Na pochyłe drzewo każda koza skacze

135 7 5
                                    

- Wiem, gdzie są. Za Cierpicami, gdzie boczna droga odchodząca z es dziesięć przecina tory – rzuciłem szybko Piotrowi. – Zaraz podam ci dokładne współrzędne.

- Dawaj, a ja wysyłam radiowóz do Cierpic – odparł.

Na pochyłe drzewo każda koza skacze – ten krzyk bliźniaków pozwolił mi zlokalizować miejsce. Byliśmy parę tygodni temu szukać skrytki geocache. Umieszczona na pochyłej brzozie, oznakowana była hasłem „Na pochyłe drzewo każda koza skacze". U mnie skakały dwie kozy, Leon z Noelem wdrapali się, zanim zdążyłem się odezwać.

- Leon z Noelem zesrali by się ze strachu, gdyby mieli tak się położyć pod pociągiem – odezwała się Dżesika z ekranu laptopa.

- Kto? – zdziwiła się Józefinka. – Ty znasz Leona i Noela?

- No jasne! Dwóch debili przyszło nie-wiem-skąd do mojej szkoły. Dzieci księdza chyba. Na którymś wuefie rozebrali się i na golasa tańczyli! Nagrałam to, ale gliny skąś się dowiedziały i skasowali.

- Mówisz o takich dwóch mikruskach blondaskach? Bliźniakach? – zdziwiła się Józefinka. – Tacy chodzą na akrobatykę do mnie.

- Pewnie ci sami – odparła Dżesika. – Ci debile ciągle chodzili na rękach po szkole.

- Oni nie są debile! – oburzyła się Józefinka. – Jak oni mi się podobają! Szkoda tylko, że to pedałki. Ćwiczą tylko ze sobą...

- Chyba głupia jesteś, jeśli ci się podoba Leon lub Noel! – wrzasnęła Dżesika. – Przez nich musiałam szkołę zmienić!

- A mi się podobają! I już! – krzyknęła Józefinka zrywając się z torów. – Musisz być głupia! Takie fajne chłopaki! To ja się zastanawiam, jak tu któregoś poderwać, a ty ich nazywasz debilami? Sama jesteś debilką! Nie znam cię od teraz!

Poderwała się i pobiegła w las. Rozległ się gwizd pociągu. Drugi. Trzeci już nie ustawał. Usłyszęliśmy pisk hamulców. Kamera komórki chwyciła nadjeżdżający skład, który hamując przetoczył się nad telefonem i leżącą wciąż na torach Dżesiką. Lokomotywa. Jeden wagon. Drugi. Trzeci. Czwarty. Wszystko działo się tak szybko. Ledwo zauważyliśmy, że z któregoś wagonu coś cieknie, gdy ten już przetoczył się nad dziewczynką ze smartfonem. Brązowa ciecz czalała kamerę.

- Fuj! – zdążyła zarejestrować komórka.

Dżesika zerwała się pod wciąż przejeżdżającym pociągiem. Wrzask! Strugi czegoś czerwonego zalały kamerę. Migotało światło pomiędzy przejeżdżającymi wagonami. Wreszcie przestało migotać, cały skład przetoczył się dalej. Sądząc po odgłosach, pociąg zatrzymał się dopiero pareset metrów dalej. I ciągły wrzask, który po chwili ucichł.

- Dżesika! Co ci jest – usłyszeliśmy głos Józefinki. – O boże, boże! – wrzask koleżanki został przerwany przez odgłos wymiocin. – Nie! Boże, boże, boże... - cichł głos Józefinki wraz z oddalającymi się jej krokami.

Dżesika się nie ruszała. Piotr już wysłał karetkę we właściwe miejsce. Smartfon po chwili przekazał głosy nadbiegających kolejarzy.

- Co to się kurna dzieje! – z daleka wrzeszczał pierwszy. – Ze świniami się na łby pozamieniałaś?

Dobiegł na miejsce i, sądząc po odgłosach, zwymiotował się.

- Chryste Panie! – zawołał już innym tonem. – Piotrek! Dawaj apteczkę! Ona jeszcze żyje! Butelkę wody!

Obmył jej twarz i rozpoczął reanimację. Po kilku minutach wciąż działający smartfon zarejestrował podwójny odgłos syren. Karetka i policja. Któryś z policjantów podniósł smartfon i otarł o spodnie. Na ekranie zobaczyliśmy tory, ratowników układających Dżesikę na noszach. Funkcjonariusz skierował kamerę smartfona na tory. Krew świeciła się czerwono na szarych betonowych podkładach.

- Droga młodzieży, oglądająca czelendże na fejsbuku – powiedział głośno i wyraźnie do mikrofonu. – Tak kończą się głupie pomysły. Wasze życie jest ważniejsze niż lajki na fejsie. Koniec transmisji – wyłączył transmisję live.

Obejrzałem się na bliźniaków. Siedzieli nieruchomo. Łzy ciekły im z oczu.

- Księdzu, to się działo naprahdę? – wyszeptał Noel.

- Niestety, naprawdę.

- Dżesika przeżyje?

- Mam nadzieję, że tak – odparłem. – Pomoc przyjechała szybko. Ale nie wyglądało to dobrze.

- Ja jej nie lubię – odparł stanowczo Leon. – Ale nie chcę, aby umierała! A co z Józefinką?

- Nie ma jej na miejscu wypadku – dobiegł nas głos Piotra. – Wyślę dodatkowy patrol, aby ją znaleźli.

- Podobam się jej – odparł zadowolony Leon.

- Ale nazhała nas pedałkami! – oburzył się Noel. – Księdzu, prahda, że nie jesteśmy pedałkami?

- Nie jesteście! – przytuliłem chłopaków.

- Ale my naprahdę ćhiczymy tylko ze sobą – Noel miał wątpliwości. – Z Leonem się ćhiczy zupełnie inaczej!

- Jesteście braćmi, bliźniakami. To normalne, że najlepiej ćwiczy się wam ze sobą – przytuliłem go mocno. – Nie masz się co martwić.

Dobrze, że była z nami Bomba i Taxi. Papugi idealnie wyczuły moment, podleciały do bliźniaków domagając się pieszczot. Zaczęli bawić się z papużkami. Złe myśli, zbyt trudne dla dzieci odeszły na dalszy plan. Trzeba było nakarmić ptaki. Rzucali im ziarenka, a papużki w locie chwytały.

Zabawa trwała dobre pół godziny. Piotr przywiózł roztrzęsionego Michała, który w domu też był świadkiem całej akcji. Razem nadjechała Mary z Connorem. Cała czwórka chłopaków po chwili rzucała w powietrze ziarenka dla papug, obserwując ze śmiechem, jak te zwinne kolorowe ptaki łapią je w locie. Piotr zostawił u mnie Michała, jadąc do pracy. Zdarzenie na torach ściągnęło wielu policjantów na służbę. Józefiny nigdzie w pobliżu patrol nie znalazł. Szykowało się poszukiwanie.

Mary została. Skoro chłopcy się dobrze bawili, poszliśmy do kuchni przygotować jakiś posiłek.

- Co proponujesz na kolację?

- Zazwyczaj idzie sałata z różnymi dodatkami. Mamy pomidorki, cebulkę, tuńczyka i gruszkę – pokazałem zawartość lodówki. – Sos winegret lub farmerski, ulubiony Leona. Jogurt jest, majonez jest, zioła tutaj w słoiczku – pokazałem na półkę z przyprawami. – Tylko trochę za mało to będzie na szóstkę... Co zdrowego i lekkiego możemy na szybko zrobić? – zwróciłem się do Mary.

- W kuchni irlandzkiej nie szukaj pozycji typu „zdrowe i lekkie" – odparła ze śmiechem Mary. – Od dziewiętnastego wieku królują ziemniaki i mięso. Ma być dużo i tłusto. Życie było ciężkie, ważne były kalorie. Ja sięgam do kuchni wielu krajów, chcę, aby Connor jadł wszystko. Ale też umiał docenić rodzime specjały. Ale to kiedy indziej. Co masz w spiżarni?

Mary sceptycznie się patrzyła, gdy wyjmowałem dwie paczki parówek, kroiłem każdą na pół, a potem wzdłuż na osiem części, nie docinając do końca. Paróweczki zanurkowały we wrzątku, nabierając błyskawicznie kształtu ośmiorniczki. Już skwierczała cebula na oliwie na patelni. Wyłowione z ukropu parówki powędrowały na oliwę. A do wrzątku makaron. Jeszcze słoik z ajwarem i po chwili sos do makaronu był gotowy.

Na widok kolacji Leon szybko zwabił papużki do klatki kolbami prosa. Zresztą same ptaki chyba były już zmęczone zabawą i spokojnie oddały się ulubionemu zajęciu – jedzeniu. Myśmy zrobili to samo. Makaron z sosem i sałata – szybkie danie spełniło oczekiwania wszystkich.

Wyciągnąłem „Boso przez Świat". Gra wchłonęła dzieciaków.

Późnym wieczorem rozścieliłem chłopakom w pokoju. Zadzwonił Piotr. Dżesika w szpitalu w stanie ciężkim. Józefinka ciągle zaginiona. Zostawał na służbie na noc. Connor za zgodą Mary został na nocowaniu z kumplami. Odwiozłem Mary do domu. Wróciłem. Chłopcy spali grzecznie jak niemowlaki. Wsiadłem znowu do samochodu i ruszyłem na południe.

---

Wiele ze skrytek geocache wspomnianych w "Leonie i Noelu" istnieje faktycznie. Ta nie. Nie szukajcie jej,

I nie kładźcie się pod przejeżdżające pociągi, to nie jest dobry pomysł. 

Lajki na Facebooku czy serduszka na Instagramie nie są warte waszego życia.

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz