Vanessa szła szybko po brukowanym chodniku, nie zwracając uwagi na nielicznych przechodniów. Zwyczajnie przez nich przenikała, jakby w ogóle ich tam nie było. W rzeczywistości to Vanessa była tą, która nie istniała - przynajmniej materialnie. Kobieta zaśmiała się pod nosem, przechodząc przez kolejnego człowieka. To była jedna z niewielu rzeczy, które lubiła w byciu duchem.
Po parunastu minutach marszu była już na miejscu. Vanessa zmrużyła oczy, patrząc na doskonale znany jej budynek. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, cieszą się wspomnieniami. Tak dawno jej tu nie było...
Lake Placid bardzo się przez ostatnie lata zmieniło. Teraz w miasteczku przeważały nowe domki letniskowe, co prawda nadające mieścince klimatu, choć tak niepodobne do starych, drewnianych budynków, które dominowały tu za życia Vanessy. Kobieta westchnęła nostalgicznie, czując, jak szklą jej się oczy.
Tylko jedna rzecz, nie licząc nazwy, pozostała w miasteczku bez zmian. Był to mały, sześcienny budynek zbudowany z kruszącej się cegły. Składał się on jedynie z pojedynczej izby i był w taka fatalnym stanie, że wydawało się, że wystarczy najmniejsze uderzenie, aby go zburzyć. Vanessa zaśmiała się cicho. Prawda była taka, że dom był praktycznie nie do zniszczenia - chroniła go bowiem zaawansowana magia jej siostry.
Był ciepły, majowy wieczór. Cienie powoli się wydłużały, a przebywający na ulicach ludzie znikali, zaszywając się w swoich domach, by oglądać telewizję lub czytać książki. Był to po prostu kolejny, zwykły dzień. I właśnie w ten, z pozoru normalny dzień, chodnikiem biegła młoda, około osiemnastoletnia dziewczyna. Jej długie, brązowe włosy falowały na wietrze, a niebieskie oczy błyszczały entuzjastycznie. Dziewczyna nie zwracała uwagi na zdziwione spojrzenia innych ludzi, którzy wydawali się być oburzeni jej nieodpowiednim jak na wiek zachowaniem - po prostu biegła przed siebie, uśmiechając się promiennie.
Zatrzymała się dopiero przed zrujnowanym, sześciennym budynkiem na skraju miejscowości. Czujnie rozejrzała się dookoła, pchnęła zdewastowane drzwi i szybko wślizgnęła się do środka. W oczy od razu rzuciła jej się osoba siedząca przy biurku w przeciwnym rogu izby.
- Anno! - zawołała radośnie nowoprzybyła. - Przyszłam tak szybko, jak tylko mogłam!
Osoba pochylona nad biurkiem wyprostowała się gwałtownie, ukazując się w pełnej krasie. Miała krótkie, mysie włosy z niedokładnie obciętą, gęstą grzywką i bardzo ostre rysy twarzy. Usta zaciskała w wąska linię, sprawiając wrażenie wyjątkowo nieprzyjaznej. Jednak, gdy zobaczyła, kto właśnie wszedł do budynku, na jej surowej twarzy przez chwilę widać było cień uśmiechu.
- Czekałam - oznajmiła, wstając z krzesła.
Była to również około osiemnastoletnia dziewczyna z łudząco do swojej rozmówczyni podobnym, przeszywającym, niebieskim spojrzeniem. Jednak wiek i kolor tęczówek były jedynymi podobieństwami między nimi. Dziewczyny, mimo, że były bliźniaczkami, kompletnie się od siebie różniły - zarówno wyglądem, jak i charakterem.
Anna podeszła do siostry i położyła jej dłoń na ramieniu.
- Cieszę się, że cię widzę, Vanessa - powiedziała cicho.
Vanessa uśmiechnęła się szeroko.
- Ja też tęskniłam - oświadczyła. - Gdybyś chodziła do szkoły...
- Nie wrócę tam. To nie miejsce dla mnie - zaprotestowała gwałtownie Anna.
Brunetka, dotychczas wyraźnie szczęśliwa, posmutniała na te słowa.
- Mam coś dla ciebie - dodała jej siostra, widząc reakcję rozmówczyni.
Gdy tylko to powiedziała, sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów. Po chwili oczom Vanessy ukazała się mała przypinka (opis).
CZYTASZ
Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus Mikaelson
Vampire,, Każdy z nas ma w sobie iskrę zła. Kwestią tego, czy ją wykorzysta, czy nie, są jego możliwości i żal do świata, jaki posiada." Gdy wszystko wydaje się być idealne, coś musi zacząć się komplikować. W przypadku Alice i Klausa, zaczyna komplikować s...