ROZDZIAŁ 15 - ,,Nie jestem dla ciebie właściwym towarzystwem"

550 37 2
                                    

Pierwsze krople deszczu nieśmiało zabębniły o szybę samochodu. Na pędzący z szybką prędkością samochód powoli i stopniowo zbliżała się ogromna, czarna chmura, powodując wyjątkowo przygnębiającą atmosferę. Hope westchnęła głośno. Melancholijna aura przyrody idealnie pasowała do jej obecnego nastroju.

Dziewczyna w milczeniu przyglądała się spływającym kroplom. Ogromna prędkość, z którą poruszał się samochód uniemożliwiała im jednak spokojną wędrówkę po szybie. W połowie długości gwałtownie z niej spadały, rozmywając się.

Nie minęło nawet parę minut, a deszcz rozkręcił się na dobre. Woda zalewała każdy centymetr pojazdu i drogi. Hope odwróciła wzrok od bocznej szyby i niepewnie spojrzała na siedzącego obok Klausa, kierującego tym samochodem. Mężczyzna z niecierpliwieniem przyglądał się ciemnemu już niebu, jakby rzucał pogodzie jakieś wyzwanie. Po chwili warknął ze złością, niechętnie zmniejszając prędkość.

- Cholerny deszcz - Hope usłyszała jego pełen złości syk. - Jeszcze rozbije przez niego taki fajny samochód.

Rudowłosa ponownie westchnęła i zamknęła oczy. Nie mogła na niego patrzeć. Jego widok przypominał jej tylko niedawne wydarzenia, które tak bardzo dziewczynę prześladowały. Była zła, smutna i niepewna zarazem. Nie miała pojęcia, jak ma się zachować. Jedyne, czego była pewna to, faktu, że czuła wstyd.
Przez oczami jeszcze raz stanęła jej sytuacja sprzed paru godzin... Wszystkie słowa, które padły podczas kłótni z Alice, boleśnie kłuły ją w uszy. Dziewczyna potrząsnęła głową. To, co powiedziała jej King, nie miało aż tak wielkiego znaczenia. Ważniejsze było to, co wampirzyca zrobiła. Ta siła, którą w niej wyczuła... Hope nic z tego nie rozumiała. Teraz w jej głowie, oprócz chęci odbudowania relacji z ojcem, pojawił się kolejny cel. Chciała odkryć, kim była jego partnerka.

Z zamyślenia wyrwał dziewczynę huk grzmotu. Deszcz padał jeszcze mocniej, a niebo niespodziewanie przecięła błyskawica, prawie od razu wywołując kolejny grzmot.

- Może się gdzieś zatrzymamy? - zaproponowała niepewnie Hope. - Znam fajną restaurację... Ma świetne jedzenie i jest niedaleko stąd. Wystarczy skręcić...

- Nie mam teraz nastroju na jedzenie - burknął Klaus. - Już jesteśmy niedaleko. Postój nie ma sensu.

Rudowłosa odwróciła wzrok z zażenowaniem. To były pierwsze słowa, które powiedział do niej ojciec, odkąd wpakowała się do jego samochodu.

Kiedy Alice całkowicie zniknęła jej z oczu i została sama, leżąc bez siły na bruku, czuła w sobie jedynie pustkę. Nie wiedziała, gdzie ma pójść, ani co ma z sobą zrobić. Chciała natychmiast zobaczyć się z Klausem, ale mężczyzna odszedł zaraz po tym, jak dowiedział się o tajemnicy swojej partnerki.

W końcu postanowiła go znaleźć. ,,Bądź, co bądź, to ze względu na niego zrobiłam to, co zrobiłam" - pomyślała z nadzieją. Wiedziała, gdzie hybryda zaparkował samochód. Po chwili namysłu udała się w tamte miejsce, modląc się w duchu, aby ojciec jeszcze nie odjechał.

Szczęście jej dopisywało. Klaus stał oparty o maskę przepięknego Astona Martina zaciągając się papierosem. ,,Pali..." - zdziwiła się Hope, nie dowierzając własnym oczom. - ,,On przecież nigdy nie pali...".

Stała tam tak długo, że Klaus wyczuł jej obecność. Skierował na nią gniewny wzrok, ale nie odezwał się ani słowem. Po prostu zdeptał papierosa i bez wahania wsiadł do samochodu, z zamiarem odjechania.

- Poczekaj! - zawołała wtedy Hope, otrząsając się ze zdziwienia.

Szybko podeszła pod drzwi pasażera i wpakowała się do środka. Klaus nawet na nią nie spojrzał. Po prostu odjechał, zdawając się nie przejmować, kogo wiezie ze sobą.

Wspomnienia Hope przerwał gwałtowny skręt. Ojciec zjechał z autostrady, powoli wychodząc z zasięgu czarnej chmury, centralnie w której dotychczas jechali. Zamiast ekranów przeciwdźwiękowych, oczy rudowłosej ogarnął widok wysokich drzew.Jechali wąską, jednopasmową drogą. Asfalt usiany był łatami i dziurami, przez co nisko zawieszony Aston Martin Klausa raz po raz niebezpiecznie wyskakiwał na uszkodzeniach w powierzchni drogi, których pierwotnemu nie udało się ominąć. Oczywiście, mężczyzna zupełnie nie dostosował prędkości do warunków.

W końcu las nieco przerzedł, a wzrok Hope padł na znajomą tabliczkę, skromnie oznajmiającą kierowcom, że wjechali właśnie do Mystic Falls. Dziewczyna zamarła.

- Tato, gdzie my jedziemy? - warknęła, czując, że zna odpowiedź.

- Odwożę cię do szkoły - stwierdził spokojnie Klaus, nie odwracając spojrzenia od wymagającej drogi. - Nie powinnaś jej w ogóle opuszczać.

Przez paręnaście ostatnich lat dziewczyna mieszkała właśnie w Mystic Falls, w szkole dla niezwykłych dzieci. Wampiry nieradzące sobie ze swoją naturą, wilkołaki, czarownice i inne nadprzyrodzone stworzenia znajdowały tam swój dom. Hope była trybrydą. Łączyła w sobie cechy wampira, wilkołaka i czarownicy, co stanowiło wyjątkowo wybuchową mieszankę. Inaczej być nie mogło - w końcu była córką Klausa Mikaelsona, potężnej, pierwotnej hybrydy, którego matka była potężną czarownicą. W szkole w Mystic Falls Hope uczyła się, jak zapanować nad posiadaną, potrójną mocą.

- Nawet mi o tym nie powiedziałeś! - krzyknęła rudowłosa, nie potrafiąc ukryć oburzenia i złości. - Ja po prostu chciałam spędzić z tobą trochę czasu!

Brak odpowiedzi. Hope westchnęła cicho. ,,Czego ja się spodziewałam?" - pomyślała ze smutkiem. - ,,Zdrada Alice tylko sprawiła, że stał się nieobecny dla kogokolwiek. Byłam taka głupia myśląc, że mój plan zadziała...". Po policzku spłynęła dziewczynie pierwsza łza bezsilności. Zdała sobie sprawę, że tak na prawdę straciła ostatnie parę tygodni. Wszystko poszło na marne.

Pięć minut później znajdowali się już na wyjątkowo przestronnym podwórku, tak dobrze znanym Hope. Spędziła tu ponad połowę życia. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i ruszyła przed siebie, nie patrząc już w kierunku ojca. Jednak on jej nie zostawił. Szedł tuż za nią, nie odzywając się ani słowem. Po chwili Hope poczuła, jak silne ręce odwracają ją do tyłu.

Stanęła twarzą twarz z ojcem. Mężczyzna zachowywał pokerową twarz, ale rudowłosa widziała w jego oczach niepewność.

- Hope... - zaczął Klaus, starając się dobrać właściwe słowa. - Źle zrobiłaś opuszczając szkołę i szpiegując mnie. Nie jestem dla ciebie właściwym towarzystwem.

- Tylko ty tak twierdzisz - burknęła z urazą dziewczyna.

- Nie, córeczko... - Klaus pokręcił głową. - Tak po prostu jest. Najlepiej byłoby, gdybyś o mnie zapomniała i żyła własnym, wspaniałym życiem. Tego pewnie by chciała twoja matka.

Hope zastygła na wspomnienie rodzicielki. ,,Tego by chciała?" - powtórzyła głucho w myślach, nie spuszczając wzroku z niebieskich tęczówek ojca. Tak samo niebieskich, jak jej samej... ,,To nie prawda" - pomyślała stanowczo. - ,,Hayley zawsze chciała, bym miała dobre relacje z tatą...".

Już nabrała powietrza, aby gwałtownie zaprotestować i wyrazić swoje poglądy na ten temat, ale w tym momencie zdała sobie sprawę, że ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Natychmiast odwróciła się w tym kierunku. Oczom rudowłosej ukazał się jej wujek, Elijah Mikaelson. Stał i przyglądał się jej z widoczną ulgą wymalowaną na twarzy, zupełnie nie zauważając napiętej sylwetki Klausa, wpatrującej się w niego z nienawiścią.

- Hope... - wyszeptał Elijah, obejmując zaskoczoną dziewczynę. - Gdzie ty, do cholery, się podziewałaś?

Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz