Rozdział 7

138 12 0
                                    

— Mamo? — Uniosłam wzrok z nad książki. Adam przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym zadał swoje pytanie. — A jak się teraz czujesz?

— Czuję się dobrze, słońce — odparłam, posyłając mu uśmiech.

— Tata mówił mi, jak ci pomaga, kiedy masz ataki paniki — oznajmił. Bardzo przeżywał to, co się wydarzyło parę dni wcześniej. — Więc teraz też będę mógł ci pomóc.

— To kochane. — Pstryknęłam chłopczyka w nos, który on zmarszczył. — Dzięki, Adam.

— Powiedział mi też, że jeśli nie umiałbym ci pomóc, to mam do niego zadzwonić z twojego telefonu — dodał, bazgrając coś pod linijkami w swoim zeszycie.

— To dobry pomysł — powiedziałam, opierając głowę na dłoni. — Nie martw się, słońce. Radzę sobie też sama z atakami paniki. Zajmuje mi to w prawdzie chwilę dłużej. To znaczy... zależy. Czasami takie ataki trwają bardzo krótko. Wtedy...

— Jak krótko? — wtrącił, naśladując sposób, w jaki siedziałam. Także ułożył podbródek na powierzchni dłoni.

— Trudno powiedzieć. Parę minut pewnie — odparłam. — Po prostu nie zawracaj sobie tym teraz głowy.

Przytaknął niepewnie i wrócił do pisania. Zaglądał uważnie do podręcznika nad swoim zeszytem, czytając z niego polecenia. Mruczał je pod nosem, składając słowo po słowie.

Rozproszyła mnie wibracja mojego telefonu i zauważyłam, że ktoś mi przesłał jakąś wiadomość. Odblokowałam komórkę, kładąc ją na książce przed sobą. Napisał do mnie Harry, siedzący tego dnia w pracy.

Od: Harry
Wszystko w porządku?

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, otrzymałam następne powiadomienie.

Od: Harry
Od rana nie mogę przestać o tobie myśleć.

Od: Harry
Kocham cię najbardziej na świecie.

Uniosłam do góry kąciki ust i byłam pewna, że moją twarz zalał gorący rumieniec. Wzięłam telefon między palce, aby szatynowi odpisać.

Do: Harry
Czuję się dobrze, a gdyby miało się to zmienić, mam obok Adama. Opowiadał mi, że tłumaczyłeś mu, jak może mi pomóc podczas ataków. Jesteście słodcy.

Wysłane. Spojrzałam na chłopczyka przed sobą, czując wzrastającą we mnie dumę. On i Toby byli moim największym szczęściem. Dla nich przeszłabym jeszcze raz każdy trud towarzyszący ciąży.

Od: Harry
Ciągle mnie o to pytał.

Od: Harry
W drodze do szkoły mówił tylko o tym. Widocznie czekał, aż ciebie nie będzie obok.

Od: Harry
Nie wiem, czy w praktyce byłby już rzeczywiście w stanie ci jakoś pomóc. Ale kazałem mu do siebie dzwonić, gdyby kiedykolwiek znalazł się w takiej sytuacji.

Do: Harry
To też mi mówił.

Do: Harry
Naprawdę staram się zachowywać przy nich spokój. Nie chcę pozwolić nawet najmniejszej rzeczy wyprowadzić mnie z równowagi. Oczywiście zazwyczaj nie mam nad tym kontroli. Nie muszę ci chyba tłumaczyć. Wiesz, jak to działa...

Do: Harry
Nie chcę ich straszyć.

Przygryzłam dolną wargę, biorąc głęboki wdech. Ciekawe oczy Adama od razu zatrzymały się na mnie. Posłałam mu delikatny uśmiech, aby go nie martwić.

Od: Harry
Wiesz, że to nigdy nie jest twoja wina? Chłopcy też to zrozumieją.

Od: Harry
Kochamy cię wszyscy.

Odłożyłam komórkę na bok, wstając od stołu. Czułam potrzebę przejścia się chociażby wte i wewte. Otworzyłam drzwi tarasowe i wyszłam na zewnątrz.

Kontrolowałam uważnie swoje oddechy w obawie, że zaraz tę kontrolę mogę stracić. Wzrok uniosłam do góry, śledząc wędrówkę chmur po błękitnym niebie. Skupiłam się na wilgoci trawy pod swoimi stopami. Wszystko to przynosiło mi spokój.

— Mamo, tata do ciebie napisał. — Głos Adama przywołał mnie spowrotem na ziemię. — Mam do niego zadzwonić?

— Nie, zaraz mu odpiszę — oznajmiłam, kierując się w jego stronę. Bałam się, że wtargnie białymi skarpetkami na trawnik. Wzięłam od blondynka komórkę.

— Dlaczego wyszłaś?

— Spójrz jakie dzisiaj mamy ładne niebo. — Wzięłam go na ręce, a telefon schowałam do tylnej kieszeni spodni. Zlekceważyłam jego pytanie. — Te chmury wyglądają dosłownie jak wata cukrowa.

— Chciałbym, żeby całe niebo było z waty cukrowej — stwierdził z uniesionym wysoko spojrzeniem. Pocałowałam jego policzek. — Może lecąc samolotem mogliby ją zbierać w jakieś zbiorniki.

— Podoba mi się ten pomysł — odparłam, odczuwając powoli ciężar swojego synka. Nie był już taki mały jak do niedawna. — Myślę jednak, że mój dentysta byłby mniej zadowolony.

Prychnął pod nosem i oparł swoją głowę na moim ramieniu. Jeszcze przez chwilę patryzyliśmy do góry, przyglądając się chmurom. Dopiero po dłuższej chwili spuściłam małego na ziemię. Nie czekając na mnie, wbiegł spowrotem do domu, wołając jakieś nie do końca zrozumiałe dla mnie hasło.

Opuszczając powoli ogród, trzymałam w ręce telefon. Otworzyłam nowe wiadomości od szatyna.

Od: Harry
W szczególności ja.

Od: Harry
Nigdy nie przestanę się tobą zachwycać.

Od: Harry
Jestem dzisiaj wypełniony emocjami. Wybacz.

Od: Harry
Wracam do pracy. Zadzwonię, jak będę jechał do domu.

Od: Harry
Kocham cię, Andie.

Odesłałam mu na szybko czerwonce serce i schowałam sprzęt spowrotem do kieszeni. Zamknęłam za sobą drzwi, wracając do Adama i do swojej książki. Siedział znów przy stole, odrabiając zadania. Niebawem musieliśmy pojechać po Tobiasa, którego zostawiłam tego dnia nieco dłużej w przedszkolu. Łatwiej było mi się zajmować jednym dzieckiem niż mieć ich dwójkę na głowie.

— Pomóc ci w czymś? — zapytałam, ale blondynek odmówił mojej pomocy, kręcac lekko głową. Zajęłam miejsce na przeciwko niego.

Myślałam przez chwilę jeszcze o pomyśle zbierania samolotami waty cukrowej i zanotowałam go sobie. To by się nadawało do mojego kolejnego opowiadania. Cesarzowa Austrii walcząca u boku James Bonda i zajadająca się watą cukrową, którą zdobyli podczas jednej ze swoich wypraw. To brzmiało świetnie.

— Potrafiłbyś narysować chmury wyglądające jak wata cukrowa? — Adam uniósł wysoko brwi. — Wciąż zbieram twoje rysunki do książki. Mógłbyś narysować wśród nich parę samolotów. To ci bardzo dobrze wychodzi.

Uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki. Tak bardzo przypominał mi w tamtym momencie Harry'ego, pomimo odmiennego koloru włosów.

— Mogę spróbować. — Wzruszył ramionami. Nieśmiale spuścił wzrok.

Jeszcze byłam w fazie zbierania pomysłów. Czasami rysunki Adama stawały się dla mnie nawet pewnego rodzaju inspiracją. Parę rozdziałów miałam już napisanych. Nawet Harry zdążył część z nich ocenić i podobały mu się. Zawsze pytałam go o zdanie, bo byłam przekonana, że jest w stanie najlepiej ocenić, czy dałam z siebie wszystko, czy należy jeszcze wprowadzić parę zmian.

— Kocham cię, Adam — powiedziałam, błądząc wzrokiem po jego twarzy.

— Ja ciebie też, mamo — odparł tak, jak został przeze mnie i Harry'ego nauczony. Nie byłam pewna, na ile rozumiał, co te słowa znaczyły dla mnie.

liczba słów: 975

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz