Rozdział 13

105 12 3
                                    

Siedziałam wraz z Harrym na szerokim parapecie kuchennym, z którego mieliśmy widok na ogródek. Padał deszcz i moczył naszą skórę. Okno było szeroko otwarte.


— W ostatnim czasie mam tylko gorsze dni — rzekł, po czym zaciągnął się papierosem. Byłam o niego oparta plecami. Ułożył rękę na mojej klatce piersiowej, a jego dłoń spoczywała na moim lewym ramieniu. — Ale nie chcę o tym mówić, bo cię za dobrze znam.

— Co to ma znaczyć? — Zmarszczyłam od razu brwi.

— To są moje osobiste zmagania i nie chcę cię nimi obciążać. Wiem, że weźmiesz je do siebie.

Przytaknęłam w pierwszej chwili, bo trudno było mi temu zaprzeczyć. Rzeczywiście tak robiłam.

— Jak się czujesz w tej chwili? — zapytałam. — Dokładnie teraz?

— Dobrze — odparł. — Rozmawiam z tobą, paląc papierosa i czuję się jak dawniej. Wtedy też miałem masę problemów i powodów do stresu, ale jakoś... było jeszcze inaczej. Wiesz?

— Wiem — burknęłam, krzyżując ramiona. Wilgotną łydkę oparłam o jego nogę. — Mogę cię o coś zapytać?

— Pytaj. — Wypuścił dym przez usta, po czym cmoknął tył mojej głowy.

Siedziało mi w głowie jedno z pytań, za które mógłby być na mnie później zły. To... albo stwierdzi, że zwariowałam. Miałam mnóstwo takich pytań, których nie chciałam wypowiadać na głos, ale widząc, że ma podobne myśli, bałam się jego reakcji o wiele mniej.

— Powiedziałbyś, że za bardzo nam się spieszyło? Myślę tu o małżeństwie i o dzieciach. — Przełknęłam gulę w gardle. — Czasami wydaje mi się, że decydowanie się na to wszystko w tak młodym wieku było błędem.

— Nigdy tak o tym nie pomyślałem — odparł i zrobiło mi się trochę głupio. — Zawsze byłem pewny tego, że chcę cię poślubić, więc nie chciałem z tym dłużej czekać. To że po drodze doszło do wpadki i urodziłaś Adama... nie wiem, Andie. Nie nazwałbym tego błędem.

— Ale rozumiesz, o co mi chodzi? Może dzisiaj byłoby nam łatwiej, gdybym urodziła później. Gdybyśmy wzięli ślub później. I gdybyśmy dali sobie więcej czasu na pełne doznanie tej młodzieńczej wolności i miłości— powiedziałam odważniej niż wcześniej, ponieważ na razie nie zapowiadała się między nami kłótnia.

— Może i tak — rzekł w odpowiedzi. —  Twoje przeżycie tego wszystkiego na pewno różni się też trochę od mojego. Kiedy wzięliśmy ślub miałem już dwadzieścia cztery lata. I ukończone studia. Oraz pewien obraz tego, jak chcę, aby wyglądała moja przyszłość i wiesz co?

— Co? — Szturchnęłam go swoją stopą.

— Miałem wiele pomysłów na życie, ale w każdej jego wizji byłaś ty. To była ta jedna rzecz, której byłem pewien. Chciałem po prostu z tobą być, niezależnie od tego jak potoczyłyby się inne sprawy. — Uśmiechnęłam się na jego słowa, ale także dlatego, bo pamiętałam, jak dawniej było nam trudno wyrażać nasze uczucia, a jakie proste zdawało się być w tym momencie. Czasami wciąż lubiło nas coś blokować, ale nie tak często jak w przeszłości.

— Decyzja o urodzeniu w wieku dwudziestu jeden lat wydaje mi się dzisiaj szalona — powiedziałam, wracając do tematu swojej ciąży. — Na pewno narobiłam ci ogromnego strachu, kiedy znalazłeś mnie z tymi wszystkimi testami w łazience.

— Bardzo dobrze to pamiętam. — Wzmocnił uścisk wokół mojego ciała.

— To może głupie, ale bałam się wtedy też tego, że będziesz zły — dodałam, przypominając sobie o ciężkim uczuciu niepewności, które wisiało nade mną tego dnia przez dobre parę godzin. Nie miałam pojęcia, jak zareaguje Harry. Do tego czasu nie mówiliśmy nawet zbyt wiele o posiadaniu własnych dzieci. Przecież zabiezpieczaliśmy się właśnie po to, aby ich nie mieć. Ale oczywiście musiało coś nie wypalić.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz