj Mikołaj.

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz