Po lekcjach bliźniacy pobiegli do sklepu. Poza składnikami na sok – tu postanowiłem im zaufać – dopisałem na kartce śledzie matjasy, kompot ze śliwek i paczkę rodzynek.
Wbiegli zadyszani po godzinie.
- Księdzu, nigdzie nie było kompotu ze ślihek! – zawołał Leon oburzony. – Dopiero w dhudziestym sklepie znaleźliśmy!
- Szóstym – sprostował Noel. – To był szósty, liczyłem.
- Mnie się hydaje, że dhudziesty – Leon obstawał przy swoim.
- Ale jest?
- Jest! – Leon z dumą wręczył mi słoik. – To pomaga na oparzenia?
- Nie, to do śledzi. Przypomniał mi się stary przepis domowy, który przygotuję. A na razie zróbcie soczek i porozmawiamy. Przed nami święta Bożego Narodzenia, czas się przygotować...
Zniknęli błyskawicznie w kuchni. Po chwili zawarczała wyciskarka i chłopcy pojawili się z trzema szklankami soku.
- Ślihkohy – wyjaśnił Noel. – Były ślihki h promocji, hzięliśmy. I jabłka, i marchehki, jak zahsze. Dobry? – spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- Dobry – potwierdziłem.
- To może nie będziemy móhili o śhiętach? Proszę! – spojrzał na mnie błagalnie.
- To już postanowione – odparłem. – Czas się zbliża, trzeba się przygotować...
Jak na komendę buchnęli płaczem. Zastygłem ze szklanką soku przed nosem, usiłując zrozumieć, co się stało.
Padli na kolana.
- Proszę, nie róbmy śhiąt! – zajęczał Leon.
- I bez Mikołaja! – dodał Noel. – Proszę! Ja naprahdę nie chciałem oblać cię czekoladą, księdzu! Chciałem, abyś się napił, bo to smaczne! Możemy nie mieć Mikołaja?
- Moment, czegoś nie rozumiem – odparłem. – Czemu nie chcecie świąt, a tym bardziej Mikołaja?
- Bo Mikołaj przychodzi tylko do grzecznych dzieci – rozpłakał się Leon. – A niegrzecznym zostahia rózgę i obierki od zgniłych ziemniakóh! Ja nie chcę!
- Nie chcę... znohu... być h paski... księdzu! – płakał Noel. – Rózgą boli... tak mocno... jak kablem...
- Stop! – krzyknąłem.
Ucichli momentalnie, z otwartymi buziami wpatrując się we mnie. Tylko łzy nadal płynęły z oczu.
- Nie będę was bił! Obiecałem to dawno! – próbowałem zachować spokój.
Koszmary dzieciństwa uderzyły z nową mocą. Kto by przypuszczał, że wywoła je temat świąt?
- Nie ty, księdzu... - wyszeptał Noel. – Mikołaj! Dobrym dzieciom przynosi podarki, a złym rózgę i obierki.
- Obierki są ohydne, księdzu – dodał Leon. – Na suroho, z ziemią... Ohydne!
- Wyście jedli obierki? Na surowo? – nie mogłem uwierzyć.
- Tak niegrzeczne dzieci muszą, księdzu – tłumaczył Leon jak jakąś oczywistość. – Ty zahsze byłeś grzeczny, co? A my nigdy...
- Teraz jesteście grzeczni. Nie będzie żadnych obierek ani rózgi – zapewniłem.
- Ty tak móhisz, bo jesteś fajny – westchnął Noel. – Ale Mikołaj zechce mnie ukarać za tę czekoladę. I za uhagi h szkole. I za hodę, którą hlałem Dżesice do plecaka...
CZYTASZ
Leon i Noel
Novela JuvenilBliźniacy Pjoter i Pawuł w marzeniach nazywają siebie Leon i Noel. Mają proste, dziecięce marzenia: aby tatuś nie bił częściej jak raz w tygodniu... Pjoter jeszcze chciałby, aby Pawuł nie wbiegł się zabić pod samochód, jak już raz próbował... Czyli...