Zgasiłam światło w łazience i zaglądnęłam do pokoju chłopców, sprawdzając, czy jeszcze śpią. Na widok ich delikatnie rozchylonych ust i powolno unoszących i znów opadających klatek piersiowych, udałam się spowrotem do sypialni. Zamknęłam drzwi.
Zdjęłam turban z ręcznika, uwalniając swoje wciąż wilgotne włosy i pozwoliłam im opaść na swoje ramiona. Aby nie obudzić Harry'ego, przeszłam odcinek do kaloryfera jak najciszej i przewiesiłam przez niego mokry ręcznik. Potem cofnęłam się do szafy i także nie hałasując, wyjęłam z niej potrzebne mi rzeczy.
- Idziesz do pracy? - Usłyszałam za sobą zmęczony głos szatyna, którego snu przecież starałam się nie przerywać.
- Nie. - Odwróciłam się, a zielone oczy już mi się przyglądały. Zdawał się nie być w ogóle pewien tego, jaki był dzień. - Mam wolne.
Zrzuciłam z siebie szlafrok, odsłaniając swoje ciało. Podciągnęłam majtki, które założyłam jeszcze będąc w łazience, a szatyn słyszalnie zaczerpnął powietrza. Wyciągnęłam rękę ku spodniom dresowym, które wcześniej przygotowałam i w tym samym momencie zostałam pociągnięta za przedramię. Cofnęłam się nie zbyt elegancko i wylądowałam tyłkiem na materacu między nogami Harry'ego.
Delikatnym dotykiem palców na moim policzku odchylił ku sobie moją głowę i złączył ze sobą nasze usta. Naparł na mnie swoją rozgrzaną klatką piersiową, a lewą rękę ułożył na moim ramieniu.
- Ale przyjeżdżają moi rodzice - powiedziałam, gdy tylko oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza. Szatyn wyraził swoje niezadowolenie, marszcząc nos. Tobias robi to samo. Uśmiechnęłam się delikatnie, mając przed oczami naburmuszonego Toby'ego i jego słodki, zmarszczony nosek. - Zapomniałeś?
- Nawet nie jestem pewien, jaki mamy dzisiaj dzień - odparł, na co prychnęłam. Zauważyłam. - Nie muszę do pracy, prawda?
- Jest sobota - podpowiedziałam szatynowi i wyciągnęłam dłoń ku jego twarzy. - To znaczy, że jesteś dziś cały mój.
- Jestem tylko twój. Cały czas. - Pocałował mnie, łapiąc za nadgarstek mojej ręki, która spoczywała na jego policzku. Przyciągnął mnie bliżej, po czym pogłębił pocałunek. Dla większego komfortu, przerzuciłam nogi przez jego udo. - Twój. Na zawsze. Kiedy tylko chcesz.
- Zablokowałeś już jej numer? - zapytałam, przyciskając palec do jego ust. Przytaknął w odpowiedzi. - W takim razie co mówiłeś?
- Że jestem twój - powtórzył, uśmiechając się do mnie.
***
— Słyszałam, że się kłóciliście. — Prawie przystanęłam, będąc zaskoczona tym, że moja mama coś wiedziała o naszych kłótniach.
— Skąd wiesz? — Nie odważyłam się na nią spojrzeć, więc nie odrywałam wzroku od zielonookiego, który razem z moim tatą i chłopcami szedł parę metrów przed nami. Kierowaliśmy się na plac zabaw.
— Adam coś mi wspomniał — odparła. Kątem oka zauważyłam, że skrzyżowała ramiona. — Myślicie, że dzieci nie są świadome waszych kłótni, ale...
— Mamo — wtrąciłam, wchodząc jej w zdanie. — Wiem do czego zmierzasz, ale ja nie chcę znowu prowadzić tej samej rozmowy. Po prostu przechodzimy trudniejszy czas.
Nic nie powiedziała, więc ja w pierwszej chwili także nie miałam nic do dodania.
Od incydentu z Desem wiele się zmieniło. Anne i moja rodzicielka przestały ze sobą rozmawiać, a każde urodziny dzieci mi o tym przypominały. Były to jedyne dwa dni w roku, kiedy nasze mamy znajdowały się równocześnie w jednym pokoju.
Moja mama, która zawsze wspierała naszą dwójkę, mnie i Harry'ego, z dnia na dzień zmieniła zdanie o naszych decyzjach. Uważała, że nasze małżeństwo było błędem oraz że założyliśmy rodzinę zbyt wcześnie. Oba te punkty nie były wcześniej przez nią krytykowane.
— Nigdy nie kłócisz się z tatą? — zapytałam, lecz nie otrzymałam odpowiedzi. W tym samym czasie szatyn odwrócił się do nas, odnajdując spojrzeniem moje oczy i posłał mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam. Następnie skupił się znowu na chłopcach i rozmowie z moim tatą. — Harry opiekuje się mną. Jest cierpliwy, kiedy moje stany lękowe się nasilają. Płaci za moje wizyty u terapeutki i kiedy tylko może odbiera mnie też od niej.
— Absolutne minimum, Andie — odparła ostro.
— Nie wiesz, jak wyglądają moje ataki. — Zatrzymały nas światła, dzięki czemu udało nam się dogonić resztę rodziny. Toby wykorzystał chwilę przystanięcia, aby przekonać Harry'ego do wzięcia go na ręce.
— Bo ich wcześniej nie miałaś. — Toby wyciągnął ku mnie rączkę, którą delikatnie ścisnęłam.
— Zmęczyłeś się? — zapytałam małego, ignorując ostatnią uwagę mojej mamy. Tobias przytaknął, po czym ukrył twarz w zagłębieniu szyi swojego taty. Wypuściłam jego dłoń, a ta odnalazła miejsce na karku szatyna.
***
— Mam dosyć — oznajmiłam, przyglądając się temu, jak moi rodzice zabawiali dzieci w piasku. Poczęstowałam się ciasteczkami, które były w prawdzie przygotowane dla chłopców, ale z nerwów sama zaczęłam je jeść. — Mamie nie przeszło i nie rozmawiała ze mną o niczym innym.
— Naprawdę wierzysz w to, że kiedyś jeszcze jej przejdzie? — zapytał, po czym także skradł ciasteczko z pojemnika. — Andie, nigdy nie wybaczę sobie tego, co się wtedy stało. Rozumiem twoją mamę, lepiej niż ci się wydaje.
— Ale nie rozumiesz tego, że chcę móc z nią normalnie rozmawiać o normalnych rzeczach, a nie ciągle się kłócić. — Westchnęłam. — I chcę, żeby cię lubiła. Naprawdę chcę, żeby wszystko było po staremu.
— Porozmawiam z nią — zdecydował Harry, sięgając po moją rękę. — W porządku?
— Okay.
liczba słów: 790
____________________________________
Temat Rei zostanie jeszcze rozwinięty, ale na ten moment taki króciutki filler rozdział :)
CZYTASZ
Fleurs Séchées // h.s.
De TodoDruga część Lumière. Andie Styles rzeczywiście wierzyła w to, że nadejdzie taka chwila, kiedy będzie w stanie szczerze stwierdzić, że ogarnęła swoje życie w każdym stopniu. Przekonała się prędko o swojej naiwności. W wieku dwudziestu dziewięciu lat...