Rozdział 36

142 8 2
                                    

— Widziałam na jego telefonie wiadomość od innej kobiety. To pewnie ktoś z pracy, nic takiego, ale chociaż nie wydawało mi się dotychczas, żebym była typem zazdrośnika, to jednak... wie Pani, to nie były wiadomości, które dostawałby od znajomej lub koleżanki — wyznałam, opierając brodę na dłoni, a terapeutka zaczęłą znów zapisywać coś w swoich notatkach. — Najbardziej zabolało mnie to, że, kiedy go zapytałam o to, czy ktoś mu napisał, on powiedział mi, że nie. Później próbowałam na nowo rozpocząć temat mojego zachowania i przy okazji nawiązać do tych wiadomości, ale coś nam... wypadło. W każdym razie nie rozmawialiśmy już o tym.

Nie chciałam wchodzić szczegółowo w treść SMSow, które odkryłam, co dałam też wcześniej do zrozumienie terapeutce. Poznała Harry'ego i nie czułam się z tym dobrze. Chciałam w pewnym stopniu uszanować jego prywatność.

Poza tym nie dopuszczałam do siebie myśli, że mnie zdradzał. Mój mąż był zdolny do wielu głupot, o czym przekonałam się wiele razy, ale nie do zdrady. Nie zrobiłby mi tego. Chyba. W każdym razie nie chciałam, aby ktoś próbował zmienić moje przekonanie o Harrym.

— Co wam stanęło na drodze? — Terapeutka spoglądnęła na mnie swoimi ciemnymi oczami. Jej spojrzenie było łagodne. Znowu zaczęłam rozmyślać, czy jednak nie powinnam jej zdradzić, jakiego rodzaju wiadomości otrzymywał przez ostatnie dni mój mąż.

Na jej pytanie odpowiedziałam najpierw grymasem, a później dopiero słownie. Było mi wstyd za siebie, bo pomimo urazu i bólu, który Harry mi sprawiał swoimi sekretami przede mną, za każdym razem się mu oddawałam.

— Seks — odparłam krótko.

— Seks? — Uniosła brwi, kończąc zapis czegoś w swoim zeszycie.

— Seks — powtórzyłam i zdecydowałam się wyjaśnić, co konkretnie miałam na myśli. Opowiedziałam jej, jak przebiegła nasza wieczorna konwersacja w dniu, kiedy zezłościłam się na szatyna przy Gemmie.

- Słuchaj, to uderzenie w bok...

- Zapomnij o tym. - Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć. Odnalazłam jego spojrzenie w lustrze. Nakładałam tłusty krem na twarz i szyję, a szatyn czekał, aż będę gotowa. - Już sobie je wyjaśniliśmy.

- Nie wydaje mi się, że sobie cokolwiek wyjaśniliśmy. - Wmasowałam resztki kremu w dłonie i nagle poczułam, jak Harry łapie mnie za nadgarstek jednej z nich. - Ej!

- Już? - Moje ciało zderzyło się z jego, gdy zwinnym ruchem odwrócił mnie ku sobie. Spoglądnął na moje dłonie, które spoczywały na jego nagiej klatce piersiowej.

- Tak, ale... - Przejechałam kciukiem po jego tatuażu jaskółki. - Chcę porozmawiać.

- Rozmawiamy. - Wziął moją twarz między dłonie, unosząc ją delikatnie do góry. Gdy chciałam coś wtrącić, zauważył to i złączył ze sobą nasze usta w szybkim pocałunku. - Słucham cię.

- Nie słuchasz - odparłam, kiedy swoimi wargami powędrował do mojej szczęki. Zaczesał przeszkadzające mu włosy za moje ucho. - Harry.

- Hm? - Nie miał zamiaru mnie słuchać, a tym bardziej ze mną rozmawiać. Tyle było pewne.

- Próbuję cię przeprosić - powiedziałam, odychlając głowę. Czułam go na swojej szyi.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz