ROZDZIAŁ 35 - ,,Szansa, aby wszystko naprawić"

490 31 7
                                    

Głos uwiązł Alice w gardle sprawiając, że dziewczyna nie potrafiła wykrztusić z siebie ani słowa. Obecność skonsternowanego Klausa przy boku w niczym jej nie pomagała, a jedynie pogłębiała jej oszołomienie. Wampirzyca otwierała i zamykała usta w zaskoczeniu, ze świstem wciągając powietrze. W jej otępiałym umyśle brzmiała tylko jedna, przerażająca myśl. Mężczyzna przed nią na prawdę był jej biologicznym ojcem...

Cisza, która zapadła, odkąd powstrzymała Klausa przed zabiciem sprzedawcy, przedłużała się na tyle, że stała się nie do wytrzymania. Napięcie wiszące w powietrzu bez trudu można było uchwycić palcami i zamknąć w pięści. Milczał zarówno Klaus, który, wciąż nie puszczając ojca Alice, wpatrywał się z oczekiwaniem w partnerkę, jak i jego niedoszła ofiara, zaszczycając córkę podobnym do pierwotnego, zainteresowanym spojrzeniem.

I właśnie to napięcie wreszcie skłoniło Alice do otrząśnięcia się.

- P-Pedro? - wydusiła niepewnie, z wielkim trudem sklecając te pojedyncze słowo.

Klaus i trzymany przed niego mężczyzna drgnęli. Na twarzy hybrydy wymalowało się jeszcze większe zdziwienie. Cofnął się o krok, jakby Alice czymś go uderzyła.

- Wampirku, skąd ty go znasz? - zapytał z niedowierzaniem. - O co chodzi?

Dziewczyna potrząsnęła głową z roztargnieniem. Nie miała siły mu wszystkiego tłumaczyć. Teraz najważniejsze było dowiedzieć się, co jej ojciec robił w Lake Placid oraz, przede wszystkim, ustalić, czy był ich nieprzyjacielem, czy sprzymierzeńcem. Alice westchnęła ciężko, przypominając sobie, że to przy jego sklepie zaatakowała ich tamta dziwna bestia. ,,Proszę, niech on nie będzie wrogiem" - modliła się w duchu. - ,,Wystarczy, że ciotka pragnie mnie zabić. Własny ojciec to byłaby przesada...".

- Nie nazywaj mnie tak - warknął sprzedawca, wykorzystując dekoncentrację Klausa i uwalniając się z jego uścisku. - Nie nazywam się Pedro.

- Nie jestem głupia i potrafię kojarzyć ludzi. Zwłaszcza, jeśli mnie prześladują - burknęła Alice, krzyżując ręce na piersi. - Wiem kim jesteś.

- Wiem, że wiesz. Użyłaś jednak złego imienia.

- O czym ty mówisz?

- Nie nazywam się Pedro - powtórzył uparcie mężczyzna. - To imię straciłem wiele lat temu, kiedy moje życie zmieniło się diametralnie. Teraz nazywam się zupełnie inaczej.

Znowu zapadła cisza, przerywana jedynie porannym śpiewem ptaków zza malutkiego okienka. I w końcu sprzedawca odezwał się ponownie:

- Mam na imię Mikael.

Mikael... To imię wyzwalało w partnerach mieszane uczucia za każdym razem, gdy je słyszeli. I mimo, że wiedzieli, że ojciec Klausa umarł na dobre, a stojący przed nimi mężczyzna nie ma z nim nic wspólnego, żadne z nich nie potrafiło powstrzymać delikatnego dreszczu na wspomnienie tego imienia. Zarówno Klaus, jak i Alice mieli z nim raczej nieprzyjemne skojarzenia.

Alice szybko się opanowała. Jej ciekawość co do osoby ojca przeważyła nad frustracją po usłyszeniu jego nietypowego imienia. 

Jednak Klaus nie zdobył się na podobny spokój. Po raz drugi w ciągu ostatnich paru minut wyglądał, jakby ktoś bardzo silnie go uderzył. Jego tęczówki wypełniły się mieszanką emocji - od niepokoju i zaskoczenia, po złość i frustrację. Po chwili, nie mogąc wytrzymać kpiącego spojrzenia ojca Alice, warknął i z furią złapał go za ramię.

- Dobrze, że się nam przedstawiłeś - wysyczał wściekle, mrużąc oczy tak mocno, że prawie całkowicie zasłonił żarzący się w nich bursztyn. - Osobiście uważam, że to imię jest brzydkie. W każdym razie, żegnam. Zbytnio mnie denerwujesz, żeby żyć.

Splamieni krwią 2: Tu jestem, wampirku | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz