ROZDZIAŁ 14 - ,,Kim ty jesteś?"

564 37 4
                                    

Zniknął. Po prostu zniknął.

Poszedł, nie mówiąc już ani słowa.

Zostawił ją.

Alice wciąż nie mogła w to uwierzyć. Stała bezwładnie, z niesamowicie silnie zaciśniętymi powiekami, czując ogarniającą ją pustkę. Ledwo powstrzymywała płacz bezsilnej złości, za wszelką cenę próbując się uspokoić. Daremnie. 

To, co przed chwilą się stało, wciąż nie dochodziło całkowicie do jej świadomości, jakby dziewczyna wcale nie chciała tego do siebie dopuścić. Czuła się, jakby śniła. Czekała biernie na moment, w którym obudzi się, zalana potem i z ulgą stwierdzi, że to był tylko koszmar. Nic z tego. Nie ważne, jak bardzo próbowała wyprzeć świadomość ze swojego umysłu, prawda powoli do niej docierała, pożerając dziewczynę od środka.

Tyle nerwów... Tyle stresu... Kiedy już wszystko wydawało się układać, wtrąciła się ona... Alice poczuła ogarniający ją gniew. Hope Mikaelson... To imię dźwięczało jej w głowie niczym największe przekleństwo. Nienawiść, która w tym momencie ogarnęła Alice, przerastała najśmielsze wyobrażenia.

Dziewczyna zacisnęła ręce w pięści i po raz pierwszy od odejścia Klausa, otworzyła oczy. Hope wciąż tam była. Uśmiechała się złośliwie i mrużyła oczy z zadowolenia. ,,Ty suko!" - pomyślała nienawistnie Alice, resztką siły woli powstrzymując się od rzucenia na rudowłosą.

- Idź stąd, bo przysięgam, że zaraz zrobię ci krzywdę - warknęła wampirzyca, ze zdziwieniem odnotowując chrapliwość swojego głosu.

- Myślisz, że jesteś taka potężna? - Hope spojrzała na nią z kpiną, przygryzając wargę z rozbawienia. - To, że zadawałaś się z moim ojcem, nie czyni z ciebie niezwyciężonej.

Ciało Alice całe się zagotowało. ,,Muszę się uspokoić" - przekonywała się, pamiętając, co ostatnio działo się, kiedy się denerwowała. - ,,Nie mogę pozwolić, żebym znowu tak dziwnie zareagowała!". Wzięła głęboki oddech, starając się zapomnieć, z jaką zołzą rozmawia.

- Nie znam cię - powiedziała spokojnie, odwracając się z zamiarem odejścia. - Nie wiem też, co do mnie masz, ani dlaczego to zrobiłaś. Pewnie dobrze wiesz, jak złe to było. Jeśli na prawdę masz aż taką obsesję na moim punkcie, aby mnie obserwować, to wiesz pewnie, jak ważny jest dla mnie Klaus. Mimo wszystko powiedziałaś mu jedyną rzecz, którą przed nim ukrywałam, jedyną słabość, którą okazałam... To podłe.

Nie słysząc żadnej odpowiedzi od strony Hope, wampirzyca ruszyła w pierwszym lepszym kierunku, nie oglądając się więcej za siebie. Chciała uciec... Po prostu iść w nieznane, by móc w spokoju się wypłakać. Potrzebowała samotności, której niedawno jeszcze tak nienawidziła.

- To nie jest podłe - niespodziewanie ciszę przerwał głos Hope.

Rudowłosa wciąż stała w tym samym miejscu, choć jej postawa drastycznie się zmieniła. Nie wyrażała już arogancji i samozadowolenia ze swojego zachowania. Hope nie patrzyła w stronę swojej rozmówczyni. Opuściła głowę, chowając twarz za długimi włosami, które teraz chaotycznie opadały jej na twarz. ,,Ona żałuje?" - zastanawiała się Alice, zdziwiona reakcją dziewczyny.

- Już wiesz, że Klaus to mój ojciec - kontynuowała Hope, nadal nie patrząc na wampirzycę. - Nigdy jednak nie traktował tego poważnie... Na początku mieliśmy dobre relacje, ale potem... Popsuło się... Dorosłam, a on wciąż mnie ignorował...

- Bardzo współczuję - burknęła chłodno. - Ale to, że ci się nie układa, nie znaczy, że powinnaś niszczyć życie innym.

- Nic nie rozumiesz! - krzyknęła Hope, czerwieniejąc ze złości. - Nie rozumiesz, jakie to niesprawiedliwe!? Ty jesteś dla niego obca... A mimo to, spędza z tobą tyle czasu! Podróżujecie razem, mieszkacie razem... W czym jesteś lepsza ode mnie!?

W miarę mówienie, jej tęczówki błyszczały coraz mocniej na bursztynowo. ,,Dokładnie tak samo, jak jej ojciec..." - pomyślała Alice. Jednak słowa Hope dotknęły ją i na nowo zachwiały uzyskany przed chwilą spokój.

- Zachowujesz się, jak rozpieszczone dziecko! Ogarnij się i dorośnij! - wampirzyca poczuła, jak również i jej oczy zmieniają kolor. - Nie wiem, dlaczego Klaus cię tak bardzo nie znosi, ale nie mam z tym nic wspólnego! Idź z nim pogadaj, zamiast robić takie głupoty!

- To twoja wina! - odpyskowała rudowłosa, jeszcze bardziej pogłębiając bursztyn w tęczówkach.

- Moja wina!? Moją winą jest to, że ojciec cię nie kocha!?

Te słowa przecięły powietrze jak błyskawica, sprawiając, że obie dziewczyny natychmiast umilkły.

- Przepraszam - wymamrotała ze zrezygnowaniem Alice, kręcąc głową. - Może powiedziałam trochę za dużo, ale...

Nie dane było jej skończyć. W tym samym momencie poczuła, jak ogromna siła wyrzuca ją w powietrze, a ona sama ląduje boleśnie po drugiej stronie ulicy, na której się znajdowała. Spojrzała ze zdziwieniem przed siebie. Tuż nad nią stała Hope, dysząc z gniewu.

- Uspokój się - warknęła wampirzyca, próbując się podnieść. - Wystarczająco już nabruździłaś. Teraz idź ode mnie i daj mi wszystko wyprostować.

- Nie waż się mi rozkazywać! - Hope wydała z siebie pełen wściekłości krzyk, rzucając się na spętaną magią Alice.

Usta wampirzycy wykrzywił grymas złości. Już przygotowywała się na szybkie odparcie ataku, ale wtedy stało się coś niespodziewanego. Przeogromna energia przepłynęła przez jej ciało, wywołując niekontrolowane dreszcze. Przez następne długie, kilkanaście sekund, Alice trzęsła się gwałtownie, nie potrafiąc przestać. Jednak, kiedy wreszcie udało jej się opanować, widok, który pojawił się przed jej oczami, zaskoczył ją nie mniej, niż niedawny, dziwny atak.

Hope leżała na bruku parę metrów od miejsca upadku Alice. Kuliła się z bólu, jęcząc niewyraźne słowa. ,,Co się stało?" - pomyślała przerażona wampirzyca, z trudem podnosząc się z ziemi.

Po krótkim wahaniu podeszła do skulonej rudowłosej. Z bliska mogła zauważyć krew ściekającą z jej czoła, ramion i kolan. ,,Ja to jej zrobiłam?" - nie potrafiła uwierzyć Alice, rozglądając się dookoła, szukając tajemniczego wybawcy. Nikogo jednak w pobliżu nie było.

Hope, czując przy sobie obecność wampirzycy, z grymasem bólu podparła się na łokciach, by móc na nią spojrzeć.

- Kim... Kim ty jesteś...? - wychrypiała z niedowierzeniem.

Odpowiedź "nie wiem" sama cisnęła się Alice na usta, ale dziewczyna w ostatniej chwili powstrzymała się od podobnego stwierdzenia. To, co przed chwilą się stało, przerażało ją, ale po krótkim namyśle, uśmiechnęła się złośliwie. ,,Cokolwiek to było, tym razem bardzo się przydało" - pomyślała z satysfakcją. Jeszcze raz przypomniała sobie swoją nienawiść do córki Klausa i to, co dziewczyna jej zrobiła. Ktoś taki nie zasługiwał, żeby być z nim szczerym.

- Zbliż się do mnie jeszcze raz, a na prawdę tego pożałujesz - wycedziła Alice, spoglądając na rudowłosą z góry. - Nie chcę być twoim wrogiem, ale jeśli kiedykolwiek spróbujesz mi zaszkodzić, nie będę miała zahamowań.

Po tych słowach odwróciła się od Hope i ponownie udała się w tym samym kierunku, w którym przed chwilą zamierzała pójść.

- Dopóki nie poznałam twojego ojca, moje życie było jedną wielką porażką - dodała przez ramię. - To on przyniósł do mojego istnienia cel i... szczęście. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi to szczęście odebrał.

Tak, nowa, niezrozumiała moc ją przerażała. Tak, miała poczucie, że przyniesie ona wiele złego. Słowa Mirandy brzmiały jej w głowie, nieprzyjemnie ją drażniąc. "To była magia"... Czyżby moc, która zraniła Hope, była tą samą mocą, którą Alice pokazała w barze?

,,To nie ma znaczenia" - wampirzyca pokręciła głową ze zdecydowaniem. - ,,Teraz muszę znaleźć Klausa i wszystko mu wytłumaczyć!". Nie obchodziło ją, czy zaczyna wariować, ani czy ta magia zwiastuje coś złego... Teraz myślała tylko o porywczym blondynie z brytyjskim akcentem. Jeśli miała rozwiązać tą zagadkę, to tylko z nim.

Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz