Grunwald

78 7 0
                                    

Uwaga. Akcja "Grunwaldu" ma miejsce po wydarzeniach z Dżesiką na torach, dużo przed zakończeniem roku.

Przepraszam za zamieszanie spowodowanie brakiem chronologii rozdziałów.

***

Wyciągnąłem z dziupli pudełko. Pomacałem dokładnie, nic więcej nie było. W świetle latarki również nic więcej nie dojrzałem. Wróciłem do samochodu. W pudełku reklamówka. W niej plik banknotów. Same setki. Policzyłem. Piętnaście i pół tysiąca.

- O kurna mać – jedynie to przyszło mi na myśl. Przed oczami miałem tylko głodne dzieci i piętnaście i pół tysiąca złotych. – Kurna mać.

Ruszyłem powoli do domu. Powolna jazda piętnastką zwróciła czyjąś uwagę. W Suchatówce zatrzymał mnie radiowóz. Poprosili dokumenty. Kazali dmuchnąć. Zdziwił ich wynik zero, zero. Po chwili obaj policjanci podeszli do mojego samochodu.

- Komisarz Dobrzejewski kazał księdzu wracać szybko do domu i się wyspać. Józefinki poszukują patrole, ma się ksiądz nie martwić. Proszę jechać bezpośrednio za nami, popilotujemy.

Pierwszy raz jechałem za radiowozem na sygnałach. Błyskawicznie byliśmy w Toruniu i przejechaliśmy most Piłsudskiego. Wjeżdżając na Starówkę wyłączyli sygnały dźwiękowe, pozostając tylko na migających niebieskich światłach. Poczekali, aż wjadę do garażu. Odprowadzili pod drzwi mieszkania. Wszedłem. Cisza. Śpią.

- To my wracamy do patrolowania okolicy – odmeldował się jeden z policjantów. – Może Józefinka gdzieś wyjdzie na ulice, ciągle nie wiemy, gdzie jest.

Wczesnym rankiem zajrzał do nas Piotr.

- Zrób mi kawę – poprosił. – Józefinka się znalazła. Pracownicy stacji benzynowej pod Solcem Kujawskim zauważyli na monitorach dziwnie zachowującą się dziewczynką. Tylko powtarzała „O boże, o boże", poza tym żadnego kontaktu. Już przewieźli ją do szpitala psychiatrycznego, spróbują jej pomóc.

Wypił duszkiem espresso. Poszedłem zrobić drugie. Postawiłem na stoliku przed śpiącym policjantem. Do pokoju zajrzał Leon.

- O, pan Piotr! – wrzasnął na jego widok. - Znaleźli ją?

- Znaleźli – odparłem za niego. – A teraz cicho. Dajmy mu chwilę pospać.

- O, pan Piotr! – Noel wbiegł do pokoju. – Śpi?

Musiał być zmęczony, skoro nie zbudziły go wrzaski bliźniaków ani papug.

- Dajmy mu chwilę pospać – powtórzyłem. – Cały dzień i całą noc był na nogach.

- To ja obudzę Michała! – zawołał Noel, po czym kontynuował szeptem – przepraszam, zapomniałem. Obudzę Michała, aby się nie marthił.

Michał, jak się okazało, najbardziej zmartwił się wczesną pobudką. Razem z Connorem nocowali u nas i miał nadzieję na wylegiwanie się do dziewiątej.

Poszedłem na Mszę, Piotra zostawiając pod czułą opieką Leona i Noela. Gdy wróciłem, zajadali jajka sadzone na smażonej szynce i fasolkę w sosie pomidorowym.

- Trochę nie było czasu, aby smażyć pankejki – wytknął mi Noel. – Hięc usmażyłem szynkę i na niej jaja.

- A ja odgrzałem fasolkę z puszki! – pochwalił się Leon. – Tylko dodałem nieco Tabasco, bo była niedoprahiona!

- Pół butelki – zaśmiał się Piotr.

- Bo hięcej nie było! – poskarżył się Leon płaczliwie. – Księdzu nie kupił zapasóh!

- Ja cię błagam – spojrzał na mnie ojciec Michała. – Nie miej w domu nigdy więcej jak jednej butelki Tabasco na raz!

- A co? Za ostre? – zdziwił się Leon. – Przecież jadłem. Hspaniałe!

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz