Fryzjer

139 13 1
                                    

- No to teraz do fryzjera – rzuciłem, gdy ruszyliśmy z parkingu.

- Księdzu, zatrzymaj się! –Leon wrzasnął mi prosto do ucha.

Ciśnienie mi momentalnie podskoczyło. Błyskawicznie stanąłem. Rozejrzałem się na wszystkie strony. Nic nie jechało. Zajrzałem do bliźniaków – siedzieli grzecznie przypięci pasami.

- Co się stało? – zapytałem podniesionym głosem.

Za ostro. Noel się skulił i łzy stanęły mu w oczach. Leon siedział za mną, więc nie widział dobrze wyrazu mojej twarzy, ale zerknął na brata i się zawahał.

- No... bo... nie krzycz...

- Już nie krzyczę. Trochę się zdenerwowałem, bo myślałem, że coś na nas jedzie – wziąłem trzy głębokie oddechy. – O co chodzi?

- Bo musimy przegadać tego fryzjera. Czy musimy?

- Sam chciałeś mieć ekstra nową fryzurę. Więc jedziemy.

- A Noel? – Leon spojrzał na brata.

- Noel, a ty? – zwróciłem się do niego.

- No ja chciałem mieć długie... - wyszeptał cichutko Noel. – Ale jak chcesz...

- Chcę, aby się Tobie podobało. To Twoja głowa. W takim razie tylko Leon będzie ostrzyżony.

- I oto księdzu chodzi! Ja już nie chcę! Chcę mieć długie! – wrzasnął Leon.

- Przecież móhiłeś, że h długich to jak baba – zdziwił się Noel.

- No bo będziesz hyglądać jak baba. I ja będę hyglądać jak baba. Ale jak ktoś się będzie z ciebie śmiał, to i ze mnie, i htedy dam mu h nos! Dha razy! Za mnie i za ciebie! Hięc hidzisz księdzu – zwrócił się do mnie – muszę mieć długie hłosy!

- Dobra, omijamy fryzjera – zarządziłem. – Ale Leon, więcej mi tak nad uchem nie krzycz, dobrze?

- Oj, księdzu, to tak się nie da... - westchnął Leon. – Może niech Noel siądzie za tobą? Będę hrzeszczał z drugiej strony auta...

- No dobra. Zamiana miejscami – rozkazałem.

Oczywiście chłopaki zamiast wysiąść i obejść samochód, przez pięć minut przepychali się i kotłowali na tylnej kanapie, aby zmienić miejsca, wyraźnie się dobrze przy tym bawiąc. Nie przeszkadzałem im, mamy czas. Wolałem słyszeć ich perlisty śmiech niż płacz.

- To gdzie teraz? – spytał się Leon.

- Pojedziemy jeszcze w jedno miejsce, pokażę wam inne plecaki, bo tu się nie mogliście zdecydować.

- Bo za dużo tego było! – poskarżył się Noel. – W głohie mi się od tego mieszało już.

- A o niektórych sam móhiłeś, że są szmatłahe! I nie hytrzymają ze mną tygodnia! – wytknął mi Leon. – Hięc to thoja hina, że nie mamy plecaka! Oj... - zreflektował się nagle i spuścił głowę – przepraszam... ja nie chciałem... - rozpłakał się.

- Dlatego pojedziemy teraz do innego sklepu i pokażę Wam solidne plecaki, które dużo wytrzymają – uśmiechnąłem się do niego.

- Nahet rzucanie nimi o ścianę? – otarł łzy Leon.

- I granie nimi h piłkę? – dopytał się Noel.

- I jak halnę nim Noela h głowę? – dodał Leon.

- To ostanie jest zakazane – rzuciłem. – A resztę plecaki wytrzymają.

- Super! Daleko to? – rzucił Leon.

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz