ROZDZIAŁ 27 - ,,To nie był on"

542 38 0
                                    

Klaus odsunął się gwałtownie od spadających na niego zwłok, przez co ciało z głuchym odgłosem spadło na podłogę. W tłumie rozległy się krzyki przerażenia. Ludzie rzucili się do zablokowanych drzwi, przepychając się przez siebie, by je otworzyć. Takiego zakończenia poruszającej historii, którą przed chwilą mili okazję oglądać, się nie spodziewali.

Nad ciałem barmana klęczała Alice. W zakrwawionej dłoni ściskała serce z taką siłą, że malutki organ ledwo trzymał się w całości. Wampirzyca pochylała się nad Lucasem, zasłaniając twarz opadającymi włosami.

- Co to było? - wyszeptała z bólem.

Podniosła głowę. Jej oczy były pełne łez.

- Widziałeś to, prawda? - wychrypiała w kierunku hybrydy, nie panując nad płaczem. - Ten dziwny błysk w jego tęczówkach... Nagła zmiana nastroju... To nie był on.

Klaus nie odpowiadał, zwyczajnie nie wiedząc, co powiedzieć. 

Chciał śmierci Lucasa. Nie podobało mu się to, jak Alice się o tego chłopaka troszczyła. ,,Byłem... zazdrosny?" - pomyślał blondyn z konsternacją, beznamiętnie wpatrując się w martwe ciało fiołkowookiego. Fakt podejrzanego pojawiania się chłopaka w tych samych miejscach, co oni, był tylko wymówką dla zabicia go. Klaus nigdy by nie pomyślał, że ten zniewieściały barman w rzeczywistości mógł kryć w sobie jakąś głębszą zagadkę.

- Od początku chciałeś go zabić - dodała Alice, powoli podnosząc się z klęczek. - Od początku coś przeczuwałeś. Tylko ja byłam taka głupia i cię nie słuchałam... Nie chciałam go zabijać! Był taki niewinny i sympatyczny... Współczułam mu!

Łzy lały się z jej oczu strumieniami, a wampirzyca nawet nie próbowała ich powstrzymać. Nie przejmowała się tym, że skupia na sobie uwagę dziesiątek ludzi. Czuła, że nie daje sobie rady z emocjami.

- Niczego nie podejrzewałem - stwierdził Klaus.

Odezwał się po raz pierwszy, odkąd Alice zabiła Lucasa, ale dziewczyna miała wrażenie, że nie słyszała jego głosu przez lata. Pociągnęła lekko nosem i zamilkła, czekając na następne słowa pierwotnego.

- Mieliśmy być ze sobą szczerzy - kontynuował mężczyzna, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z bezwładnie leżącego na podłodze Lucasa. - Wymagałem tego od ciebie, ale sam nie do końca się tego trzymałem. Byłem zazdrosny, Alice. Byłem cholernie zazdrosny. To dlatego chciałem zabić tego barmana. Bałem się, że masz mnie już dość i że wolisz spędzać czas z nim... On był idealnym, spokojnym i przemiłym człowiekiem, a ja... Cóż, czasami bywam trudny.

- Chyba jednak częściej niż czasami - Alice zaśmiała się przez łzy. - Ale zawsze taki byłeś. Zawsze wiedziałam, jaki jesteś, a mimo wszystko zawsze chciałam do ciebie wracać. Chociaż przyznam, że mnie zaskoczyłeś. Wielki Klaus Mikaelson martwiący się, czy jakiś wampirek go lubi...

- Wystarczy - prychnął pierwotny. - To nie jest śmieszne.

Wampirzyca zaśmiała się jeszcze serdecznie, prawie zapominając o tym, co przed chwilą się stało. Klaus rzucił jej mordercze spojrzenie, ale natychmiast złagodniał, widząc stan partnerki. Nie mógł jej teraz odmówić odrobiny radości.

Nagle w pomieszczeniu rozległ się huk. Komuś z tłumu wreszcie udało się otworzyć drzwi. Fala ludzi wylała się z baru w niesamowicie szybkim tempie, nie oglądając się na martwych nastolatków i Lucasa. Każdy chciał ratować swoje własne życie.

Klaus westchnął teatralnie, odwrócił się od Alice i w wampirzym tempie ruszył w kierunku uciekających. Chwilę później znalazł się tuż przed pierwszym z nich, uśmiechając się złowieszczo.

- Nie pozwoliłem wam odejść - oznajmił spokojnie.

Następnie, nie wahając się ani sekundy, skręcił najbliższej osobie kark. Ludzie zaczęli krzyczeć z przerażeniem. Jednak na pustej ulicy nie mógł im nikt pomóc. Ktoś wyciągnął komórkę, chcąc zadzwonić po pomoc...

- Jeśli nie chcecie skończyć, jak ten kretyn, lepiej milczcie i grzecznie wracajcie do baru. Jest was za dużo, żebyście mogli o tym wszystkim pamiętać. Na drugi dzień całe miasto plotkowałoby o tym, jakie wampiry są straszne i że istnieją one na prawdę. Lubię małe skandale, ale taki byłby przesadą - kontynuował pierwotny, ani na sekundę nie tracąc beztroskiego uśmiechu.

Ludzie, jak zahipnotyzowani, zaczęli powoli wracać do budynku.

Alice wciąż stała w tym samym miejscu, znowu spoglądając na zwłoki Lucasa. Po jej niedawnym śmiechu nie było śladu - na jej twarzy znowu gościł głęboki smutek. Nawet nie spojrzała na Klausa, gdy razem w wszystkimi ludźmi wrócił do baru.

Blondyn stwierdził, że nie warto na razie z nią rozmawiać. ,,Dam jej trochę czasu" - pomyślał i z wielką niechęcią rozpoczął mozolną procedurę hipnotyzowania każdego ze światków. Gdy wreszcie ją skończył, ze zdziwieniem zdał sobie sprawę, że jest już ranek.

Ciało Lucasa zniknęło. Zaś sama Alice siedziała przy jednym ze stolików, z uwagą obracając w dłoniach jakiś przedmiot. Czując na sobie wzrok Klausa, podniosła głową, rzucając mu szybkie spojrzenie.

- Pochowałam go za barem - powiedziała chrapliwie. - Może kiedyś ktoś go znajdzie. W każdym razie, już wszystko w porządku. 

- Cieszę się - mruknął pierwotny, przysiadając się do niej.

Jego spojrzenie natychmiast zatrzymało się na obracającym przez Alice przedmiocie. To była przypinka, z którą dziewczyna ostatnio się nie rozstawała.

- Myślałam nad tym, ale w głowie mam pustkę - zaczęła wampirzyca, widząc zainteresowanie partnera trzymaną przez nią ozdobą. - Nie mam pojęcia, o co Vanessie mogło chodzić. Wiem tylko, że ona nie ma z tym nic wspólnego i faktycznie może nam pomóc. To zachowanie Lucasa... Muszę znaleźć sposób, żeby ją o to zapytać.

Ale Klaus jej nie słuchał. Jego wyostrzony wzrok nie opuszczał pewnego punktu na przypince. Mężczyzna, nie myśląc dwa razy, wyrwał ozdobę z ręki Alice i podsunął ją sobie tuż przed nos.

- Jakim cudem wcześniej tego nie widzieliśmy? - wyszeptał sam do siebie, z niedowierzaniem kręcąc głową. - Mógłbym przysiąc, że obejrzałem tę przypinkę wyjątkowo dokładnie. Czegoś takiego nigdy na niej nie było.

- O czym ty mówisz? - Alice zmarszczyła brwi z konsternacją, nachylając się w stronę Klausa, by móc zobaczyć to, co on. - O kurde...

Na obwodzie ozdoby, małą, zakręconą czcionką wypisany był nieznany jej wcześniej adres.

- Waszyngton, Chapel Street 4 - przeczytała na głos wampirzyca.

Ona również zbadała każdy element przypinki bardzo dokładnie. Adresu dotychczas tam nie było.

Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz