Rozdział 6

162 10 0
                                    

Jak już napisałam, to co będę czekała. Łapcie kolejny rozdział! Dziękuję za każdą gwiazdkę i każde miłe słowo. W rozdziale pojawił się kolejny opis ataku paniki. W życiu miałam może raz jeden atak paniki, przy czym nie jestem pewna, czy na pewno nim był. Dlatego chociaż starałam się bardzo doinformować, jak one mogą wyglądać i zazwyczaj też wyglądają oraz jak zachowywać się przy osobie przechodzącej przez atak paniki, mój opis wciąż może być błędny i niezgodny z rzeczywistością. Bardzo proszę o poprawienie mnie w takim przypadku, bo nie chciałabym pisać bzdet i tworzyć zły obraz.

Przygotowywałam obiad w kuchni, pilnując Tobiasa, który jeździł plastikowymi samochodzikami po dywanie do zabawy. Były na nim różne trasy drogowe i szatyn potrafił usiedzieć między nimi przez długi czas. Podsłuchiwałam to, jak pod nosem mówił sam do siebie, kiedy wymyślał dialogi między ludźmi w autkach i odpowiednio dopasowywał ton swojego głosu.

Wrzuciłam owoce do blendera, aby stworzyć z nich sos do gotującego się na mleku ryżu. Nałożyłam na maszynę pokrywkę i wcisnęłam guzik, który ją uruchomił. Całe truskawki i maliny za chwilę zamieniły się w różową papkę.

Odstawiłam chwilowo na bok pojemnik i parę razy zamieszałam ryż. Zdziwiłam się w pierwszej chwili, gdy poczułam ciągnięcie za swój swetr. Ujrzałam u swojego boku Tobiasa.

— Muszę siku. — Wymamrotał z kciukiem między zębami.

Westchnęłam, zmniejszając gaz z nadzieją, że nie wrócę do zalanej mlekiem kuchni. Udałam się z małym na górę, bo jak na złość kilka dni temu zepsuła się spłuczka w toalecie na parterze.

Oparłam plecy o ścianę, czekając przed łazienką na Toby'ego. Nie potrzebował mnie do pomocy, po prostu zawsze musiał mieć kogoś do towarzystwa. Myślami byłam przy gotującym się ryżu, który całe szczęście zdawał się jeszcze nie wydawać żadnych dziwnych dźwięków.

— Mamo? — Usłyszałam wołanie małego i odruchowo złapałam za klamkę od drzwi.

— Skończyłeś już? — Odczekałam chwilę, bo nie chciałam wchodzić, jeżeli jeszcze nie był gotowy. Denerwował się wtedy.

— Chciałabyś mieć jeszcze dzieci? — Rozszerzyłam oczy i natychmiast puściłam klamkę. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co mu powiedzieć, bo nie spodziewałam się tego rodzaju pytania. Nim zdążyłam odpowiedzieć otworzyły się drzwi. — Tata powiedział, że chciałby mieć więcej dzieci.

— Tak powiedział? — Skrzyżowałam ramiona, karcąc mężczyznę w myślach. Toby otarł mokre ręce o spodnie i przytaknął. — W takim razie chyba muszę wymienić z tatą parę słów.

— Czyli nie? — Sięgnął po moją dłoń i wspólnie zeszliśmy ze schodów.

— To nie takie proste, słońce. — Chłopczyk zeskoczył z ostatniego schodka i w tym samym momencie otworzyły się drzwi wejściowe, w których znaleźli się Adam i Harry.

— Tatusiu! — Tobias rzucił się na mężczyznę, zanim ten zdołał rzeczywiście wstąpić do środka. Złapał się jego nogi i raczej nie miał zamiaru jej puścić.

Adam usiadł na parkiecie i wziął się za zdejmowanie nakolanników. Swoją deskę położył obok siebie. Przykucnęłam przy nim, pomagając mu zdjąć z głowy kask.

— Jak ci dzisiaj poszło? — zapytałam, przeczesując palcami jego spocone włosy. Kątem oka zauważyłam, że szatyn zamknął drzwi i udało mu się przenieść Toby'ego na jego ręce.

— Wpadłem raz jeden do trawy, bo niechcący wjechałem na trawnik — powiedział, z ciepłym uśmiechem na ustach. W lewym policzku ukazał się jeden z jego dołków. — Za drugim razem tata mnie złapał. Prawie znowu wpadłem do trawy. Jeszcze nie wychodzi mi skręcanie.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz