Rozdział 5

137 10 0
                                    

— Musimy porozmawiać o twoich ocenach. — Uniosłam wzrok znad ostatniego zadania domowego Esther. Nie było złe. Nie znalazłam zbyt wielu błędów. Problemem było to, że otrzymałam je dwa miesiące temu. Od tego czasu nie oddała mi żadnego wypracowania. — To ostatnia klasa, chcę wam przekazać przed rozpoczęciem High School jak najwięcej, ale moje starania są przez ciebie niedoceniane. Nie lubię tego, kiedy nie jestem brana na poważnie, co powinnaś wiedzieć, bo nie rozmawiamy po raz pierwszy.

Może za bardzo skupiłam się na sobie i swoich uczuciach, ale nie mogłam już cofnąć tego, co powiedziałam. Większość osób w moich klasach z dziećmi od siedmiu do jedenastu lat nie buntowało się tak, jak robiła to Esther. Nawet kiedy bardzo chciałam, aby mnie posłuchała i siedziała tuż na przeciwko mnie, zdawała się w ogóle nie interesować tym, co mówię. Nie próbowała też udawać, że jej zależy.

— Powiedz mi proszę, dlaczego nie odrabiasz zadań. — Przygryzłam wnętrze policzka. Dziewczyna westchnęła i wzruszyła w odpowiedzi ramionami. — Esther, chcę ci tylko pomóc.

— Nie potrzebuję pomocy. Po prostu mam lepsze rzeczy do roboty — powiedziała, odzywając się tym po raz pierwszy odkąd zaczęłyśmy rozmowę.

— Będę musiała zadzwonić do twoich rodziców — oznajmiłam, chociaż wcześniej liczyłam na to, że obejdzie się bez telefonatu. — Niestety, nie mogę...

— Czyli jesteśmy tu gotowi. — Wstała z uśmiechem zdobiącym jej twarz. Zarzuciła plecak przez ramię i jak najszybciej opuściła moją klasę. Za swoje zachowania powinnam z nią od razu udać się do dyrektora szkoły, ale tego nie zrobiłam. Chyba byłam w zbyt wielkim szoku.

Nie zadzwoniłam do jej rodziców, gdyż nie chciałam tego robić od razu. Klasa była już całkowicie pusta, więc ja także zaczęłam się zbierać. Z szuflady wyjęłam najnowsze karty pracy i schowałam je do swojej torebki. Zebrałam ze stołu długopisy, a kiedy wychodziłam, zamknęłam za sobą klasę.

Opuściłam budynek szkolny, szukając wzrokiem swojego samochodu. Byłam przekonana, że stało zaraz przy szkole, ale odnalazłam je w całkiem innym miejscu. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam siedzące w nim sylwetki i w pierwszej chwili się przeraziłam. Jednak gdy otworzyły się drzwi, ujrzałam wychodzącego z samochodu Harry'ego, na co się uśmiechnęłam.

— Nie powinieneś być w pracy? — zauważyłam, krzyżując na piersiach ramiona. Przyciągnął mnie do siebie i przywitał pocałunkiem. Zignorował moje pytanie.

Otworzył tylne drzwi samochodu, a z siedzeń wyskoczyły dzieciaki. Toby rzucił mi się na szyję, a Adam znajdujący się za nim wystawił w moją stronę bukiet różowych róż.

— Jakie przepiękne kwiaty! — pisnęłam, sięgając po nie. — Dziękuję!

— Sami je wybrali — zdradził mi szatyn. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym zostawiłam buziaka na twarzy Toby'ego. Ten wtulił się we mnie jeszcze bardziej.

— Z jakiej to okazji? — Spojrzałam na Harry'ego, unosząc jedną z brwi.

— Bez okazji. — Odparł i wzruszył ramionami.

Zmrużyłam oczy, nie mogąc uwierzyć, że nic się za tym nie kryło. Owszem, otrzymywałam czasami bezokazyjnie kwiaty, ale nigdy nie dostawałam tak dużych bukietów. Nie pamiętałam też, kiedy to ostatnio zostałam odebrana z pracy. Zazwyczaj wracałam sama. Czasami samochodem, czasami autobusem. W każdym razie sama.

— Tata was porwał wcześniej niż ja bym to zrobiła, prawda? — zażartowałam, szturchając swoim nosem nos Tobiasa. Ten go zmarszczył i przytaknął.

— W końcu jest dzisiaj piątek. Wypożyczyłem parę filmów. — Harry wziął ode mnie kwiaty, poklepując mój bok. — Zrobimy sobie wieczór filmowy.

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz