Rozdział 18

104 12 0
                                    

— Wyślę ci zaraz zdjęcia szkiców Rayi. Na razie zaproponowała dwie różne wersje okładki, ale myślę, że już wiem, która podoba mi się bardziej. — Skrzyżowałam nogi. Zostawiałam pod wypracowaniami swojej drugiej klasy pieczątki, rozmawiając równocześnie z Harrym przez telefon. Miałam włączony tryb głośnomówiący. — Jestem ciekawa, która tobie się spodoba.

— Raya jest szybka — zauważył, bo rzeczywiście prędko wzięła się za pierwsze szkice. Wysłałam je jej parę dni po tym, jak z szatynem zdecydowaliśmy się na rysunek Adama, który miał się znaleźć na okładce.

— Współpracuję tylko z odpowiedzialnymi osobami — odparłam, myśląc tu tak naprawdę głównie o Harrym. Był wielką częścią procesu powstania moich książek. Jako pierwszy czytał wstępne rozdziały moich przyszłych dzieł i wystawiał im pierwsze oceny. — Ty jesteś moją prawą ręką.

— To dla mnie zaszczyt. — Uśmiechnęłam się na jego miłe słowa. Ten uśmiech jednak prędko zniknął z mojej twarzy, gdy do klasy wbiegły zdyszane dwie dziewczynki. Nie uczyłam ich, ale kojarzyłam je z korytarza.

— Poczekaj, Harry. Mam ważną sprawę.

— Esther źle się czuje. Jest w łazience i nie chce wyjść. Kazała Panią zawołać — powiedziała jedna z nich tak szybko, że ledwo zrozumiałam, co się dzieje.

— Dlaczego nie pójdzie do pielęgniarki? J-ja... mam zaraz lekcję — odparłam, wyginając za plecami nerwowo palce.

— Zaproponowałam, że zawołam pielęgniarkę, ale Esther się nie zgodziła. Powiedziała, że wyjdzie tylko, jeżeli to Pani przyjdzie. — Wstałam od biurka i złapałam za komórkę oraz swoją torebkę.

— Dobrze, idę do niej. — Dziewczynki zrobiły mi miejsce, abym mogła wyjść z klasy. — W której jest łazience?

— Na pierwszym piętrze — odpowiedziała mi tym razem druga uczennica, która skrzyżowała ramiona. Niebieskimi oczyma śledziła moje ruchy, kiedy kierowałam się w stronę schodów.

Wyłączyłam na komórce tryb głośnomówiacy i przyłożyłam sprzęt do ucha. Szybkim krokiem udałam się na górę.

— Muszę iść do Esther — rzekłam zezłoszczona, że akurat mnie zawołała. Jeżeli czuła się źle, mogła poprosić o przyjście pielęgniarki szkolnej. Ja rozpoczynałam za chwilę następne zajęcia i miałam wystarczająco na głowie.

— Coś się stało? — Z komórki wypłynął głos szatyna.

— Podobno źle się czuje i nie ma zamiaru wyjść z łazienki. No chyba, że przyjdę do niej ja — streściłam, odgarniając włosy do tył.

— Mówiłem, że ta dziewczyna to same kłopoty. — Trochę zaczynałam w to wierzyć, chociaż raczej lubiłam Esther. Była ciekawą małą osóbką, o oryginalnym charakterze.

— Nie pomagasz — powiedziałam tylko ostro, zmierzając na sam koniec korytarza, gdzie znajdowały się toalety. — Kończę już. Zadzwonię później, jak już wyjdę ze szkoły.

— Dobrze, słońce. Będę czekał na twój telefon — odparł, a ja natychmiast się rozłączyłam.

Wtargnęłam do łazienki i nawet nie zwlekałam. Zdawała się być pusta.

— Esther, jesteś tu? — zapytałam, stając przed drzwiami kabiny, za którymi zdawał się ktoś być.

— Pani Styles? — Usłyszałam cichy głosik, który od razu rozpoznałam.

— Tak, Esther. To ja — odparłam, stawiając torebkę na parapecie. — Podobno źle się czujesz.

— Chyba dostałam okresu — rzuciła, zaskakując mnie. — Po raz pierwszy.

— Masz podpaskę? — zapytałam, przejmując się nagle bardziej niż wcześniej samopoczuciem ciemowłosej. Aż było mi nieco źle z tym, jaka zła byłam chwilę wcześniej.

— Nie — oznajmiła niepewnie, na co natychmiast sięgnęłam po podpaskę w swojej torebce.

— Dam ci jedną ze swoich. — Przykucnęłam przed kabiną, w której była Esther. Wsunęłam zapakowaną podpaskę pod drzwiami. — Umiesz ją przykleić?

— Nie jestem pewna. — Wstałam, opierając się o zlew za mną.

— Nie szkodzi. Otwórz najpierw opakowanie i ją rozłóż. — Dzwonek jeszcze nie dzwonił. Miałam nadzieję, że zdążę być punktualnie na dole. Odgłosy odklejania rozniosły się po łazience. — Dajesz sobie radę?

— Te paski po bokach przyklejam od spodu, prawda? — upewniła się.

— Dokładnie — potwierdziłam, ciesząc się, że Esther była samodzielna i poradziła sobie całkiem sama. — Jesteś gotowa?

Dziewczyna spuściła wodę i opuściła kabinę. Posłałam jej ciepły uśmiech i złapałam za ramiączko swojej torebki.

— Nie czuję się bardziej kobietą — oznajmiła z westchnieniem. Podeszła do zlewu, aby umyć ręce. — Jedyna zmiana jaką odczuwam, to ten nieznośny ból brzucha.

— Chcesz może do pielęgniarki szkolnej? — zapytałam, chcąc usłyszeć od niej słowo tak. Rozmowa z pielęgniarką oraz kubek ciepłej herbaty na pewno zrobiłby jej dobrze. — Mogę cię do niej zaprowadzić.

— A jaka ona jest? — Zadając mi pytanie, zmarszczyła w niepokoju brwi. Sięgnęła po ręcznik papierowy po swojej lewej stronie.

— Jest bardzo miła i wyrozumiała. Rozmawiam z nią czasami na przerwach — powiedziałam zgodnie z prawdą. Widząc, że Esther była niemal gotowa, skierowałam się w stronę wyjścia. — Zobaczysz, będzie dobrze.

Przepuściłam Esther w drzwiach, które za chwilę nieco hucznie się zamknęły. Zmierzałam z nią w kierunku pielęgniarki szkolnej i w tym samym momencie zaczął dzwonić dzwonek. Przerwa się skończyła, a moje lekkie opóźnienie było oficjalnie gwarantowane.

— Czuję się tak, jakbym nosiła pieluchę — stwierdziła nagle czarnowłosa dziewczyna, nie przejmując się zupełnie osobami przechodzącymi obok nas. To było całkiem w jej stylu.

— Przyzwyczaisz się. — Wzruszyłam ramionami, częściowo będąc myślami już przy swoich następnych zajęciach. — Poproś pielęgniarkę o zapasową podpaskę. Na pewno ma ich więcej niż ja.

Znalazłyśmy się na parterze, gdzie byłam chwilę wcześniej. Zapukałam za Esther do drzwi pielęgniarki szkolnej.

Dziewczynka zaraz weszła do jej gabinetu i na pożegnanie pomachała mi ręką. Wtedy wróciłam w końcu do swojej klasy, w której czekali już na mnie uczniowe. Przeprosiłam wszystkich za spóźnienie, chociaż raczej nikt nie miał z nim problemu i rozpoczęłam zajęcia.

Nie widziałam Esther przez resztę dnia, co mnie, i zabrzmi to okropnie, trochę ucieszyło. Harry wypominał mi każdy kontakt z trzynastolatką, a ja nie byłam najlepsza w kłamaniu więc zamiast nie mówić o Esther, wolałam ją po prostu widywać rzadziej. Nawet jeżeli była jedną z moich najkochańszych uczennic. Zbliżanie się do niej nie miało sensu. Nie mogłam być jej ucieczką.

liczba słów: 894

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz