Rozdział 21

107 13 1
                                    

Gdybym mogła, strzepnęłabym z siebie jego dłoń w ciągu sekundy, ale dlatego, że spoczywało na nas uważne spojrzenie mojej psycholog, nie mogłam tego zrobić. Momentami sunął swoją ręką do góry i w dół, wzdłuż mojego uda, co przed lekarką na pewno było dobrym posunięciem, wskazującym na naszą bliskość, ale w tamtym momencie tak naprawdę całkowicie fałszywym.

- W zeszłym tygodniu mówiła mi Pani o ostatnich atakach paniki. Jeden z nich został spowodowany rozmową o potencjalnej ciąży początkiem miesiąca. - Przełknęłam głośno ślinę, obawiając się, że usłyszę zaraz to, czego nie chcę usłyszeć. - Poza tym zanotowałam trzy ataki w tygodniu przed ostatnim spotkaniem. Te nie zostały niczym spowodowane.

Rozchyliłam usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale nawet nie wiedziałam, co mogłoby mnie w tamtej chwili uratować. Nie mogłam zatuszować prawdy. Nie chciałam też, bo nie po to tu ciągle przychodziłam.

- Trzy? - zdziwił się Harry, wypowiadając niechcianie swą myśl na głos. Natychmiast przeprosił za przerwanie.

- Jeden w łazience wcześnie nad ranem. Wybudził mnie ze snu. Drugi na parkingu szkolnym. Trzeci wieczorem. Dzieci oglądały bajkę, więc były zajęte, a ty byłeś jeszcze w pracy - wymruczałam ze wzrokiem wbitym w teczkę leżącą na stole. - Nie chciałam ci mówić.

- Jednak osobiście jestem zdania, że ten tydzień był wyjątkiem. Zaobserwowałam u Pani poprawę - dodała po chwili. Przytaknęłam, zatrzymując na niej spojrzenie. - Pani Styles, jeżeli chce Pani kolejnego dziecka, to ani ja, ani nic innego nie stoi temu na drodze. Oczywiście rozumiem związane z tym zmartwienia, ale raczej nie ma czego się obawiać. Ma Pani wspaniałego męża, z którym wychowała Pani wspaniałe dzieci. Chodzi Pani na terapię. Wszystko jest w najlepszym porządku.

- Dziękuję - uradowałam się, a Harry przyciągnął mnie ramieniem do siebie i pocałował w czoło. Nie wiedziałam, ile fałszu było w tym geście, bo dzisiaj z rana mnie nawet nie przywitał. Zrobił sobie kawę, a gdy wchodziłam do kuchni, przeszedł obok mnie obojętnie do salonu i zamknął za sobą drzwi. A ja w dalszym ciągu nie wiedziałam, dlaczego był na mnie aż tak zły.

- Nie ma mi Pani za co dziękować. To Pani zasługa. - Uśmiechnęła się do nas. - Spotkamy się znowu w przyszłym tygodniu, w porządku? Niech moja sekretarka zrobi Pani termin. Wtedy jeszcze wrócimy do tego tematu na osobności.

Przytaknęłam i wstałam ze swojego miejsca, zdejmując z krzesła kurtkę.

- Zaraz to zrobię - powiedziałam, wystawiając w jej stronę swoją dłoń. Potrząsnęła ją. - Dziękuję Pani.

Uniosła do góry kąciki ust i po tym, jak się z nią pożegnaliśmy, z szatynem opuściliśmy jej gabinet. Stanęliśmy przy biurku sekretarki, która właśnie zapisywała dla mnie w komputerze nowy termin. Harry ułożył swoją dłoń na moim biodrze i będąc przepełniona wciąż radością, wydawało mi się to przez moment normalne. Jednak wszystkie jego czułości skończyły się w momencie, gdy wyszliśmy na zewnątrz.

- Miałaś aż trzy ataki paniki, o których ja niczego nie wiem? - rzucił zaraz po tym, jak wsiadł do samochodu, który od razu uruchomił.

- Nie chciałam cię stresować. To był zły tydzień, a ty miałeś inne rzeczy na głowie - powiedziałam, krzyżując ramiona. - Ale nie jest to już istotne. Zanim przestaniemy znowu ze sobą rozmawiać, chciałam ci tylko pogratulować. Jesteś świetnym aktorem. Nawet psycholog to kupiła i masz czego chciałeś. Głupiego potwierdzenia, że mogę znowu zajść w ciążę bez zwariowania.

- Tu chodziło tylko o twoje zdrowie psychiczne, którego nie chcę narażać. Dlaczego wszystko co robię, musi być w twoich oczach złe? - Prychnął, kręcąc głową. - Miałem się przed nią zacząć z tobą kłócić? Tego chciałaś?

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz