Niedziela

249 14 0
                                    

Trzydziestego sierpnia. Kolejna taka sama niedziela...

Zresztą od dawna wolałem używać rosyjskiego słowa Воскресенье, Zmartwychwstanie, bo co to za niedziela, kiedy o 6.30 zrywasz się z łóżka, cztery Msze rano, a potem wieczorem jeszcze jedna... Może i zakaz handlu daje jakieś straty ekonomiczne, nie wiem, to nie moja działka, ale przynajmniej więcej rodzin może pobyć ze sobą razem... i to niekoniecznie robiąc zakupy cementu czy innych płyt OSB.

Rano przy śniadaniu Ksiądz Proboszcz zagadnął jak zwykle:

- Co tam słychać w świecie?

- Właściwie to nie wiem, jeszcze nie zaglądałem do internetu – odpowiedziałem. – Odprawiałem o 7.30, to nie było czasu...

- Wy też słyszeliście tę kawalkadę straży pożarnej rano? – Ksiądz Proboszcz jak zawsze był w nastroju na pogawędki.

- Mnie zbudziły, tuż przed dzwonami – potwierdził Ksiądz Kuba.

- Ja nic nie słyszałem, okna mam od drugiej strony. Rano to tylko jakaś młodzież imprezowała. Ciekawe, gdzie mieli czynne do tej pory. A co się paliło? – zapytałem Księdza Proboszcza.

- Nie wiem. Bądź taki dobry i sprawdź w tym swoim telefonie.

Odłożyłem widelec i wyciągnąłem komórkę z kieszeni. Szybko wstukałem w Google „pożar" i „Toruń", ale wyskakiwały tylko stare teksty.

- Nic nie piszą. Tu artykuł sprzed miesiąca, tu sprzed pół roku – przewijałem wyniki. – O, jest coś, ale to koło Inowrocławia. Coś napisali... - kliknąłem artykuł i czytałem: „Dziś, 30 sierpnia około 6 rano wybuchł pożar w gospodarstwie w Balczewie koło Inowrocławia. W akcji ratunkowej brały udział jednostki gaśnicze z Inowrocławia, Mogilna, Torunia i Aleksandrowa Kujawskiego. Pożar zagrażał cennym lasom, objętym ochroną w formie rezerwatów przyrody. Jak podaje dowódca akcji, prawdopodobnie spłonęła cała zamieszkująca gospodarstwo rodzina: rodzice i dwoje dzieci. Przyczynę pożaru zbada specjalna komisja." Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie – westchnąłem.

- A światłość wiekuista niechaj im świeci – odpowiedzieli chórem zebrani przy stole.

- O, pojawił się edit – wykrzyknąłem. – co piszą? „Z ostatniej chwili: jak dowiedzieliśmy się od kierującego akcją gaśniczą, strażacy wyciągnęli z ruin spalonego budynku ciała trojga dorosłych osób: dwóch mężczyzn i kobiety. Ciał dzieci jeszcze nie znaleziono."

- Czyli to tam jechały wozy gaśnicze – wtrącił Michał, nasz kościelny.

- Straszne, taka śmierć – zasępił się Ksiądz Proboszcz.

- Zaraz, zaraz, Balczewo – coś mnie olśniło – to tam, gdzie jeżdżę do lasu ostatnimi czasy na skrytki. Może po obiedzie przejadę się zobaczyć, jak to wygląda...

- Księże Mikołaju Mikołaju, i co ci to dają, te skrytki? Gdyby tam jeszcze jakieś skarby były, to bym rozumiał – zmienił temat Ksiądz Proboszcz.

- Czasem są i jakieś skarby... Znalazłem raz peso z Argentyny, innym razem jednego pfenniga z czasów, gdy Niemcy były podzielone na strefy okupacyjne... A noszę ze sobą też znalezione pięć koron czeskich. Fajna moneta. Pasuje do wszystkich wózków sklepowych, a w Polsce jej nie wydam, więc zawsze mam przy sobie... A może i jakieś większego skarba znajdę, kto wie?

Zbliżała się dziewiąta. Czas na kolejną Mszę.

***

Przeminęła Msza o dziewiątej, którą jak zwykle odprawiał Ksiądz Proboszcz. Minęła Msza o dziesiątej trzydzieści. W ciągu roku szkolnego pełno na niej dzieciaków. Teraz, w wakacje, ławki są puste. Pandemia też pewnie ma na to wpływ. Minęła Msza o dwunastej. Tę zazwyczaj też odprawia Ksiądz Proboszcz, ale dzisiaj po porannej Mszy wyjechał. Jakiś jego kolega prosił go o pomoc, i miał wrócić późnym wieczorem, więc odprawiłem drugą Mszę. 

Po obiedzie zdjąłem sutannę, ubrałem krótkie spodenki. Pewnie w lesie będę żałował, gdy znowu będzie trzeba wejść w pokrzywy, ale było tak ciepło, że nie byłem w stanie zdecydować się na długie spodnie. Jeszcze sandały Timberland i mogę jechać. Drewniaki na wymianę w kieszeni są, pieczątka do logowania skrytek jest, w drogę.

Dojazd do Balczewa zajął mi jakieś czterdzieści minut. Przez prace drogowe nie jest łatwo wydostać się z toruńskiej Starówki, a potem lokalne drogi... poezja do spokojnej jazdy na rowerze. Kręte i co chwila pokazują nowe widoki na pola. Ale jadąc samochodem... makabra. Dziur nie ma, ale asfalt ma szerokość jednego samochodu. Gdy się mija kogoś – trzeba zjechać na pobocze i się zatrzymać. A miejscowi jeżdżą jak polscy ułani – szybko i nie zwracając uwagi na innych. Zresztą pewnie z takich miejscowych ludków brali niegdyś się polscy ułani... Ja wolałem zjechać na bok i przepuścić. Do wojska nadawałbym się co najwyżej na kucharza. Poza kapelanem, rzecz jasna.

Na końcu Balczewa zobaczyłem stojący jeden wóz strażacki na światłach. Podjechałem bliżej, stanąłem na poboczu i podszedłem się rozejrzeć. Dymiło z jakiejś szopy z pustaków i z wielkiego stosu popiołów nieco dalej.

- Gdzie ten dom? – zdziwiłem się, chyba nawet na głos, bo stojący strażak się odwrócił.

- To ta rudera – wskazał ręką na to, co wziąłem za szopę. – W jednej izbie gnieździli się całą rodziną. A dzieciaki pewnie spały w stodole – wskazał na stos popiołów. – Prokurator był i kazał zaczekać do jutra, na spokojnie ekipa poszuka kości.

- To dzieci nie znaleźliście?

- Nie, tylko troje dorosłych. Chyba sobie libację urządzili.

- Już wiadomo co się stało?

- Ustali oficjalnie dochodzenie. Ale na moje to im bimbrownia wybuchła, co ją mieli w stodółce. Z tego głównie żyli. Cała okolica przyjeżdżała tu po bimber. Fuzlem waliło strasznie, raz na imprezie u szwagra kosztowałem. Ale tanio sprzedawali, to mieli zbyt. A proboszcz z daleka? – spojrzał wymownie na koloratkę w polo.

- Z Torunia.

- A, to proboszcz nie zna tych okolic?

- Nie. Inna diecezja, więc mimo że blisko, to kontaktu brakuje. Ja tu jeżdżę sobie spacerować po lesie.

- No to udało się nam ocalić lasy dla księdza – uśmiechnął się, ale natychmiast posmutniał. – Szkoda mi tych dzieciaków. Chodzili z moją Mają do jednej klasy. Zawsze biednie ubrani, nigdy podręczników nie mieli. Rada Rodziców w zeszłym roku zafundowała im w zeszłym roku wycieczkę do Torunia, aby chłopaki coś zobaczyli. Rodzicom powiedzieliśmy, że to obowiązkowe i muszą jechać, bo by nie puścili. Biedne dzieciaki. Tylko do szkoły ich puszczali, i to dopiero, gdy ich dyrektor policją nastraszył. A tak to tylko musieli siedzieć w tej ruderze.

- Do kościoła też ich nie puszczał?

- Do kościoła? Proboszczu kochany, toż to Janusz jak widział księdza to tylko wyzywał od k.. i ch...! Raz mu nawet w mordę dałem, bo procesja Bożego Ciała, niesiemy strażakami baldachim nad proboszczem, a on przetaczał się pijany i zaczął bluźnić na księdza i Maryję! No to podskoczyłem i w mordę mu dałem. Przewrócił się i zamknął. Potem proboszcz miał pretensje, że nie wypada... Ale ja wiem, kiedy komu trzeba w mordę dać.

Spojrzał na pogorzelisko i posmutniał.

– Biedne dzieciaki. Tam po drugiej stronie będzie im lepiej. Chociaż... - spojrzał na mnie – czy jak były nieochrzczone, to co z nimi będzie po śmierci?

- W Bogu nasza nadzieja, bracie – uścisnąłem mu dłoń. – Bóg jest miłosierny.

Odwróciłem się, aby nie widział łez w moich oczach. Wróciłem do samochodu i powolutku pojechałem w las...

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz