ROZDZIAŁ 34 - ,,Kopę lat"

450 36 12
                                    

- Pozwól mi w takim razie podsumować - burknął Klaus, łypiąc groźnie na Alice z fotelu pasażera. - Czytałaś sobie spokojnie książkę od mojej córki, którą podobno przekazała jej twoja magiczna mamuśka, ale w trakcie lektury zasnęłaś na biurku. Gdy tak sobie smacznie spałaś, miałaś sen, w którym Vanessa wyjaśniła ci, skąd pochodzi ta nieszczęsna przypinka i spotkała się ze swoją siostrą, która okazała się być powodem naszych wszystkich problemów.

- Vanessa niczego mi nie wytłumaczyła - przerwała mu Alice, nie zrażając się jego wrogim spojrzeniem. - W tym śnie to JA byłam Vanessą.

- Cudnowie - Klaus przewrócił oczami. - To na prawdę wiele wyjaśnia.

Alice nie odpowiedziała na jego zaczepkę. Od paru godzin musiała słuchać ich bez przerwy, więc można powiedzieć, że w miarę się do nich przyzwyczaiła. Podczas zamknięcia w ruchomej puszce z rozeźlonym pierwotnym, którego dopiero co zerwano z łóżka bez podania konkretnego powodu, trzeba było zachowywać niezachwiany spokój. W przeciwnym razie podróż na pewno nie skończyłaby się szczęśliwie.

Przed jej oczami powoli zaczynały pojawiać się góry. ,,Najwyższy czas" - pomyślała z niecierpliwością, dociskając pedał gazu z jeszcze większą siłą. Lamborghini Klausa zawyło groźnie i wystrzeliło gwałtownie do przodu, co jego właściciel przyjął z jękiem rezygnacji.

Alice nigdy nie była fanką szybkiej jazdy, zwłaszcza na drogach przy górskich, ale tym razem nie miała dużego wyboru. Z tyłu głowy wciąż miała obraz bezwładnego ciała Vanessy i chłodnego spojrzenia Anny. Dziewczyna do teraz nie mogła całkowicie przyjąć do wiadomości, że własna ciotka planowała ją zamordować. Co prawda nigdy się z Anną nie spotkała, ale w śnie wyraźnie widziała, jak blisko kobieta była kiedyś z Vanessą.

- Kto w ogóle dał ci prawo kierować? - warknął Klaus po raz setny od czasu wyjazdu, ze złością obserwując stopniowo przesuwającą się w prawo strzałkę elektronicznego szybkościomierza.

- Trzeba było szybciej wygrzebywać się z łóżka - odpowiedziała spokojnie Alice, również po raz setny tego poranka. - Przez tysiąc lat nikt nie wspominał ci o zasadzie kto pierwszy ten lepszy?

- Wpadłaś do mojego pokoju o trzeciej w nocy i oświadczyłaś, że musimy jechać do Lake Placid - zaperzył się blondyn, krzyżując ręce na piersi. - Trzeciej w nocy, Alice - powtórzył, wyraźnie akcentując każde słowo. - O pewnych porach takie zasady są nieważne.

Wampirzyca zaśmiała się cicho na słowa partnera. Jednak gdy tylko usłyszała dźwięk własnego śmiechu, natychmiast zamilkła. ,,Vanessie grozi niebezpieczeństwo, Anna planuje moją śmierć, a ja śmieję się w najlepsze" - pomyślała z wyrzutem, ponownie całkowicie skupiając się na drodze. Myśli Alice zaczęły pędzić jeszcze szybciej, niż kierowane przez nią Lamborghini.

Gdy tylko ocknęła się z owego przerażającego snu, bez wahania pobiegła do sypialni Klausa. Nie potrzebowała czekać, aby poukładać sobie to wszystko w głowie - dokładnie wiedziała, co miała zrobić. Musiała udać się do Lake Placid, uratować matkę, cokolwiek jej groziło, i pozbyć się Anny. Nie miało znaczenia, że kobieta była jej ciotką. Chciała skrzywdzić Alice i Vanessę, a to wydawało się wampirzycy niewybaczalne.

Alice potrząsnęła głową, by uwolnić się od niechcianych myśli. ,,Analizowanie w niczym mi nie pomoże" - stwierdziła w duchu. Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, Klaus od ich ostatniej wymiany zdań, przestał narzekać. Nie powiedział nic, kiedy dziewczyna prawie zderzyła się z barierką, milczał, gdy z impetem minęła znak oznajmiający, że wjechali do Lake Placid. Odezwał się dopiero w momencie, w którym wampirzyca z piskiem opon zahamowała pod znajomym, sześciennym budynkiem.

Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz