Rozdział 16

107 13 1
                                    

Rozdział 16 pisałam chyba z 5 razy. Za każdym razem powstawała inna jego wersja. Dlatego tak długo było cicho i za to przepraszam. Ale nie chciałam czegoś dodawać do czego nie jestem przekonana.

- W takim razie widzimy się w przyszłym tygodniu - powiedziała moja terapeutka z ciepłym uśmiechem na ustach.

Przygryzłam wargę i przytaknęłam, sięgając po swoją torebkę. Zacisnęłam na niej palce. Wciąż nurtowało mnie jedno pytanie. Za drzwiami czekał na mnie Harry i wiedziałam, że nie ominiemy tego tematu. Z resztą nie chciałam go omijać. To był jeden z tych tematów, na który nigdy nie ma właściwej chwili.

- Muszę Panią jeszcze o coś zapytać. - Czarnoskóra kobieta uniosła wysoko brwi, które zdawały się być idealnie wyregulowane. Wyglądała na osobę zupełnie zbalansowaną. Jakby ogarniała każdy aspekt swojego życia. Aż nie chciałam myśleć o tym, jak ja muszę przy niej wyglądać.

- Słucham. - Spuściłam niepewnie wzrok. Bałam się jej odpowiedzi, bo od tego wiele zależało. Harry postawił mi warunek. Z resztą uzasadniony warunek. Zanim zaczęlibyśmy się starać o kolejne dziecko, miałam być na to mentalnie przygotowana. To miało jak najbardziej sens.

- Mówiłyśmy niedawno o moim ostatnim ataku paniki. O tym, który został wywołany rozmową o kolejnych dzieciach - rzekłam, wyginając pod stołem nerwowo palce. - Byłam przekonana, że nie chcę mieć więcej dzieci, bo tak zdecydowałam po tym, jak urodziłam Tobiasa i w tym przez cały czas trwałam. Ale zaczęłam się nad tym ostatnio zastanawiać, i parę dni temu rozmawialiśmy o tym z Harrym i jakoś tak doszłam do wniosku, iż...

- Chce Pani kolejnego dziecka? - dokończyła za mnie myśl, a ja uniosłam wzrok. Odpowiedziałam jej przytaknięciem. - I Pan Styles też tego chce?

- Tak, ale postawił mi pewnego rodzaju warunek - przyznałam z lekkim westchnięciem. - Chciał, żebym wpierw skonsultowała to z Panią. Boi się, że ciąża wpłynie po raz kolejny źle na moje samopoczucie. Że znowu będę zależna od leków. Że mój stan znowu się pogorszy. Po prostu chcielibyśmy wiedzieć, czy trzecie dziecko w moim przypadku to rozsądna decyzja.

- Rozumiem - odparła, składając na biurku ręce. - Czy Pan Styles znajdzie w przyszłym tygodniu czas na wspólną rozmowę? Chcę, żebyście przyszli razem.

- Musiałabym go zapytać - mruknęłam pod nosem. - Mogę dzisiaj jeszcze zadzwonić?

- Dzisiaj do godziny siedemnastej, ale nie musi się Pani spieszyć. - Wygięła do góry kąciki ust, lecz spoważniała na widok mojego nieprzekonanego wyrazu twarzy. - Pani Styles, nie musi się Pani martwić. Po prostu porozmawiamy. Jak zwykle. Jedyna różnica będzie taka, iż w krześle obok znajdzie się Pani mąż. W porządku?

- Tak - potwierdziłam i w końcu wstałam. - Zapytam go i zadzwonię.

- Świetnie. - Przyglądała mi się z wyrozumiałym spojrzeniem. - Dzisiejsza sesja była dobra.

Pożegnałam się i otworzyłam drzwi gabinetu lekarskiego, opuszczając go. Nim zdołałam wyszukać szatyna wzrokiem, on mnie już zauważył i wstał z fotela w poczekalni.

Złapał mnie za rękę i wspólnie skierowaliśmy się ku wyjściu. Będąc już na korytarzu mogliśmy swobodnie rozmawiać, ale w tamtej chwili nie chciałam rozmawiać. Dopiero na parkingu Harry zdecydował się odezwać jako pierwszy.

- Jak było? - zapytał, a ja zareagowałam wzruszeniem ramion. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki kluczyki do samochodu.

Szatyn nie wziął mojego zimnego traktowania do siebie i wyczuł, że potrzebuję chwili. Usiadłam za kierownicą, Harry zajął miejsce po stronie pasażera, a na swoich kolanach trzymał moją torebkę. Dopiero gdy chciałam odpalić samochód, on mi to uniemożliwił, łapiąc mnie za nadgarstek.

- Co się stało? - zapytał nieco ostrzej, ale wciąż milczałam. - Andie, nie mamy teraz na to czasu. Powiedz mi po prostu, co się dzieje.

- Wspomniałam tuż przed wyjściem o tym, że chcemy kolejnego dziecka. Terapeutka powiedziała, że mam przyjść na następne spotkanie z tobą - oznajmiłam, a szatyn rozluźnił uścisk wokół mojego nadgarstka. - Pewnie powie, że to zły pomysł. Będzie chciała wybić mi to z głowy.

- Dlaczego miałaby tak zrobić? - Byłam wpatrzona w mur przed przednia szybą samochodu, więc Harry skierował ku sobie moją twarz. Spoglądnęłam na niego, odnosząc wrażenie, że w moich oczach zaczynają się zbierać łzy. - Myślisz, że wtedy chciałaby, żebym w ogóle przychodził? Raczej w to wątpię.

- Nie wiem. - Żałowałam, że nie wspomniałam o naszych planach na początku dzisiejszego spotkania. Wtedy przynajmniej znałabym jej nastawienie.

- No chodź tu. - Zostałam przez szatyna objęta. Jedną z dłoni zanurzył w moich włosach. - Słońce, jestem przekonany, że otrzymamy od niej pozytywną odpowiedź. Z resztą nie od niej zależy nasza ostateczna decyzja. Przeprowadzimy z nią najzwyklejszą w świecie rozmowę. Później zastanowimy się jeszcze sami nad tym wszystkim. W porządku?

Przytaknęłam i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Wolna dłoń Harry'ego znalazła się ma mojej łopatce. Spotkanie tego dnia zmęczyło mnie na różne sposoby. Zapytanie o ciążę było tylko wisienką na torcie.

- Muszę przyznać, że zadziwia mnie wciąż to, że zmieniłaś zdanie. - Mnie też. Jednak czasami wystarczy moment, jedno wydarzenie, jedna myśl, która może zmienić wszystko. Tak było w tym przypadku. - Andie, jeżeli chcesz tego tylko ze względu na mnie, to...

- Nie, to nie tak - zaprzeczyłam, wchodząc mu w zdanie. Uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. - Naprawdę tego chcę. Wiem, że bywam niepewna wielu rzeczy, ale nie tego. Wiem, że chcę dziecka.

- No dobrze - rzekł, nie odrywając ode mnie wzroku. - Jeżeli jesteś tego rzeczywiście pewna, a terapeutka da nam zielone światło... właściwie nic nam nie stoi na drodze. Wtedy ja też bym tego chciał.

— Kocham cię — powiedziałam, bo te słowa wydawały mi się w tamtej chwili najbardziej odpowiednie. — To, że w pierwszej linii patrzysz na mnie i na moje samopoczucie... Kocham cię tak bardzo.

— Przecież robisz dla mnie to samo. Jak miałoby być inaczej? — Uśmiechnęłam się, po czym zostałam obdarzona pocałunkiem.

liczba słów: 859

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz