Postawiłam przed Anne krzywo ukrojony kawałek ciasta. Starałam się bardzo, żeby taka drobnostka nie wyprowadziła mnie w tamtym momencie z równowagi. Byłam niesamowicie zmęczona, bo pół nocy sprawdzałam na zmianę z Harrym, jak się czuje Toby. Wrócił z przedszkola z podwyższoną temperaturą. W nocy gorączkował. A z rana przyjechała do nas Anne.
— Usiądź na chwilę ze mną — poprosiła kobieta. Musiała zauważyć, jak chodzę nerwowo tam i spowrotem.
— Może sprawdzę wcześniej, czy wszystko jest u nich w porządku? — Zagryzłam wnętrze policzka, chowając dłonie do kieszeni swoich dresów.
— Harry cię zawoła, gdyby tak nie było — odparła, poklepując miejsce obok siebie.
— Tak. — Westchnęłam i usiadłam przy wyspie kuchennej. Przysunęłam do siebie swoją już zimną herbatę. — Przepraszam, że jest u nas takie zamieszanie.
— Andie, przecież nie musisz mnie za to przepraszać. — Anne uśmiechnęła się do mnie. — Gdybym wiedziała, że Tobias jest chory, przyjechałabym w innym czasie. Mam wrażenie, że was bardziej obciążam.
— Nie, oczywiście, że nie. Zawiozłaś Adama do szkoły i to już wiele ułatwiło. Wykonałam w spokoju potrzebne telefony i odebrałam lekarstwa z apteki. — Uniosłam do góry swój kubek. — Po południu muszę z nim pojechać do lekarza. Ale Harry zostanie w domu. Wymienił się zmianą z... w sumie nie pamiętam z kim. Nieważne, po prostu dzisiaj już nie będzie musiał nigdzie wychodzić.
— To dobrze — rzekła i równocześnie upiłyśmy po łyku z naszych kubków. Ujrzałam na zegarze, że była dopiero godzina dziesiąta. Chciałam, żeby ten dzień się jak najszybciej skończył.
Spięłam się, kiedy Harry wstąpił do kuchni. Przetarł zmęczone oczy, podchodząc do mnie, a ja niecierpliwe czekałam aż coś powie. Wraz z mamą szatyna wpatrywałam się w niego.
— I jak? — zapytałam, a mężczyzna usiadł obok mnie.
— Zasnął w końcu i na razie nie ma temperatury — odparł, zaciskając usta.
— Nie jadłeś niczego, prawda? — Szatyn przytaknął, a ja chciałam wstać od blatu, ale złapał mnie za rękę.
— Nie musisz mi niczego robić. — Cofnęłam się i posadziłam tyłek spowrotem na krześle. — Z resztą nie jestem na razie głodny.
— Okej — mruknęłam, spuszczając wzrok.
— Powinniście się oboje położyć — stwierdziła Anne, która przyglądała się nam z widocznym zmartwieniem. — Mogę usiąść w pokoju chłopców. Obudzę was, gdyby Toby'emu coś dolegało.
— Mamo, nie musisz... — Rodzicielka zielonookiego weszła mu od razu w słowo.
— Bez dyskusji. Raz, dwa. Już was nie ma — rzuciła, wskazując kciukiem za siebie. Harry rzucił mi rozbawiony szybkie spojrzenie, zanim wstał i wyciągnął do mnie swoją dłoń.
— Wygląda na to, że nie mamy wyboru. — Osobiście nie byłam do końca przekonana co do pomysłu Anne.
— Termometr jest na nakastliku — powiedziałam w drodze, kiedy wychodziliśmy z kuchni, aby udać się na górę. — Na ziemi stoi butelka z wodą. Toby powinien dużo pić. Zostawiłam mu też suche ciasteczka owsiane, bo nie chciał rano nic innego jeść. Tylko niech nie je ich za dużo. Zrobię mu później ciepłą zupę. Gdyby musiał do toalety, to radzi sobie sam. Chce tylko, żeby ktoś czekał na niego przed drzwiami. A jeżeli będzie...
— Andie, słońce. Spokojnie. — Przerwała mi z uśmiechem na ustach. — Poradzę sobie. Przechodziłam przez to wszystko. Jeżeli coś miałoby być nie tak, natychmiast cię obudzę. Nie musisz się martwić.
Przytaknęłam, powstrzymując się od wyrzucenia z siebie jeszcze więcej informacji i rad. Za chwilę zniknęliśmy z szatynem za ścianą. Dałam się mu poprowadzić na górę, a on nawet na chwilę nie puścił mojej ręki. Otworzył przede mną drzwi sypialni.
— Może sprawdzę jeszcze szybko, czy nic mu nie jest? — Zatrzymałam się tuż przed wejściem do naszego pokoju. Harry już jedną nogą w nim stał.
— Byłem tam niecałe pięć minut temu. — Przygryzłam wargę z proszącym wzrokiem. Mężczyzna westchnął i puścił moją dłoń. — Ale... zajrzyj do niego. Wiem, że nie zaśniesz, jeżeli tego nie zrobisz.
Miał rację. Od wczoraj myślałam tylko o Tobiasie. Nienawidziłam stresu, który mi towarzyszył, kiedy jedno z naszych dzieci chorowało. Chciałabym wtedy dla własnego spokoju ducha być cały czas przy nich.
Przeszłam szybkim krokiem korytarz, udając się do pokoju naszych dzieci. Wstąpiłam do niego, ale przystanęłam w połowie, żeby przypadkiem nie obudzić małego. Oddychał równomiernie, wypuszczając delikatnie powietrze przez usta. Towarzyszyło temu ciche chrapanie, co było spowodowane jego lekko przytkanym nosem. Spod kołdry wystawały jego nóżki, które zdobiły kolorowe skarpetki. Rzucając w jego stronę jedno ostatnie spojrzenie, opuściłam z ulgą pokój i wróciłam do Harry'ego.
— Dalej śpi, tak? — Przymknęłam za sobą drzwi sypialni. Szatyn już leżał w łóżku i zdawał się na mnie czekać. Komórkę odłożył na bok. Zasłonił żaluzje.
— Tak — odpowiedziałam, zrzucając z siebie sweterek. Pod nim miałam biustonosz sportowy. W nim było mi najwygodniej. — Nastawiłeś jakiś budzik?
— Na za dwie godziny. — Wskoczyłam pod pierzynę i zacisnęłam na niej delikatnie swoje palce. Harry przekręcił ciało na swój lewy bok i przyciągnął mnie do siebie. — Mam nadzieję, że Toby będzie spał, bo naprawdę nie chcę wstawać wcześniej.
— Potrzebuje teraz snu. Tak jak i my. — Zawiesiłam spojrzenie na jego zielonych oczach. Musnął wargami czubek mojego nosa. — Kocham cię.
— Ja ciebie też — odparł, a jego powieki powoli opadły. Cmoknęłam usta mężczyzny, otrzymując w zamian ciepły uśmiech. — Obyś mi się przyśniła.
liczba słów: 812
CZYTASZ
Fleurs Séchées // h.s.
RandomDruga część Lumière. Andie Styles rzeczywiście wierzyła w to, że nadejdzie taka chwila, kiedy będzie w stanie szczerze stwierdzić, że ogarnęła swoje życie w każdym stopniu. Przekonała się prędko o swojej naiwności. W wieku dwudziestu dziewięciu lat...