Rozdział 35

67 6 1
                                    

Odstawiłam w kuchni dwie ciężkie siatki pełne zakupów, wyglądając równocześnie przez okno. Ujrzałam na zewnątrz szatyna koszącego przed tarasem trawę. Zwykle opadające na jego czoło włosy, upiął spineczką, która najprawdopodobniej należała do mnie.

Wzrokiem próbowałam odnaleźć gdzieś w pobliżu siedzących chłopców. Zmarszczyłam w zastanowieniu czoło. Wyszłam z założenia, że są z nim. Jednak za chwilę dobiegły mnie ich śmiechy, które rozbrzmiały gdzieś w domu. Gdzie się ukrywają?

- Teraz moja kolej! - krzyknął Toby, próbując wyrwać Adamowi telefon z ręki. Ja w tym samym momencie wstąpiłam do ich wspólnego pokoju. - Adam!

- Ale ty wybierzesz coś głupiego - burknął Adam i oddał w prawdzie bratu komórkę, ale z wielką i oczywistą niechęcią na buzi.

- Tatuś zostawił wam do zabawy swój telefon? - zapytałam, krzyżując ramiona. Ich spojrzenia powędrowały do mojej twarzy.

- Mamo, tylko jeszcze przez chwilę. Tata nam pozwolił. - Widocznie nie musiałam niczego mówić, bo i bez tego wiedzieli, co sądzę o ich siedzeniu z nosem w telefonie. - Toby, wybierz filmik.

- Jeden ostatni filmik, a jak wrócę, telefon wędruje do mnie - powiedziałam nieco ostrzejszym tonem. - Zrozumiano?

- Tak, mamo - odpowiedział sam Adam, bo Toby był zbyt zajęty, wyszukiwaniem filmiku do obejrzenia.

Zrobiłam krok do tył, chcąc cofnąć się do kuchni, ale w połowie swojego obrotu, uderzyłam nagle w Harry'ego, który jak znikąd zjawił się przede mną.

- O Boże - pisnęłam, łapiąc się jego ręki. - Przepraszam. Nie zauważyłam cię.

- Mogłaś zadzwonić. Pomógłbym ci z zakupami - powiedział do mnie z zarzutem. - Coś jeszcze zostało w samochodzie?

- Nie, wniosłam już wszystko - odparłam, kręcąc głową. - Patrzysz się na mnie jak... Przecież nic mi się nie stało.

- Chciałem ci pomóc. - Puściłam rękę szatyna, aby zaczesać kosmyk włosów opadający na jego czoło i wkładając go pod spinkę, którą wpięłam na nowo w jego loki. - Ale ty jak zwykle...

- Chcesz się kłócić o głupie wniesienie zakupów do domu? - zapytałam, unosząc do góry brwi. Patrzył się na mnie, nic nie mówiąc. - Potraktuję to jako nie.

Wyminęłam szatyna, zbiegłam po schodach i wróciłam do kuchni. Jego wcześniejsze milczenie świadczyło chyba o tym, że zrozumiał, o jak niepoważną sprawę próbuje wdać się ze mną w dyskusję. Przełożyłam jedną z siatek z zakupami na wyspę kuchenną.

- Andie, nie chciałem - usłyszałam za sobą jego głos oraz to, jak zamyka drzwi. Przekręcił też w nich znajdujący się kluczyk.

- Nieważne. - Otworzyłam szafkę, będącą nad moją głową i stanęłam na palcach, aby schować do niej paczkę płatków owsianych. - Następnym razem mógłbyś mnie wpierw miło przywitać, nim zaczniesz się ze mną kłócić.

- Wybacz, mój błąd - odparł i poczułam w tej samej chwili jego palce na swoich biodrach, a jego oddech na swojej szyi. Następne słowa wypowiedział tuż przy moim uchu. - Pomyliłem kolejność.

- Bardzo śmieszne. - Próbowałam zignorować jego bliskość i kontynuować wykładanie zakupów, jakby nie stał właśnie za mną, całując kilkakrotnie miejsce za moim uchem. Gdyby tego było mało, powędrował jedną z dłoni pod moją spódniczkę, zatrzymując dłoń na moim pośladku. Zacisnął na nim swoje palce. - Przeszkadzasz mi trochę.

- Myślałem cały dzień o twoich ustach - wyszeptał, składając kolejne pocałunki na mojej szczęce, kiedy stawiałam pod parapetem zakupione napoje. - O tym, jak mnie nimi całowałaś. Jak mi nimi robiłaś dobrze.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz