Rozdział 26

87 11 1
                                    

— Andie, co ty wyprawiasz? — Harry wciągnął mnie do kuchni, zamykając za nami drzwi. - Prosisz się o to, żeby mieć policję na głowie.

— Nie wiedziałam, co robić — odparłam, wyrywając mu się. — Jej matka to alkoholiczka, która wraca do domu nocą, co nie jest moją sprawą, wiem, ale przecież nie zostawię dziecka na ulicy.

— To nie twoje dziecko! — Uderzył pięścią o blat kuchenny. — Mój Boże, Andie. Nie możesz po prostu zabierać ze sobą uczniów do naszego domu! Do ciebie nic nie dociera?!

— Przestań się na mnie wydzierać! — Złapał się za głowę, odwracając się na pięcie. — Powiedziała, że jeżeli zostawię ją z kimś innym, to ucieknie. Esther jest do tego zdolna i dlatego moje sumienie nie pozwoliło mi na zostawienie jej samej. Mogłoby się jej coś stać.

— Trzeba było ją zostawić i wtedy nie byłby to twój problem. — Oparł się o wyspę kuchenną, zwracając ciało ku mnie. — Nawet nie wyobrażasz sobie, jaki jestem w tym momencie zły. Kierujesz się wyłącznie własnym uczuciem.

— To nie tylko uczucie. Tylko uczucie nie kazałoby mi jechać po ciebie na tę gównianą plażę, gdy wszyscy się o ciebie martwili. Nie byliśmy razem. Dopiero się poznawaliśmy. Też mogłam się odwrócić i powiedzieć, że to nie mój problem. Uwierz mi, mogłam cię zostawić, bo nie byłeś moim problemem. Kiedy cię znalazłam, byłeś tak niewdzięczny i byłam smutna, byłam zła, cholera byłam na ciebie mocno wkurwiona, ale w życiu, Harry, w życiu bym cię nie zostawiła. Bo nie kierowałam się wtedy zwykłym uczuciem — wyjaśniłam. Właśnie to było moim głównym motywem i motywacją, aby zabrać Esther do siebie. Przypominał mi się Harry i jego przeszła bezradność. — Poza tym, oboje dobrze wiemy, że także zabrałbyś Esther ze sobą, gdybyś znalazł się w mojej pozycji.

Westchnął, odwracając wzrok. Przecież dobrze wiedziałam, że zrobiłam szaloną rzecz. Miałam w domu właściwie obcą dziewczynę. Nadal byłam zdania, że postąpiłam właściwie. Jednak właściwie niezawsze oznaczało też dobrze.

— Jaki jest plan? — zapytał, zaczesując swoje ciemne loki.

— Zrobię jej coś do jedzenia. Przypilnuję ją, aby odrobiła zadania. Później ewentualnie rozłożę kanapę i może przynajmniej przez chwilę pośpi. W między czasie będę dzwoniła do jej mamy. Przed pierwszą w nocy pojadę ją odwieźć i mam nadzieję, że ktoś będzie w domu. — Przytaknął. — Jeżeli jej obecność ci tak bardzo przeszkadza, mogę ją zawołać i będzie tu siedziała ze mną.

— Zawołam ją — powiedział szatyn, chociaż miałam nadzieję, że pozwoli jej siedzieć z chłopcami w salonie.

Otworzył drzwi i opuścił kuchnię, a ja przetarłam dłonią twarz. Powtórzyłam parę razy w myślach, że postępuję właściwie i sięgnęłam z półki po paczkę makaronu. Esther od rana nic nie jadła, a jej śniadanie składało się tylko z jednej kromki chleba z kawałkiem sera i szynki. Zdradziła mi to w drodze do nas.

— Ile ma Pan tatuaży? — Esther wstąpiła wraz z Harrym do kuchni i ciekawa przyglądała się jego ręce, którą ozdobił mnóstwem tatuaży jeszcze zanim zaczęliśmy ze sobą chodzić.

— Właściwie to nie wiem — odparł zielonooki, odnajdując moje spojrzenie. Posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.

— Wytatuował sobie Pan imię Pani Styles? — zdziwiła się brunetka i spoglądnęła na mnie. — A Pani mu pozwoliła?

— To jego ciało, więc też jego decyzja — odparłam rozbawiona. — Usiądź tam przy wyspie kuchennej.

— W życiu bym sobie nie wytatuowała imienia mojej drugiej połówki. Gdybyśmy zerwali, chodziłabym jak debil z jego lub jej imieniem na swojej skórze.

— Wiesz, jestem dosyć pewny tego, że będę z Andie już do końca — odparł szatyn. — A ten tatuaż mi o tym przypomina.

— Panie Styles, jest Pan obrzydliwie słodkim mężem. — Parsknęłam śmiechem na minę Harry'ego, który właśnie poznawał każdą stronę Esther.

— Dziękuję? — Usiadł obok dziewczyny, co mnie zdziwiło, bo myślałam, że zaraz ucieknie do chłopców.

— To był komplement. — Myślę, że szatyn był tego jak najbardziej świadomy, ale nie za bardzo wiedział, w jaki sposób na ten komplement zareagować. — Lepiej jest być obrzydliwie słodkim niż obrzydliwym.

— Lubisz sos pomidorowy, prawda? — Skierowałam swoje pytanie do kruczowłosej, która przyglądała się dziełom na skórze mojego męża. Bez wahania złapała za jego przedramię, aby przekręcić jego rękę.

— Lubię. — Zaskoczyła mnie odwaga Esther. Poznała szatyna dosłownie parę minut temu, ale w ogóle nie wstydziła się być w stu procentach sobą. — To naga syrena.

— Zgadza się. — Harry upewnił się spojrzeniem w moją stronę, że może brunetce pokazywać nagą postać na swoim przedramieniu, ale nie widziałam w tym nic złego. Parę godzin wcześniej dziewczyna otwarcie mówiła mi o seksie oralnym swojej mamy, dlatego uznałam, że sutki syrenki nie powinny być zagrożeniem dla jej dalszego rozwoju.

— Mam nadzieję, że ona nie przedstawia Pani Styles — rzuciła, a ja rozdziawiłam usta, podczas gdy Harry wybuchł donośnym śmiechem.

— Esther! — krzyknęłam, odstawiając garnek z wodą na palnik. — Nie musisz wypowiadać każdej swojej myśli na głos.

— Przepraszam. — Zawstydzona, odsunęła się nieco od mężczyzny i skończyła tym studiowanie jego tatuaży. Skrzyżowała ramiona i siedziała zupełnie cicho, dopóki nie przemówił szatyn.

— Pani Styles dzisiaj coś zadała? — zapytał dziewczynkę, kiedy wsypywałam do wody soli. Przkryłam garnek, a opakowanie makaronu postawiłam z boku.

— Mamy napisać list do kolegi. Dwieście słów — odparła słyszalnie niezadowolona. — I dała nam tylko czas do piątku!

— To wystarczająco czasu — wtrąciłam, siadając naprzeciw brunetki. — Masz jakieś zadania na jutro?

— Nie — odparła, kręcąc głową. — Matematykę odrobiłam na przerwie.

— Świetnie. W takim razie leć po plecak i odrobisz mi zaraz angielski. — Na piegowatej twarzy Esther pojawił się grymas.

— Proszę Pani! — rzuciła z zarzutem, na co tylko z uśmiechem wskazałam w stronę przedpokoju, w którym leżał jej tornister. — Panie Styles, niech Pan jej coś powie!

— Chyba nie mam tu nic do gadania — odparł, a dziewczyna zirytowana zeskoczyła z krzesła i opuściła kuchnię. Szatyn spoglądnął na mnie z uniesioną brwią. — Nie wiedziałem, że Pani Styles jest taką kosą.

— Tak, akurat. — Wywróciłam oczami. — Zobaczysz zaraz, że napisze ten list w ciągu trzydziestu minut. Ona ma pisanie w małym paluszku.

Trzynastolatka wróciła, zajmując ponownie miejsce przy Harrym i zaczęła wyjmować z plecaka potrzebne jej do napisania zadania domowego rzeczy. Otworzyła blok z kartkami w linię i zaczęła w rogu zapisywać datę, podczas gdy ja wraz z zielonookim obserwowaliśmy ruch jej ręki, a później to, jak szybko kończyła pisać swój tekst, który na marginesie był świetny i w ciszy podziwialiśmy jej talent, wymieniając tylko znaczące spojrzenia.

liczba słów: 1003

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz