Rozdział 27

106 11 0
                                    

Wstępując do kuchni rzuciłam za siebie dresy, które chwilę wcześniej z siebie zdjęłam. Wylądowały na parkiecie w przedpokoju. Usiadłam przy wyspie kuchennej, na której Harry postawił mi szklankę z wodą. Sięgnęłam od razu po nią, a zielonooki zamknął za nami drzwi.

- Miałam ochotę jej wszystko wygarnąć, gdy tylko ją zobaczyłam - powiedziałam zdenerwowana. Szatyn zajął miejsce obok mnie. - Nie przejęła się w najmniejszym stopniu tym, że jej dziecko czeka na nią na ulicy o tak późnej godzinie.

Przyłożyłam szklankę do ust i wypiłam jej zawartość. Było we mnie tyle złości. Najchętniej zwaliłabym z półek wszystkie naczynia, aby się wyładować.

- Esther jest w porządku - rzekł szatyn, który tego wieczoru zmienił zdanie co do dziewczyny. Wiedziałam, że ją polubi.

- A jednak?

- Tak. - Złapał się nieco zakłopotany za kark. - Myliłem się co do niej.

- Pokochała cię - stwierdziłam z delikatnym uśmiechem, który wkradł się na moją twarz. - A Esther nie lubi nikogo. Zwłaszcza dorosłych.

- Lubi ciebie - zauważył, do czego dziewczyna jakiś czas temu mi się sama przyznała. Poza tym wskazywało na to wiele innych jej zachowań. To nie była żadna tajemnica.

- Wiem - odparłam, odnajdując spojrzenie szatyna. - A dlatego, że ja ją także lubię, to wszystko boli mnie jeszcze bardziej.

- Widzę to. - Jego dłoń znalazła się na moim kolanie, które troskliwie pogłaskał. - Szkoła powinna coś z tym zrobić.

- Pewnie tak.

Ręka Harry'ego powędrowała do mojej twarzy, którą przyciągnął do siebie, aby mnie pocałować. Delikatnie, czule i jakby ostrożnie. Mógł nie być pewny, czy właśnie tego w tym momencie potrzebowałam. W innym wypadku pewnie całowalibyśmy się z większą namiętnością, tak jak to robiliśmy zwykle.

- Wiesz, że jeszcze parę godzin temu myślałem, że cię zabiję za tę akcję? - wyszeptał między pocałunkami, które teraz pozostawiał na mojej szczęce. Przytaknęłam, przypominając sobie jego pierwsze oburzenie. - Nie rób tak nigdy więcej.

- Chodziło o Esther - zaznaczyłam, zdając sobie sama sprawę, jak bardzo mi na niej zależało. - Wyjątkowa sytuacja, która wymagała wyjątkowego postępowania.

Nasze czoła się stykały, a zielonooki się uśmiechnął. Wplątałam palce w jego włosy i złączyłam ponownie nasze usta. Była druga w nocy, następnego dnia oboje wybieraliśmy się do pracy, ale w tamtym momencie woleliśmy się całować i pozbyć się w ten sposób zmartwień zebranych w ciagu całego dnia. Nie chciałam teraz myśleć o tym, czy zdołam się wygramolić rano z łóżka, jeżeli spędzimy tak jak teraz jeszcze dłuższą chwilę.

- Nadal chcesz kolejnego dziecka? - zapytał nagle, odrywając się ode mnie. Zaskoczył mnie swoim pytaniem, chociaż moja odpowiedź się nie zmieniła od naszych ostatnich rozmów na ten temat.

- Tak - odparłam pewnie.

Szatyn ułożył ręce na moich biodrach, zahaczając kciukami o gumkę mojej bielizny. Swoją głowę ułożył na moim ramieniu tak, że słyszałam tuż przy uchu jego oddech. Powędrowałam wtedy dłońmi na ramiona mężczyzny, wyczekując z jego strony konkretnej reakcji na moją odpowiedź.

- W takim razie może powinniśmy przestać się zabezpieczać. - Nerwowo przełknęłam ślinę, gdyż po raz pierwszy rozważaliśmy podjęcia poważnych kroków w kierunku powiększenia rodziny. - Wiesz... prezerwatywa może trochę utrudnić zajście w ciążę.

Uniosłam do góry kąciki ust i przytaknęłam. Złożył wtedy parę pocałunków na mojej szyi, na co odchyliłam głowę i sama z siebie zaczęłam rozpinać swoją bluzę. Pod nią miałam na sobie zwykły czarny podkoszulek.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz