Rega echad

90 9 7
                                    

Noel próbował ściągnąć poszwę z kołdry.

- Coś nie daję rady, księdzu – poskarżył się żałosnym tonem. – Jakbym nie miał sił.

- Siadaj na fotelu, owiń się kocem, ja przebiorę – w sumie po nocnej walce z chorobą mógł nie mieć sił, nie pomyślałem o tym wcześniej. Zwlokłem poszwę i poszewkę, zaniosłem do łazienki, wrzuciłem do pralki, dorzuciłem piżamkę Noela, kapsułkę i nastawiłem pranie. Na gotowanie, kto wie, co za wirus grasuje.

- Księdzu, h śhięta pierzesz? – zdziwił się Leon. – Pani na religii móhiła, że h niedziele i śhięta nie holno pracohać!

- Jak brzmi pierwsze przykazanie kościelne, pamiętasz? – odpowiedziałem pytaniem.

- Przynajmniej raz h roku spohiadać się? – odpowiedział z powątpiewaniem.

- H niedziele i śhięta uczestniczyć he Mszy śhiętej i pohstrzymać się od prac niekoniecznych – wtrącił Noel.

- A jo, pomyliło mi się – palnął się w czoło Leon.

- Mowa jest o pracach niekoniecznych – zabrałem się za wyjaśnianie. – Konieczne można wykonać. A zatem można zrobić sok, aby wypić, można posprzątać klatkę papug i dać im jeść...

- To nie praca, księdzu – przerwał mi Leon. – To frajda!

- I tak samo można wyprać przepoconą pościel Noela, aby nam jakieś wirusy czy bakterie się nie panoszyły. Zwłaszcza, że pierze to pralka.

- A dlaczego normalnie pierzesz pościel h soboty? – dopytywał się Leon.

- Bo normalne pranie, to można wykonać w inny dzień, nie w niedzielę czy w święto. Takie normalne pranie to byłaby praca niekonieczna.

- Teraz to jasne – pokiwał głową Leon.

Poszedłem do pokoju chłopaków. Otwarłem okno szeroko, rozwiesiłem na dwóch krzesłach kołdrę Noela, przetrzepałem poduszkę i położyłem na biurku koło okna. Niech się przewietrzą i wyschną.

Spojrzałem na zegarek. Pora iść do spowiedzi. Założyłem sutannę.

- Włączcie sobie jakiś program przyrodniczy, ja idę do kościoła – rzuciłem bezmyślnie, co momentalnie uświadomił mi Leon.

- Księdzu, choinka zasłania telehizor! Pooglądamy Encyklopedię ptaków! – wskoczył na fotel koło Noela z wybraną książką w ręce.

Zanim zdążyłem wyjść, zadzwonił telefon.

- Dzień dobry, Jadwiga Konopacka z tej strony, parafianka. Czy ja się dobrze dodzwoniłam do biura parafialnego?

- Tak, ksiądz Mikołaj Mikołaj, słucham.

- Szczęść Boże, księże! Ja bardzo przepraszam, że dzwonię w Boże Narodzenie i to tak rano, ksiądz pewnie bardzo zajęty jest w święta, ale mojej mamie się pogorszyło w nocy. Czy może znalazłby ksiądz czas, jakoś wieczorem może czy po południu i podjechał ze świętymi olejami?

- Dobrze, po Mszy popołudniem podjadę – odparłem.

Zapisałem adres i rozłączyłem się.

- Jeśli chcesz zdążyć, to musisz teraz jechać – rzekł Leon niespodziewanie. – Ona umrze dwie minuty po dziehiątej.

- Co ty mówisz? – zwróciłem się do niego. – Skąd wiesz?

- Nie hiem – wzruszył ramionami Leon. – Ale ona umrze zaraz po dziehiątej.

Spojrzałem na zegarek. Za piętnaście dziewiąta. Spojrzałem raz jeszcze na chłopaków. Patrzyli prosto na mnie. Dwie identyczne blond główki, tylko kolory oczu na odwrót. Błyskawiczna, głupia myśl przemknęła mi przez głowę. Spojrzałem za zegarek. Za czternaście dziewiąta.

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz