Rozdział 31

89 8 0
                                    

Rozdział składający się z trzech części. Nie do końca w moim stylu, ale chciałam spróbować czegoś nowego. Mam nadzieję, że nie ma zbyt wielkiej ilości błędów. Enjoy :)

Byłam pierdolonym, usychającym kwiatem z książki Esther i nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Harry nie był w stanie wybić mi tego z głowy, a ja nie potrafiłam się zmienić oraz przywrócić części dawnej siebie. Po powrocie z pracy byłam tego już w zupełności pewna.

— Andie? — Zza drzwi rozbrzmiał głos szatyna i równoczesne pukanie. Tego mi w tamtym momencie brakowało.

— Nie chcę rozmawiać — odparłam, opierając się plecami o białe płytki zewnątrz wanny.

— Co się stało? — Stało się wszystko. Właściwie to walił się cały mój świat. I to przez moją głupotę.

— Nie chcę rozmawiać — powtórzyłam tym razem nieco głośniej.

Nacisnął parę razy na klamkę drzwi, które jednak zostały przeze mnie zamknięte. Ukryłam twarz w dłoniach, czując pod palcami wilgotne ślady pozostawione przez łzy. Tak, wiem. Znowu płakałam. Znowu byłam uciążliwa.

Przetarłam zmęczone oczy, po czym uniosłam do góry głowę. Mój wzrok padł natychmiast na otwarte drzwi łazienki i stojącego w nich szatyna. Zmarszczyłam zdziwiona czoło.

— Jak ty to...

— Wystarczy trochę pokręcić przy blokadzie — odparł, wzruszając ramionami. — Nieważne.

— Gdzie są chłopcy?

— W swoim pokoju.

— Okay. — Harry zamknął za sobą drzwi, a potem zamknął odległość między nami, siadając na ziemi obok mnie.

Zacisnął usta w wąską linię, będąc bardzo poważnym. Nie patrzył się na mnie. Nawet chwilowo nie zerknął w moją stronę. W pokoju obok rozbrzmiały śmiechy Adama i Tobiasa. Zostali odebrani przez swojego tatę, bo ich mama nie dała rady być odpowiedzialną mamą. Nic nowego.

— Nie jesteś w ciąży, prawda? — przerwał pytaniem ciszę między nami.

— Nie — odpowiedziałam.

— Myślałem, że może... — Nie dokończył, co chciał powiedzieć. — Wiesz, zastałem cię wtedy w podobnym stanie.

— Nie ukrywałabym przed tobą ciąży — wtrąciłam, łapiąc z szatynem kontakt wzrokowy. — I nie chowałabym się w łazience.

— To dobrze. — Jego zaniepokojone spojrzenie wywoływało we mnie poczucie winy.

— Przepraszam. Zawaliłam dzisiaj — powiedziałam, a Harry odwrócił ode mnie wzrok. Podniosłam z podłogi kluczyki od samochodu. — Ale spójrz, byłam już gotowa do wyjścia. Naprawdę chciałam po nich pojechać. Weszłam jeszcze na chwilę do łazienki i...

— Tobias był ostatnim dzieckiem w przedszkolu — wtrącił. — Andie, wiesz w ogóle, która jest godzina?

— Nie — odpowiedziałam półszeptem.

— Jest... — zaczął ostrym tonem, ale wtedy spoglądnął ponownie na mnie, a wyraz jego twarzy złagodniał. — dosyć późno, ale to już nie jest istotne. Powiedz, gdzie masz ten płyn do zmywania makijażu.

— W szafce, ale... — Wstał od razu.  Nie dokończyłam swojego zdania. Nim usiadł znów obok mnie, upewnił się, że trzyma w ręce odpowiednią buteleczkę i zgarnął parę wacików.

Pociągnęłam parę razy nosem i zaczesałam palcami włosy. Szatyn zaskoczył mnie szybkim cmoknięciem w usta, po którym przyłożył już nasączony płynem wacik do mojej twarzy. Zaczął delikatnie jeździć nim tam i spowrotem pod moją dolną powieką.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz