Wróciłam do sypialni z ręcznikiem zawiązanym wokół ciała i wysoko upiętymi włosami. Harry po długich próbach zasnięcia w końcu rzeczywiście od dobrej godziny spał.
Zawiozłam Adama i Toby'ego wcześniej do szkoły i do przedszkola. Nie pytali się o swojego tatę, bo nie był to pierwszy raz, kiedy to tylko ja zajmowałam się nimi z rana. Harry o tej porze często bywał już w pracy.
Odnalazłam w szafie parę bordowych dresów i dobrałam do nich czarną koszulkę. Jeżeli resztę dnia miałam i tak spędzić w domu, to dla odmiany mogłam postawić na wygodę. Spuściłam ręcznik na ziemię i założyłam świeżą bieliznę oraz ubrania.
Usiadłam na krawędzi łóżka, rozpuszczając włosy i sięgając po leżącą na nakastliku szczotkę. Zahaczyłam palec o znajdujący się tam ciśnienomierz, przypominając sobie o moim nocnym ataku paniki. Czasami nie wiedziałam, co bym zrobiła, gdybym nie miała obok szatyna.
- Andie? - Usłyszałam za sobą jego zachrypnięty głos. Przekręciłam głowę, nie zaprzestając czesania włosów. Przyglądał mi się ze zmrużonymi oczami. - Nie powinnaś być w pracy?
- Dzisiaj mam wolne - odparłam, wstając z łóżka. - Jest czwartek. W czwartki nigdy nie mam zajęć.
Zajęłam miejsce obok niego i schyliłam się, aby zostawić na jego policzku buziaka. Owinął palce wokół mojej dłoni i ciężko westchnął.
- To dobrze - stwierdził tylko, posyłając mi delikatny uśmiech. - Nie chciałbym być teraz sam.
- Jak się czujesz? - zapytałam, przeczesując wolną dłonią jego włosy, po czym zatrzymałam ją na jego twarzy.
- Nie najlepiej - przyznał z grymasem. - Wręcz bardzo źle, jeżeli mam być szczery.
- Chcę, żebyś był teraz stuprocentowo szczery. - Jeździłam kciukiem po jego skórze. - Żadnego udawania, że wszystko jest w porządku. Nie musisz mi niczego udowadniać.
- Wiem. - Westchnął i zacisnął usta w linię. Jego spojrzenie błądziło przez chwilę po mojej twarzy. - Nie myślałem, że odejdzie tak szybko.
- Nikt z nas się tego nie spodziewał. - Widziałam, że wciąż potrzebował snu. Wpatrywał we mnie swój zmęczony wzrok. - Lekarze dawali mu jeszcze pół roku, prawda?
- Tak. - Przytaknął i zmarszczył w zamyśleniu brwi. Pojawiła się między nimi głęboka zmarszczka. - Mama pewnie też jest w szoku.
- Zadzwonię do niej później - oznajmiłam. - Jeżeli chcesz, to...
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja go nawet nie lubiłem - wtrącił szatyn, przerywając mi. Zauważyłam nerwowe drgnięcie jego wargi. - A teraz... chyba jest mi smutno, że nie było inaczej.
- Miał trudny charakter. - Przełknęłam ślinę, pozostawiając swoją rękę w bezruchu na klatce piersiowej szatyna.
- Nie tłumacz go - powiedział, podpierając ciało na łokciach. Spuściłam wzrok na swoje kolana. - Traktował cię okropnie. Momentami może i był w porządku, ale nie zapomnę tych chwil, kiedy nie był. To nie tylko jego charakter.
- Nie mówmy teraz o tym - poprosiłam, odnajdując jego ciepłe spojrzenie. - Nie chcę wracać myślami do niektórych z tych chwil.
Usiadł w pełni, przyciągając mnie do siebie. Z ręką na moich plecach trzymał mnie blisko. Czułam jego oddech na swojej szyi.
- Kocham cię - szepnął, pozostawiając na mojej skórze pocałunek. Patrzyłam przed siebie ze wzrokiem wbitym w ścianę.
- Powinieneś spróbować znowu zasnąć. - Oparłam brodę na ramieniu mężczyzny. - Póki nie ma dzieci. Nie wiem, czy później dadzą ci spać.
- Zostań ze mną. - Zatrzymał swój dotyk na moim biodrze. Wzruszyłam ramionami, chcąc tak naprawdę pobyć przez chwilę sama. Nie chciałam mu tego mówić.
- W porządku - zgodziłam się i przygryzłam wargę. Nie chciałam, żeby był sam, wiedząc, że przechodzi przez coś o wiele trudniejszego niż ja. To jemu zmarł ojciec, nie mi.
Złożył pocałunek na moim czole, a kiedy odepchnął mnie delikatnie od siebie, aby na mnie spojrzeć, zauważyłam, że ma łzy w oczach. Nie powiedziałam niczego, ale od razu położyłam się obok. Po prostu chciał, żebym z nim była. Nie wymagał zbyt wiele.
Leżeliśmy obok siebie, trzymając się za rękę. Możliwe, że Harry zauważył, że potrzebowałam trochę przestrzeni. Zazwyczaj zauważał takie rzeczy. Nie mówił mi tego, ale wiedziałam, że tak było. Potrafił dopasować pode mnie swoje zachowanie.
- Bałem się o ciebie za każdym razem, kiedy on tylko był w pobliżu - przyznał, ściskając moją rękę.
- Byłam przerażona - odparłam, wbijając paznokcie lewej ręki w materac. - Wiedziałam, że to wina alkoholu i jego zdrowia mentalnego, ale nie mogłam nic poradzić na to, że każda wizyta w twoim domu rodzinnym mnie przerażała.
- Traktował tak tylko naszą dwójkę - dodał, przekręcając głowę, aby na mnie spojrzeć. - Uwielbiał Gemmę nade wszystko. Jej męża nazywał synem, którego nigdy nie miał. Tak, jakby mnie nie było.
- To miało coś wspólnego z wujkiem Tobiasem - stwierdziłam i zamknęłam oczy. - Przypominałeś mu go.
- A potem jeszcze nazwałem swojego drugiego syna Tobias. - Prychnął, na co uniosłam kąciki ust. - Był wściekły, jak się o tym dowiedział.
- Pamiętam. - Zmarszczyłam nos, ukazując w uśmiechu zęby. Harry złączył nasze usta, pochylając się nade mną.
- Doszedłem z czasem do wniosku, że... - Przerwałam mu, łapiąc jego twarz między swoje dłonie i całując go jeszcze raz. Czułam pod palcami wilgoć na jego policzkach. Nawet nie zauważyłam, że płakał, bo rozmawiając ze mną, nie dał tego po sobie poznać.
- Przepraszam - powiedziałam, spuszczając nieśmiale wzrok. Zwilżyłam wargi, pozostawiając jedną z dłoni na jego karku. Drugą ułożyłam obok swojego ciała. - Mówiłeś, że doszedłeś do wniosku, że...
- Że nieważne kogo bym nie poślubił albo jak bym nie nazwał swoich dzieci, on i tak nigdy nie byłby zadowolony - dokończył, unosząc palcem moją brodę. - To nigdy nie była twoja wina. Ani kogokolwiek. Traktowałby tak każdego, kto by się nie znalazł w moim życiu, bo jego problemem byłem ja. Zawsze chodziło tylko o mnie.
Wziął głęboki wdech i zanim zdążyłam coś powiedzieć, on zaczął płakać. Szatyn skulił się, kręcąc głową. Wydęłam wargę i instynktownie przytuliłam go do siebie.
Pociągnął nosem i wyciągnął do przodu obie ręce, aby mnie także objąć. Przetarłam za jego plecami grzbietem dłoni oczy. Starałam się myśleć tylko o swoim oddechu, aby nie zaskoczyć naszej dwójki po raz kolejny atakiem paniki. To ostatnie czego oboje w tamtej chwili potrzebowaliśmy.
- Wiesz, jak bardzo cię kocham, prawda? - Odpowiedział mi, przytakując. Oparłam swoje czoło o jego i palcami otarłam jego skórę z łez. - Dla mnie nigdy nie byłeś problemem. Nigdy tak o tobie nie pomyślałam. Nawet kiedy miałam tysiąc powodów, aby się o ciebie martwić i nawet kiedy działałeś mi niesamowicie na nerwy. Nigdy, przenigdy nie byłeś problemem. I nie jesteś.
Kolejny raz kiwnął głową, wypłakując wszystkie swoje smutki, który zbierały się w nim przez całą noc. Nie mówił już nic więcej na temat swojego ojca lub swoich uczuć. Odpowiadał mi prostymi gestami, podczas gdy ja co jakiś czas przypominałam mu o tym, jak bardzo jest przez wszystkich kochany. Chciałam, żeby poczuł się doceniony, bo było to coś, czego nigdy nie poczuł przy Desie. W głowie wciąż miałam dokładny obraz mimiki jego taty, kiedy po ucieczce Harry'ego, wróciliśmy cali i zdrowi do domu. Na jego twarzy nie rysowała się ulga lub szczęście z powrotu syna, który był tak blisko próby samobójczej. Widziałam po nim, że po prostu po raz kolejny był zawiedziony.
liczba słów: 1104
CZYTASZ
Fleurs Séchées // h.s.
RandomDruga część Lumière. Andie Styles rzeczywiście wierzyła w to, że nadejdzie taka chwila, kiedy będzie w stanie szczerze stwierdzić, że ogarnęła swoje życie w każdym stopniu. Przekonała się prędko o swojej naiwności. W wieku dwudziestu dziewięciu lat...