ROZDZIAŁ 18 - ,,Doceń ją, Niklausie"

604 43 9
                                    

- Elijah! - Hope zamarła na moment, by po chwili rzucić się w objęcia wujka. - Nie mówiłeś, że przyjedziesz...

- Zadzwonił dyrektor - odpowiedział mężczyzna, przyciskając dziewczynę do swojej piersi. - Zniknęłaś... Nie odbierałaś telefonów, nie dawałaś o sobie żadnych znaków życia... Co w ciebie wstąpiło? Gdzieś ty się podziewała?

Hope nie odpowiedziała. Po prostu zamknęła oczy, ciesząc się uściskiem innej osoby. Bardzo go potrzebowała. Widząc desperację wymalowaną na twarzy rudowłosej, Elijah nie powiedział już nic więcej. Nie miał serca denerwować się na tak bezbronnie wyglądającą bratanicę.

Żadne z nich, całkowicie pochłoniętych sobą, nie zauważyło napiętej sylwetki Klausa za ich plecami, piorunującej ich wzrokiem. Dosłownie, gdyby spojrzenie blondyna potrafiło zabić, obejmująca się para leżałaby bez życia na zadbanym trawniku. Choć mina hybrydy jasno pokazywała, że mężczyzna ma najszczerszą ochotę rozszarpania krewnych, wciąż nie ruszał się z miejsca. Ograniczył się jedynie do zaciśnięcia pięści z taką siłą, że po palcach spłynęły mu kropelki krwi.

Klaus jednak nie zwrócił uwagi na ten drobny uraz. Teraz w jego głowie działy się o wiele poważniejsze rzeczy niż krew spływająca z dłoni.

Spotkał się z Elijah po raz pierwszy od jego zdrady. Przez te dwa lata niewiele o nim myślał. Wyparł istnienie brata z głowy, nie chcąc popaść w obłęd. Udało mu się to tylko dzięki Alice. Młoda wampirzyca była jedyną odskocznią od wściekłości, którą czuł na ukochanego brata... Brata, który ośmielił się sprzymierzyć z jego największym wrogiem i planować jego zabójstwo...

Teraz emocje, które blondyn tak długo trzymał w sobie, gwałtownie i ze zdwojoną energią, ujrzały światło dzienne. Nie było już przy nim Alice i nikt nie mógł go uspokoić... 

Na wspomnienie partnerki, Klaus zadrżał. Ona przecież też go zdradziła. Każdy, do którego się zbliżał, w rzeczywistości go nienawidził. Każdy, komu zaufał, okazywał się zdrajcą.

W końcu Elijah delikatnie odepchnął Hope od siebie.

- Chodź, kochana - mruknął z uśmiechem. - Wszyscy za tobą tęsknili.

Rudowłosa też się uśmiechnęła. Jej też brakowało ukochanych przyjaciół. Znała się z nimi ponad dziesięć lat i byli ze sobą niewiarygodnie zżyci.

- Dobrze - pokiwała głową z zadowoleniem. - Już idę.

Po tym zapewnieniu, odwróciła się z powrotem do Klausa.

- Tak, więc... - wymamrotała nieśmiało. - Do widzenia...

Pierwotny drgnął ze zdziwieniem. Nagłe słowa w jego kierunku wyrwały go z zamyślenia. Nie spodziewał się, że Hope się do niego odezwie. W końcu, potraktował ją wyjątkowo okropnie i od początku pokazywał jej, jak bardzo nie chce się z nią widzieć. ,,Uspokój się" - pomyślał ze złością. - ,,Jeszcze okaże się, że ci zależy".

Z początku nie chciał w ogóle jej odpowiadać, ale szybko zmienił zdanie. Może to ze względu na to, że po spotkaniu Elijah, ogarnęło go nagłe ciepłe uczucie w stosunku do córki. Bądź, co bądź, była dobrą dziewczyną, a on po cichu był z niej dumny. Kochał ją na swój własny, pokręcony sposób. No właśnie... Kochał. 

Bał się tego uczucia, bał się ojcostwa. Nigdy się do tego nie przyznał, bo przecież Klaus Mikaelson nie mógł obawiać się niczego. Mimo to, ostatnim, czego chciał, to skrzywdzenie jej swoją obecnością tak, jak zrobił to Mikael w jego przypadku. ,,Lepiej, żeby się ze mną nie zadawała" - stwierdził stanowczo w myślach.

- Do widzenia, Hope - powiedział cicho.

To niewinne zdanie wreszcie zwróciło na niego uwagę Elijah. Mężczyzna zamarł ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, sprawiając wrażenie niezmiernie zszokowanego. ,,On mnie na prawdę nie widział" - zakpił w myślach Klaus, natychmiast wracając do swojego poprzedniego, morderczego spojrzenia. Chwila rozczulenia minęła, a on znowu stał twarzą w twarz ze zdrajcą.

Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz