Siedziałam na kanapie w salonie z nosem w książce, którą pożyczyła mi Esther. Przeczytałam dużą jej część, kiedy Harry ze mną nie rozmawiał. Można powiedzieć, że pod tym względem wykorzystałam jego milczenie.
Odłożyłam na bok lekturę dopiero, kiedy usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych. Wrzuciłam ją do torebki, którą specjalnie zostawiłam obok siebie i wyciągnęłam komórkę, udając, że to w nią byłam przez cały czas wgapiona. Chciałam uniknąć sprzeczek związanych z Esther. W ostatnich dniach szatyn był wręcz cudowny pod każdym względem. Wszystko się między nami układało. Nie chciałam tego teraz psuć.
- Mamo! Jesteśmy! - zawołał swoim cienkim głosikiem Tobias, który wpadł do dużego pokoju z ogromnym bukietem kwiatów. Rozchyliłam zachwycona usta i ujrzałam za plecami małego Harry'ego, który posyłał mi ciepły uśmiech.
- O mój Boże. Ten bukiet jest prawie tak duży jak ty - stwierdziłam, zabierając od swojego aniołka kwiaty, które oczywiście kupił jego tata. - Dziękuję!
Przyciągnęłam Toby'ego do siebie i cmoknęłam go w czoło. Z chichotem wydostał się z moich rąk i zniknął gdzieś w przedpokoju.
- Mamo? Mogę pograć teraz na komputerze? - Adam już był w drodze na górę, chociaż jeszcze nie znał mojej odpowiedzi. Ale zazwyczaj się zgadzałam.
- Masz pół godziny - powiedziałam, a gdy Toby to usłyszał, popędził za swoim bratem.
Szatyn opadł na kanapę, zajmując miejsce obok mnie. Zostałam przez niego przywitana buziakiem w policzek, na co się uśmiechnęłam.
- Dzięki za kwiaty - rzekłam, posyłając mu ufne spojrzenie. - Są piękne.
- Cieszę się, że ci się podobają - odparł, a ja przytaknęłam.
Zawsze mi się podobały bukiety kwiatów, które dla mnie wybierał, gdyż wiedział dokładnie, które kwiaty są moimi ulubionymi. Wiedział też, że lubiłam, kiedy w bukietach dominował jeden kolor. Dlatego jak zwykle dopasował kolor róż do reszty kwiatów. Pośród żółtych róż, gerberów i goździków znajdowały się fioletowe irysy. Dobrał kontrastujące kolory. Wszystko było przemyślane. Harry nigdy nie kupował gotowych bukietów, tylko sam wszystko ze sobą łączył.
- Nie szkoda ci czasami pieniędzy na nie? - zapytałam z czystej ciekawości, chociaż pewnie zabrzmiałam tak, jakbym miała wobec niego jakieś zarzuty.
- Nie - stwierdził i potrząsnął głową. - Chciałbym nie wydawać pieniędzy na papierosy, ale nie wychodzi mi to.
- Ale nie palisz przy dzieciach, prawda?
- Nie. To byłoby nieodpowiedzialne. - Właśnie to chciałam usłyszeć. Wiedziałam, że uważa, bo nawet przy mnie nie palił tak często, jak to robił w przeszłości. I praktycznie zawsze wychodził na zewnątrz. Pomimo tego się martwiłam. Także o jego zdrowie. - Rzucę palenie. Ale nie teraz. Nie dam rady.
- Dałbyś radę, ale nie wymagam tego od ciebie. Jeżeli uważasz, że palenie ci pomaga, to... cóż. - Zacisnęłam usta. - Rozmawialiśmy o tym już tyle razy. Chyba nie muszę ci powtarzać, co o tym sądzę.
- Nie, ja... ja wiem. - Opuszkami palców dotknęłam płatków jednej z róż i delikatnie przytaknęłam.
- Dlaczego wybrałeś żółte? - Zmieniłam temat, aby porozmawiać znowu o czymś miłym.
- Jakoś tak. Wydawały mi się odpowiednie. - Wstałam z bukietem w jednej ręce i wyciągając ku Harry'emu drugą rękę.
- Pomóż wybrać mi wazon. - Pociągnęłam go do kuchni, w której na parapecie stało parę wazonów. - Szklany czy jeden z kolorowych?
- Co powiesz na ten kremowy? - zapytał z ręką u mojego boku.
- Jestem za. - Chciałam sama sięgnąć po naczynie, ale Harry mnie wyprzedził i od razu zaczął nalewać do niego wody.
Wypakowałam bukiet z papieru, który od razu wyrzuciłam do kosza. Szatyn postawił wazon na blacie kuchennym, do którego wrzuciłam kwiaty i zadowolona uniosłam kąciki ust.
- No i cudownie - podsumowałam. Uniosłam do góry całość i udałam się do salonu, aby go udekorować tym pięknym bukietem. Znalazłam mu miejsce na dużym stole na samym jego środku. - Może tak być?
- Myślę, że stoi tu idealnie - odparł mężczyzna, łapiąc jedną z dłoni za moją twarz i łącząc ze sobą nasze usta. Na chwilę zamarzłam, bo jego dotyk na mojej twarzy znowu przypomniał mi o tamtym wstrętnym wieczorze na imprezie u Charliego.
Złapałam za jego dłoń, przekładając ją nieco niżej, aby znalazła się na moim karku i pozbyć dyskomfortu. Teraz wprawdzie wiedział, że ten gest źle mi się kojarzy, ale zapewne o tym nie myślał.
- Nie łap mnie proszę w ten sposób za twarz - powiedziałam otwarcie po tym, jak skończyliśmy się całować. Stałam oparta o ścianę, spoglądając w jego oczy. - To nie ma nic wspólnego z tobą, ale przywołuje nieprzyjemne wspomnienia i wolałabym...
- Kurcze, zapomniałem - zdenerwował się, stykając ze sobą nasze czoła. - To się nie powtórzy.
- Nic się nie dzieje - powiedziałam i cmoknęłam go w usta. - Wolę ci przypomnieć, bo jeżeli tego nie zrobię, będziesz mi wypominał, że tego nie zrobiłam.
- To bardzo możliwe. - Zwilżył wargi, po czym się uśmiechnął. - Ale to ważne.
Przytaknęłam i wtuliłam się w ciało szatyna. Wplątał palce w moje włosy i jeździł kciukiem wzdłuż moich kręgów szyjnych.
- Minęło już trzydzieści minut? - wymamrotałam, a szatyn odchylił głowę, by sprawdzić godzinę.
- Jeszcze mają z piętnaście minut. - Wzmocniłam swój uścisk w okół torsu Harry'ego, wzdychając.
- Przypilnuję później Adama z lekcjami - oznajmiłam, wiedząc, że mały wolał je wykonywać ze mną. W tym czasie tata chłopaków często spędzał czas z Tobiasem i wszystko jakoś grało. - A potem siądę do zadań moich uczniów z nadzieją, że zdołam pójść o normalnej porze spać.
- Pomóc ci w czymś? - zapytał mnie Harry.
- Nie, jakoś dam sobie radę - uznałam. - Chcesz pooglądać przez chwilę Mamma Mia 2?
- Teraz? - zdziwił się, a ja uniosłam do góry głowę, spoglądając na niego.
- Przez chwilę tylko. - Przeniosłam dłonie na jego klatkę piersiową. - Proszę.
- No, dobrze. Obejrzyjmy Mamma Mia 2 - zgodził się, na co wydostałam się z jego objęcia i popędziłam w stronę telewizora. Usłyszałam za sobą śmiech Harry'ego.
- Edycja sing-along? - zapytałam z całkowitą powagą, a szatyn roześmiany wzruszył ramionami.
- Wolałbym normalną wersję. Nie wiem, czy dorównam Lily James - stwierdził, zajmując miejsce na kanapie.
- Czyli edycja sing-along - odparłam, wkładając do odtwarzacza DVD odpowiednią płytę. Harry zaśmiał się, odchylając głowę do tył.
- Nie wierzę, że chcesz mnie zmusić do śpiewania. - Usiadłam przy nim z pilotem w ręce i czekałam aż załaduje się płyta.
- A ja nie wierzę, że nie wybrałeś dobrowolnie edycji sing-along. To była jedyna prawidłowa odpowiedź. - Zarzuciłam mu prawą rękę przez ramię, przewijając lewą ręką reklamy. - A jeśli ładnie zaśpiewasz When I kissed the teacher, pozwolę ci się nawet pocałować.
- Stoi - powiedział bez wahania i nagle wydawał się być całkiem zmotywowany do śpiewu. - Wiesz, jak się tak nad tym zastanowię, moglibyśmy w sumie częściej oglądać Mamma Mia 2. Albo pierwszą część Mamma Mia. Edycję sing-along.
liczba słów: 1033
CZYTASZ
Fleurs Séchées // h.s.
RandomDruga część Lumière. Andie Styles rzeczywiście wierzyła w to, że nadejdzie taka chwila, kiedy będzie w stanie szczerze stwierdzić, że ogarnęła swoje życie w każdym stopniu. Przekonała się prędko o swojej naiwności. W wieku dwudziestu dziewięciu lat...