Rozdział 33

103 8 1
                                    

Dzielę się z wami rozdziałem, który napisałam pewnie już z miesiąc temu. Czekałam z jego publikacją, bo były chwile, gdy po prostu miałam ochotę odpuścić kontynuację tego fanfiction całkowicie. Pisanie go wymaga ode mnie bardzo dużo pracy z bardzo prostego powodu – jego pisanie nie sprawia mi radości. Trochę żałuję teraz, że w ogóle zdecydowałam się na kontynuację. Była to bardzo spontaniczna decyzja. Chyba chciałam spróbować czegoś nowego, bo nigdy jeszcze nie próbowałam się w pisaniu kontynuacji czegoś, przynajmniej w formie drugiej części. Teraz wiem, że to chyba nie dla mnie.

Nadal, jak będę miała ku temu ochotę, będę próbowała tworzyć jakieś kolejne rozdziały, które pewnie też opublikuję, ale na pewno nie będą one wrzucane regularnie. W sumie ostatnie rozdziały też nie były wrzucane regularnie, więc zbyt wiele się nie zmieni.

Pracuję jednak nad czymś nowym, bo nie chcę całkiem rezygnować z pisania, ale to jeszcze będzie wymagało trochę czasu. Prawdopodobnie będzie to znowu fanfiction z Harrym w roli głównej, o ile nie zmienię zdania.

Przepraszam, że tak się ma sytuacja.

Było tuż po czwartej nad ranem, a ja nie potrafiłam ponownie zasnąć. Już nawet próbowałam liczenia baranków, co zazwyczaj rzeczywiście funkcjonowało, ale nie tym razem. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, ale czułam, że zabrakło mi dzień wcześniej rozmowy z Harrym.

Po tym jak pożegnaliśmy się z Noahą, pojechałam po dzieci, a później jakoś nie znaleźliśmy czasu na omówienie wydarzeń tego dnia. Sama stwierdziłam, że możemy odłożyć tę rozmowę na jutro i już mi przeszło. Jednak to zdawało się być kłamstwem, które sama chciałam sobie wmówić.

- Harry? - Dotknęłam jego ramienia, pochylając się nieco nad jego ciałem. Leżał odwrócony plecami do mnie. - Harry. Harry. Harry.

- Hm?

- Harry, nie mogę zasnąć - powiedziałam półszeptem.

- Coś się stało? - Przetarł zmęczony twarz. Naprawdę nie chciałam go budzić, ale nie wiedziałam już, co innego zrobić.

- Przenoszą Esther do innej klasy - wyrzuciłam z siebie. - To moja wina i przewidziałeś, że tak będzie, ale jak zwykle cię nie posłuchałam. Bo jestem głupią, upartą...

- Hej, nie mów tak - wtrącił, przekręcając się na drugi bok. - Czy to, że ją przenoszą, to coś złego?

- Niby nie, ale... Esther mnie polubiła. Otworzyła się. Jeszcze do niedawna nie oddawała w ogóle zadań, a teraz oddaje każde z nich i są świetnie napisane. - Uśmiechnęłam się delikatnie na samą myśl o jej ostatnich sukcesach.

- A jak zachowuje się na innych zajęciach niż twoich? - zapytał szatyn.

- Tam... To znaczy, rozmawiałam z pojedynczymi nauczycielami, którzy nie zauważyli niestety żadnej zmiany - tłumaczyłam. - Niektórzy są też mocno wkurzeni z tego powodu. Aż żałowałam, że w ogóle przy nich wspomniałam o Esther.

- Andie. - Odnalazł pod kołdrą moją dłoń. - Czy Esther ukończy szkołę?

- Myślę, że... - Zacisnęłam usta, bo chciałam powiedzieć, że na pewno ją w tym roku ukończy. Że jakoś zdąży wszystko pozdawać.

Wzięłam głęboki wdech, ale nic więcej już nie powiedziałam.

- Esther potrzebuje pomocy, ale nie wystarczy wyłącznie twoja pomoc. Nie możesz wtrącać się w jej sprawy rodzinne. - Przytaknęłam, zgadzając się z tym, co mówił. - I tak już dużo zrobiłaś.

- Wiem, ale... obserwuję całą tę sytuację już od dłuższego czasu, co nie? Początkowo byłam jeszcze w stanie wspierać ją przynajmniej w najmniejszym stopniu. I masz rację. I tak dużo dla niej zrobiłam. - Zacisnął swoje palce wokół moich. - Ale teraz? Czuję się, jakby związano mi ręce. I jakby pozostało mi jedynie przyglądanie się temu, jak jej nieszczęście się rozrasta. Bo ja nic już nie mogę z tym zrobić.

- Myślę, że Esther jest teraz krok bliżej ku otrzymaniu potrzebnej pomocy - dodał. - Dyrektorka nie zostawi tego tak.

- Mam nadzieję. - Harry puścił moją dłoń, aby przyciągnąć mnie bliżej siebie. - Przepraszam, że wyrwałam cię ze snu.

- Nic się nie stało - odparł, wędrując ręką z mojego biodra na moją łopatkę. - Przynajmniej teraz mam cię znów w swoich ramionach. Zawsze się z nich jakoś wydostajesz.

- Bo zawsze zaczynasz mnie po jakimś czasie przygniatać - powiedziałam w swojej obronie.

- Przecież nie specjalnie. - Prychnęłam, odnajdując swoją dłonią jego policzek, który pogłaskałam. - Przepraszam za to spontaniczne przyjęcie Noahy. Mogłem jej odmówić.

- Już nieważne. Wszystko było w porządku - odparłam. - Ale tych zdjęć to nie musiałeś jej pokazywać.

- Przestań. Wyglądasz na nich świetnie - rzekł i cmoknął moje wargi. - Zresztą zawsze wyglądasz cudownie. A dzisiaj w tej czarnej spódniczce... Słońce, gdyby nie Noaha...

- Jesteś głupi. - Wywróciłam oczami, śmiejąc się.

- Czy ty się rumienisz?

- Chciałbyś - powiedziałam, szczypiąc go lekko w policzek. - Zawsze musisz próbować mnie speszyć?

- Nie wiem, o co ci chodzi - rzekł i nawet nie pozwolił mi dojść do słowa, całując mnie po raz kolejny.

Swoją dłonią na moich plecach próbował zmniejszyć odległość między nami. Zdawało się, że oparł się na łokciu, bo znajdował się jakby nade mną. Uniósł do góry kąciki ust, kiedy sama przyciągnęłam go ku sobie, łapiąc go za kark. Zareagował na mój dotyk zadowolnym pomrukiem, zanim opadł znów obok mnie.

— Musisz się wyspać — oznajmił. — Masz za sobą ciężki dzień.

— Jest sobota — zauważyłam, układając na jego klatce piersiowej swoją dłoń.

— Powiedz to dzieciom. Na pewno dadzą ci pospać — rzucił sarkastycznie.

— Dobra, masz rację — przyznałam, zamykając oczy. — Spróbuję zasnąć.

— Jak coś, to mnie budź. — Wplątał palce w moje włosy.

— Okay — odparłam cicho, unosząc do góry kąciki ust. — Kocham cię, Harry.

liczba słów: 668

Fleurs Séchées // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz