Opuszki jego palców dotykały mojej twarzy i chociaż kreowały na niej w przyjemny sposób różne wzory, przypominały mi momentami także o najgorszych chwilach w naszym związku i nie potrafiłam tego zmienić. Ścisnął delikatnie moje policzka i przyciągnął mnie do siebie, aby złożyć na moich ustach pocałunek, a ja potrafiłam tylko myśleć o tym, jak w podobny sposób upokorzył mnie wieki temu na tej durnej imprezie.
Nie byliśmy w tym czasie razem, a Harry zadawał się z niewłaściwymi ludźmi. Nigdy nie zapomnę tego jak w szybkim tempie przeszedł przez stół, znalazł się obok, gwałtownie złapał za moją twarz i mnie pocałował. Był przepocony. W jego ustach zmieszał się smak alkoholu ze smakiem innych używek, które tego wieczoru spożył. Byłam przerażona faktem, jak człowiek, którego tak kochałam, mógł swoim dawnym zachowaniem do dzisiaj wywoływać we mnie niesmak. Nigdy bym się mu do tego nie przyznała, bo z myślami jest tak, że przychodzą i znowu odchodzą. Zazwyczaj nie zostają w mojej głowie na dłuższą chwilę i nie chcę też, żeby zostawały.
— Andie. — Otworzyłam oczy, spoglądając na szatyna, który zawisł nade mną. Obserwował mnie z niepokojem. — Wszystko w porządku?
Tak, ale nie. Albo nie, ale tak. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Czy wszystko było w porządku? Jak najbardziej. Miałam jego, miałam Adama i miałam Tobiasa. Właściwie tylko ich potrzebowałam do szczęścia, a wszystko inne mnie rozpraszało. Więc tak, było w porządku. Chyba. Może. Może jednak nie. Może było bardzo źle. A może byłam po prostu niewdzięczna i głupia. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
— Jestem w ostatnim czasie trochę... — No właśnie. Jaka byłam? Zestresowana? Niepewna? Przytłoczona? Po prostu zmęczona?
— Zauważyłem. — Usiadł obok mnie i przechylił nieznacznie głowę. Oparłam ciało o ścianę. — Zachowujesz się inaczej. Wydajesz się nieobecna.
— Tak sądzisz? — zapytałam, a Harry przytaknął. Westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach.
— Coś się stało? — Objął mnie, opierając podbródek na moim ramieniu. — Chcę ci pomóc.
— Nie wiem, jak to ująć w słowa — burknęłam, splatając nasze palce. Pozostawiłam zamknięte oczy. — To nie jest uczucie, które potrafiłabym opisać. Ale czasami...
— Tak? — Kciukiem gładził grzbiet mojej dłoni.
— Czasami chciałabym móc uciec od samej siebie. Nie znoszę własnego towarzystwa. Potrafię siedzieć w pomieszczeniu wypełnionym po brzegi ludźmi i każda osoba w pewnym momencie wyjdzie, ale ja zawsze zostanę. Rozumiesz? — Miałam wrażenie, że to, co mówiłam, nie miało w ogóle sensu. Ale Harry był już przyzwyczajony do bezsensu, który czasem opuszczał moje usta. — Chodzi mi o to, że czasami, po tym jak już wszyscy wyjdą, chciałabym także móc wyjść i przez chwilę od siebie odpocząć.
— Uciekanie przed samym sobą jest raczej absurdalne i niemożliwe — odparł i wiedziałam, że ma oczywiście rację. — Ale rozumiem. Nie myśl, że zwariowałaś.
— To mnie obciąża. Patrzę się przy śniadaniu na Adama i Tobiasa, a myślami jestem całkiem gdzieś indziej. — Zwróciłam twarz w jego stronę. — I przez cały czas zastanawiam się, jak to wyłączyć. Jak mogę chociaż przez chwilę przestać myśleć. Ale ja nie mogę przestać i czuję się wtedy jak zła matka. Powinnam się nimi opiekować, rozmawiać z nimi, a ja potrafię tylko siedzieć i zastanawiać się nad tym, czy istenieje jakiś wyłącznik, który byłby w stanie zatrzymać napływ myśli w mojej głowie.
— Jesteś wspaniałą mamą — wtrącił zielonooki. Uśmiechnęłam się. — Za dużo od siebie wymagasz.
— Może i tak — stwierdziłam i cmoknęłam jego wargi. — Myślałam, że z czasem życie staje się prostsze. Tymczasem jest coraz trudniejsze.
— Ale ty chyba kochasz wyzwania — uznał, unosząc kąciki ust. Uwielbiałam wyzwania, ale niekoniecznie takie, jak te, które stawały mi w ostatnim czasie na drodze.
— To prawda. — Prychnęłam, przypominając sobie nasze ostatnie wyścigi do kuchni i to jak Harry prawie wylądował plackiem na ziemi.
— Uwierz mi, robisz wszystko tak, jak trzeba. Podziwiam cię każdego dnia — dodał i czułam, że szczerze tak myślał. Obdarowałam go jeszcze jednym pocałunkiem, wplatając palce w jego włosy.
Przez chwilę przestałam odbiegać myślami od tego, co się działo w tamtej chwili i podobało mi się to, że byłam skupiona jedynie na naszych wargach i czułych dotykach. Nie myślałam wtedy o pracy, ani o zakupach, które miałam wykonać już dzień wcześniej i byłam rzeczywiście obecna. Brak uciążliwego uczucia i myślenia. Byliśmy tylko my.
— Andie — wydyszał między pocałunkami i ostrożnie odsunął swoją twarz od mojej. Złączył jednak zaraz nasze czoła i ujął w ręce moje dłonie. — Gdybym mógł w tej chwili poślubić cię jeszcze raz, zrobiłbym to bez wahania.
— W piżamie? — zapytałam z uśmiechem na ustach.
— Nawet w samej bieliźnie — odpowiedział i parsknęłam śmiechem.
— Chyba cię oszczędzę. — Zawiesiłam mu swoje ręce na szyi. — Ale rozumiem, co chcesz tym powiedzieć. Ja też cię kocham.
liczba słów: 743
CZYTASZ
Fleurs Séchées // h.s.
RandomDruga część Lumière. Andie Styles rzeczywiście wierzyła w to, że nadejdzie taka chwila, kiedy będzie w stanie szczerze stwierdzić, że ogarnęła swoje życie w każdym stopniu. Przekonała się prędko o swojej naiwności. W wieku dwudziestu dziewięciu lat...