Malinowa czekolada

79 8 0
                                    

Zbudził mnie zapach malin i czekolady. Otwarłem oczy. Ujrzałem przystawioną mi do twarzy filiżankę z brązowym płynem i ponad nią wpatrzone we mnie oczy Noela.

- Księdzu, chcesz czekoladę malinową? Sam zrobiłem, specjalnie dla ciebie! Nie hiedziałem, że taka dobra jest.

- No! Noel sam hymyślił! Sprahdzałem, dobre! – Leon zza mojej głowy potwierdził słowa brata. – Móhiłem, że nadaje się na żonę!

- Leon, mężczyźni również wspaniale gotują. Spójrz na strýčka Jiříego, facet, czterech synów, a jak gotuje!

- Ale on jest kucharzem, księdzu, on musi! – zaoponował Leon.

- A Noel ma dziesięć lat i sporo czasu do wyboru zawodu. Daj tę filiżankę – wziąłem z rąk Noela naczynie i skosztowałem.

Faktycznie, wspaniała. Czekolada, gorąca, gęsta, słodka i cudownie pachnąca malinami.

- Jak to zrobiłeś? – zaciekawiłem się.

- To nie takie trudne, księdzu – Noel usadowił mi się na kolanach. – Wziąłem pełno Milki w proszku, co stoi w szafie. I na końcu dolałem syropu malinowego. Stał w szafce z tyłu. Nie gniewasz się?

- Noel, to jest pyszne! Czemu miałbym się gniewać?

- Posuń się – Leon wtarabanił mi się na kolana z drugiej strony.

Ja spokojnie popijałem czekoladę. Wróciłem w myślach do wydarzeń dzisiejszego dnia. Czy tak powinien reagować ojciec, na ucieczkę synów z lekcji? Może to zignorować? A może bardziej ostro podejść? Ale jak tak siedzą na kolanach... ostre podejście... Łyknąłem czekolady. Noel wpadł na dobry pomysł. Spojrzałem z żalem na pustą filiżankę.

- Poczekaj chwilę, zaraz zrobię! – Noel zerwał się i pobiegł do kuchni.

Leon wykorzystał okazję i przytulił się cały.

- Trzeba kupić hiększy fotel, księdzu – wyszeptał. – Bo ten jest za mały i oparcie gniecie mnie w pupę.

- Pojedziemy do IKEI i poszukamy – obiecałem.

I tak niedługo znajdzie się rodzina adopcyjna i bliźniacy znikną z mego życia, pomyślałem. Zostanie mi wielki fotel na pamiątkę. I jakieś zdjęcie, nowa myśl wpadła mi do głowy. Muszę sobie zrobić jakieś fajne zdjęcie z nimi.

- Zrobiłem od razu cały kubek, aby co chwilę nie biegać – Noel wręczył mi kubek z czekoladą. Ten największy, ponad pół litra pojemności. Pieszczotliwie nazywałem go „nocnikiem", ze względu na wielkość i kształt. Zazwyczaj rozbijałem w nim jajka na jajecznicę, oczywiście, gdy smażyłem tylko dla siebie. Dziesięć jajek się w nim nie mieściło, a pełne pudełko zawsze schodziło, gdy jadłem z bliźniakami jajecznicę na śniadanie.

- Wspaniała – oceniłem, kosztując wyrobu Noela. – Faktycznie, masz talent do kuchni.

Usadowił mi się na kolanach, spychając brata. Popijałem czekoladę. Nagle w mojej głowie zabłysło jedno zdanie powiedziane dzisiaj. Wszystkie klocki wskoczyły na swoje miejsce. Filiżanki na stole u biskupa. Nagłe zaproszenie na kawę. Dziwne słowa na wieść o ucieczce dzieciaków z lekcji. Białe koszule.

- Znacie grę TAK – NIE? – zapytałem.

- Nie – odparł Leon.

- Na czym to polega? – zapytał Noel.

- Jedna osoba zadaje pytania, a pozostałe odpowiadają zgodnie z prawdą. Ale można odpowiedzieć tylko TAK lub NIE, żadnej innej odpowiedzi nie można dać. Jasne?

Leon i NoelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz