Rozdział 20

104 12 1
                                    

Minął cały dzień i rzeczywiście ze sobą nie rozmawialiśmy. Z jednej strony nie było na to po prostu czasu, z drugiej żadne z nas nie chciało rozpoczynać tej konwersacji.

- Toby, wyciągnij palec z nosa - powiedziałam, siedząc z małym na ziemi. Bawił się klockami, układając z nich coraz to wyższe wieże.

W dalszym ciągu chciałam, że coś powiedział. Cokolwiek. Chciałam, żeby także przede mną się tłumaczył. Chciałam go lepiej zrozumieć. Momentami wydawało mi się, że może przechodziliśmy przez coś w rodzaju kryzysu małżeńskiego. Przed śmiercią Desa nie kłóciliśmy się aż tak często, jak w ostatnim czasie.

- Spójrz. Za chwilę będzie leciała twoja bajka. - Wskazałam na zegar nad drzwiami tak, jakby Toby był w stanie odczytać z niego czas. - Zjemy teraz wspólnie obiad, dobrze? Zostaw na razie klocki na ziemi.

- Mogę wypić zupę rurką? - zapytał mnie, marszcząc ciemne brwi.

- Możesz. - Uśmiechnęłam się do niego, wstając z parkietu. Schowałam komórkę do tylnej kieszeni spodni, kierując się do kuchni.

Harry nawet nie zadzwonił do mnie na swojej przerwie południowej. Praktycznie zawsze do mnie dzwonił, kiedy byłam w domu. Albo przynajmniej pisał. Jego całodniowe milczenie przypominało coś w rodzaju kary za to, że wyraziłam swoje zdanie.

Przyznaję, że przy Rei zachowałam się trochę nie na miejscu. Ale o to nie byłby zły. Zastanawiałam się długo nad tym i raczej obraził się o to, że zaczęłam mu wygarniać pojedyncze rzeczy. Oraz mój końcowy tekst, że w ogóle nie musimy rozmawiać. Nie chciałam tego powiedzieć, ale gdy już słowa opuściły moje usta, nie mogłam nic zrobić. Nie chciałam go też przepraszać, bo uważałam, że to on powinien najpierw przeprosić mnie. Dlaczego to ja zawsze musiałam go przepraszać pierwsza?

- Mamo? - Toby złapał się mojej nogi, gdy sięgałam po głębokie talerze na zupę.

- Tak? - Ułożyłam je na blacie kuchennym.

- Adam powiedział, że jesteś zła na tatę. - Tylko nie znowu to. Wypuściłam z ręki chochelkę, którą nalałam do naczyń zupy.

- Nie jestem na niego zła - odparłam, biorąc do rąk oba talerze. - Puść mnie proszę, żebym mogła zanieść talerze.

- Ale Adam tak powiedział. - Szedł obok mnie spowrotem do salonu.

- Nie możesz wierzyć we wszystko, co mówi Adam. - Odstawiłam nasze pierwsze danie na stół. - Czasami ja i tata się kłócimy, ale nadal się bardzo kochamy i zazwyczaj nie jestem na niego zła. Jest mi smutno, kiedy się kłócimy, ale prawie zawsze potrzebujemy po prostu pobyć trochę sami, a później porozmawiać. Nie musicie się dlatego o nas martwić.

- Możemy zadzwonić do taty?

- Teraz? - zdziwiłam się, marszcząc brwi.

- Chcę zadzwonić do taty. - Wydął wargę i skrzyżował ramiona.

- Tata jest teraz w pracy. Nie możemy mu przeszkadzać. - Już nie zważając na fakt, że nie miałam zamiaru przerywać ciszy między nami jako pierwsza. - Siadaj. Będziemy jeść. Przyniosę tylko łyżki.

- Chcę rozmawiać z tatą. - Tupnął stopą, na co rzuciłam mu karcące spojrzenie.

- Toby siadaj do stołu. Nie chcę się więcej powtarzać.

Przyniosłam z kuchni łyżki, a kiedy wróciłam do dużego pokoju usiadłam przy Tobym, aby pomóc mu przy jedzeniu. Wciąż był nieco naburmuszony. Zauważyłam, że nie zacznie sam jeść, więc nabrałam na łyżkę trochę zupy, podsuwając mu ją pod nos, ale on tylko obrażony się odwrócił.

- Tobias, dosyć tego. - Zakrył dłońmi twarz, chcąc się przede mną schować. - Nie mogę zadzwonić teraz do taty. Dobrze o tym wiesz.

- Ale tylko na chwilę - poprosił, pociągając nosem. Oczywiście musiał to zakończyć płaczem. - Chcę zadzwonić do taty.

- Nie mogę zadzwonić do-

Miałam się właśnie powtórzyć, gdy leżąca na stole komórka zaczęła wibrować i ku mojemu zdziwieniu dzwonił Harry. Tobias zaciekawiony dźwiękiem mojego telefonu opuścił ręce, odkrywając swoją twarz.

- Halo? - zapytałam ostrożnie, przykładając sprzęt do ucha.

- Odebrałaś już Adama? - zapytał szatyn nieco oschle. Nie przywitał mnie tak, jak robił to zazwyczaj.

- Jeszcze nie, ale będę po obiedzie po niego jechała.

- Wracam już do domu. Odbiorę go po drodze - oznajmił, a ja nieco zmieszana otworzyłam usta, by coś powiedzieć, lecz niczego z siebie nie wydostałam. Byłam wciąż zdezorientowana tym, że w ogóle zadzwonił. - Do później.

- Harry, czekaj - wtrąciłam, nim zdążyłby się rozłączyć. - Toby chce z tobą porozmawiać. Masz chwilkę dla niego?

- No dobrze - odparł, na co położyłam komórkę na stole i włączyłam tryb głośnomówiący.

- To tata - wyszeptałam, posyłając mu ciepły uśmiech.

- Cześć - pisnął do telefonu.

- Cześć słońce - odparł Harry. - Co tam u ciebie?

- Mama powiedziała, że nie jest na ciebie zła! - wykrzyczał uradowany, a ja od razu w panice zabrałam z dala od niego telefon i przełączyłam go znowu na tryb normalny. Zakryłam mikrofon. - Mamo, nie skończyłem!

- Zostań tu. Ani mi się waż stąd ruszać - powiedziałam, wstając od stołu i przykładając ponownie telefon do ucha. - Harry?

- Jestem - odpowiedział, a ja westchnęłam. Nawet nie wiedziałam, co powiedzieć.

— Przepraszam cię za to. Nie wiedziałam, że właśnie to będzie chciał ci powiedzieć. — Nerwowo podrapałam swoje przedramię.

— Nic się nie dzieje — odparł nieco obojętnie. Chciało mi się płakać, słysząc w jego głosie kompletny brak zainteresowania mną.

- Jesteś na mnie zły, prawda? - zapytałam wprost. — Znaczy wiem, że jesteś, ale nie jestem pewna, o co i od wczoraj myślę tylko o naszej kłótni.

— Andie, nie mam teraz czasu. Wyjeżdżam właśnie po Adama — powiedział tylko, po czym się rozłączył. Po moim policzku spłynęła pierwsza łza, którą od razu starłam i nie pozwoliłam do moich oczu napłynąć następnym. Zostawiłam telefon w kuchni i wróciłam do Toby'ego.

liczba słów: 853

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz