Rozdział 32

70 7 0
                                    

- Nie życzę sobie Pani Styles w pobliżu mojej córki. - Zacisnęłam usta, nie odzywając się słowem. W końcu wypowiedź nie była też skierowana do mnie, a do dyrektorki siedzącej obok mnie. - To ciągłe przebywanie w klasie Pani Styles doprowadziło do zakończenia wszelkich znajomości Esther. Jestem o tym przekonana. Moja córka nie jest ani cichym, ani nieśmiałym dzieckiem. Nadmierny kontakt do Pani Styles ewidentnie jej nie służy.

- Ja... - Próbowałam coś wtrącić, ale dyrektorka gestem ręki kazała mi przestać.

- Kiedy odbywają się Pani zdaniem te nadmierne kontakty? - zapytała, poprawiając okulary na swoim prostym nosie.

- Głównie na przerwach. Po zajęciach, ale także przed zajęciami. Esther wspomniała o wspólnym siedzeniu w klasie Pani Styles - odparła, wzruszając ramionami. - Powinna ten czas spędzać z innymi dziećmi.

- Oczywiście - potwierdziła dyrektorka, notując coś w notesie, który leżał przed nią na biurku. Próbowałam z daleka odczytać, co do niego wpisała, ale było to w tym momencie nieosiągalne. - W zupełności się z Panią zgadzam. Budowanie kontaktów i relacji w tym wieku jest szczególnie ważne. Esther powinna spędząć czas ze swoimi rówieśnikami.

- Gdyby nie Pani Styles...

Jeszcze raz usłyszę swoje imię, padające z jej ust...

- Proponuję przeniesienie Esther do klasy Pana May - rzuciła kobieta, odkładając teraz na bok okulary, które chwilę wcześniej wsuwała wyżej. Złożyła na zeszycie dłonie, unosząc do góry brwi. - Co Pani na to?

~*~

- Następnym razem wpierdolę tej wstrętnej...

- Miło cię słyszeć, słońce.

- Nawet mnie nie denerwuj. - Dodałam lekko gazu, wyprzedzając rowerzystę. - Wracam teraz do domu. Muszę ochłonąć.

- Noah była w okolicy i wpadła na kawę - oznajmił, zaskakując mnie, bo niezapowiedziany gość to ostatnie, co w tej chwili potrzebowałam.

- Jest teraz z tobą? - Zmarszczyłam brwi, mając nadzieję, że coś źle zrozumiałam. - Harry?

Przez chwilę słyszałam tylko niewyraźną rozmowę szatyna z kimś, kto musiał być Noahą. Potem rozbrzmiały śmiechy, zawołałam do słuchawki "Halo?" i czekałam na jakąś formę odpowiedzi.

- Andie, jesteś? - W końcu usłyszałam znów wyraźnie jego głos.

- Cały czas - odparłam. - Co Noaha robi u nas w domu?

- Zadzwoniła z godzinę temu, że jest w pobliżu i chętnie by się u nas zatrzymała na kawę. Nie wiem, czemu nie wymyśliłem jakiejś głupiej wymówki, ale teraz czeka na ciebie i przepraszam, że to tak wyszło, bo wiem...

- Nic się nie dzieje. - Zatrzymałam go, słysząc, że się denerwuje. - Zrobiłeś wszystko dobrze. Ja... odbiorę po kawie dzieci i później ci wszystko opowiem. Zaraz będę w domu.

- Dobrze. Czekam na ciebie, słońce. - Rozłączyłam się, wypuszczając ciężki wydech. Kurwa. Nie taki był plan.

Włączyłam radio, skupiając się na muzyce, aby nie musieć męczyć się z własnymi natrętnymi myślami i jak najszybciej dojechać do domu. Oczywiście stanowiło to trudne zadanie po przeżyciu dnia pełnego wrażeń. Liczyłam na to, że będę mogła wyrzucić to wszystko z siebie, wygadując się Harry'emu. Jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Tak jakby ten dzień nie był już wystarczająco przepełniony serią uciążliwych wydarzeń.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz