Rozdział dedykowany Marianka19322
Ze snu wybudziły mnie promienie słońca, które przyświecały prosto w moją twarz, gdy tylko zaczęłam odzyskiwać świadomość i wyplątywać się z o dziwo spokojnego i niezmąconego koszmarami snu, odczułam pulsujący w skroniach ból. Zmarszczyłam brwi i dłonią sięgnęłam do uporczywie bolącego miejsca, może rzeczywiście zbyt dużo pracowałam, a teraz będę się mierzyć z efektami przemęczenia. Odwróciłam się na drugi bok, aby nie mieć kontaktu ze słońcem i powoli uchyliłam powieki, gdy tylko to zrobiłam usiadłam gwałtownie na łóżku. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam nie było moim pokojem, ani nie przypominało żadnego znanego mi miejsca. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, gdzie mogę się znajdować. Beżowe ściany, biurko, szafa, parę półek z książkami, okno i nic więcej. Żadnej fotografii, plakatu, kompletnie nic. Nagle zza drzwi dobiegł mnie odgłos kroków, miałam ułamki sekund, żeby zdecydować się co zrobić. Głowa bolała mnie tak bardzo, że nie byłam pewna czy dam radę szybko wstać. Z powrotem zagrzebałam się w pościeli, udając pogrążoną we śnie. Drzwi otworzyły się gwałtownie, głośno odbijając się od ściany, na co lekko się wzdrygnęłam. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, bałam się choć troszeczkę otworzyć oczu, po prostu czekałam na rozwój sytuacji.
-Przecież widzę, że nie śpisz - odezwał się szorstki męski głos.
Zacisnęłam pięść na pościeli wiedząc, że muszę stawić czoło rzeczywistości, jakkolwiek koszmarna ma się ona okazać. Nie mogłam przypomnieć sobie ani sekundy wczorajszego wieczoru, jakby podczas snu wszystko uleciało z mojej pamięci. Otworzyłam oczy i powoli usiadłam wspierając się o zagłówek łóżka. Naprzeciwko mnie, w progu stał na oko dwudziestoparoletni chłopak z czerwonymi włosami, kpiącym uśmieszkiem i bezwzględnym wzrokiem utkwionym prosto we mnie. Poziom strachu tylko wzrósł, a w połączeniu z ogromnym bólem głowy sprawiał, że miałam ochotę zwymiotować.
-Co się tak gapisz?- ostry ton głosu uzmysłowił mi, że cały czas się w niego wpatrywałam. Spuściłam wzrok na pościel, jedyne czego pragnęłam to po prostu stąd zniknąć. Cofnąć się w czasie i nie wychodzić wczoraj z domu, ale jestem właśnie teraz w obcym domu, z obcym facetem, a na dodatek kompletnie nie wiem co się wydarzyło. Dopiero teraz pomyślałam o tym, że mogłam być zgwałcona, zacisnęłam powieki z nadzieją, że tak się nie stało, a następnie dyskretnie spojrzałam na swoje ciało. Wciąż miałam ubrania z wczoraj, ale przecież to o niczym nie świadczy. Poczułam jak do oczu nabiegają mi łzy.
-To nie czas na płacz. Wstawaj i ubierz to, tam jest łazienka – rzucił na pościel szary materiał i głową wskazał na drzwi znajdujące się na ścianie po lewej stronie łóżka.
-Masz 10 minut – rzucił lodowatym tonem, nawet na mnie nie patrząc i zniknął za drzwiami głośno je za sobą zamykając.
Głośno westchnęłam i przetarłam twarz dłonią, czuję się jakbym była w jakimś filmie, to nie wydaje się realne. W głowie miałam kompletny mętlik, a ból rozsadzający czaszkę wcale nie pomagał. Sięgnęłam po szare zawiniątko i rozłożyłam dużą, męską szarą bluzę i dresy. Skrzywiłam się, nie rozumiem czemu miałabym to zakładać, nie mam zamiaru zostawać tu dłużej niż to konieczne. Nie pogardziłam możliwością skorzystania z łazienki, chociaż udałam się tam na miękkich nogach. Czułam się bardzo osłabiona, a jedyne czego pragnęłam to położyć się w łóżku i znów zapaść w bezsenną drzemkę, jednak najpierw chcę znaleźć się w swojej bezpiecznej przestrzeni. Utkwiłam spojrzenie w odbiciu lustra, moja skóra była nadzwyczaj blada, oczy podkrążone, a usta spierzchnięte. Przemyłam twarz i starałam się wygładzić wczorajsze ubrania, gdy przejeżdżając ręką po ramieniu poczułam ból. Cicho syknęłam i zaczęłam unosić rękaw bluzki. Na ramieniu widniał fioletowy ślad po igle, momentalnie zrobiło mi się słabo, gdy zrozumiałam, że zostałam czymś odurzona, przez co czuję się tak fatalnie i nic nie pamiętam. Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby świat przestał wirować mi przed oczami. Ten chłopak mógł ze mną zrobić cokolwiek chciał, teraz moje senne koszmary wydawały się niczym przy tej świadomości. Wybiegłam z łazienki i zaczęłam zakładać moje buty leżące koło łóżka, następnie złapałam ramoneske, ale nigdzie nie mogłam znaleźć mojej torebki. W tym momencie jednak nie wydawało się to istotne. Cicho zbliżyłam się do drzwi i ostrożnie je otworzyłam. Wyjrzałam na jasny korytarz z kilkoma parami drzwi i upewniając się, że nikogo na nim nie ma ruszyłam w stronę widocznych schodów. W duchu modliłam się, żeby nie skrzypiały, bo wydawały się drewniane. Ostrożnie stawiałam kroki, przez co miałam wrażenie, że dotarcie na dół trwało wieki. W połowie drogi usłyszałam męskie głosy, zamarłam na kilka sekund. Na szczęście nie zbliżały się, wydawały się dochodzić z jakiegoś pomieszczenia. W końcu dotarłam na dół, do salonu przepełnionego ciszą, z którego wychodziły dwa korytarze. Jeden z pewnością prowadził do drzwi wejściowych i był to ten, z którego dobiegały męskie głosy. Drugi zdawał się prowadzić do kolejnych kilku pomieszczeń. Wiedziałam, że będę musiała zmierzyć się z ogromną przeszkodą, nie chciałam mieć z tymi mężczyznami żadnego kontaktu, nie wiedziałam jakie mają wobec mnie zamiary, a skoro mnie odurzyli, raczej nie były one dobre. Chciałam wyjść niezauważona i po prostu zapomnieć o kolejnym feralnym incydencie, który mi się ostatnio przytrafił. Głęboko odetchnęłam, starając się uspokoić szaleńczo bijące serce, mój stres tylko potęgował nieznośny ból głowy. Powoli zaczęłam przemieszczać się w głąb korytarza, głosy były coraz wyraźniejsze, a ja coraz bardziej przerażona. Wejście do pomieszczenia z mężczyznami było otwarte, na podłodze widoczny był blask słońca padający na zaciemniony korytarz. Przygryzłam wnętrze policzka, musiałam bezgłośnie przemknąć, mając nadzieję, że nikt w tym momencie nie spojrzy na wejście. W myślach odliczyłam do trzech i szybko się przemieściłam. Byłam już tylko dwa kroki od frontowych drzwi, gdy poczułam szarpnięcie za ramię.
-Dokąd się wybierasz? – ochrypły głęboki głos sprawił, że podskoczyłam w miejscu. Odwróciłam się przodem do nieznajomego, który wciąż zaciskał rękę na moim ramieniu. Poczułam, że drżą mi nogi, gdy zmierzyłam jego sylwetkę. Był wysokim, umięśnionym blondynem z ostrymi rysami twarzy, potarganymi włosami i lodowato niebieskimi oczami, które teraz przeszywały mnie na wskroś. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie, że zadał mi pytanie.
-Ja..-poczułam nieprzyjemny ucisk w gardle, przez co ciężko było mi cokolwiek z siebie wydusić. Nieznajomy uniósł znacząco brew w oczekiwaniu, nie wydawał się ani trochę wzruszony moim przerażeniem.
-Chcę wrócić do domu – wyszeptałam słabo, czując, jak po policzkach spływają mi łzy.
-Tak jak zrobiłaś to tydzień temu, uprzednio pryskając mi gazem pieprzowym w oczy, pamiętasz? – zapytał beznamiętnie spoglądając na mnie z góry. Poczułam, jak nogi się pode mnie uginają, a on w porę zmienił chwyt, żeby mnie podtrzymać. To nie może być prawda, zatraciłam się w gorączkowych myślach na tyle głęboko, że nie poczułam, że zanosi mnie do jakiegoś innego pomieszczenia, które okazało się kuchnią. Przy okrągłym stole siedzieli dwaj nieznani mi mężczyźni, jeden z ciemniejszą karnacją i ciemnymi oczami. Nie wydawał się tak bardzo wysoki jak reszta, z kolei siedzący obok niego ciemny, kędzierzawy blondyn, mierzył mnie brązowymi oczami, zaciskając mocno zarysowaną szczękę. Został jeszcze już mi znany czerwono włosy, który opierał się o kuchenny blat z wrednym uśmieszkiem. Podtrzymujący mnie
blondyn posadził mnie na wolnym krześle przed wszystkimi obcymi mężczyznami i wtedy z całą mocą poczułam beznadziejność tej sytuacji. Drżące dłonie włożyłam między złączone nogi i powiodłam z przerażeniem po wszystkich wyzutych z emocji twarzach, które bacznie mnie obserwowały. Chłopak, który mnie tu przywlókł, kucnął obok mnie i przełamał ciszę.
— Spokojnie, jeszcze nie masz się czego bać - na jego słowa drgnęłam i obróciłam głowę w jego stronę. Przełknęłam ślinę, choć gardło mnie paliło.
—Czego ode mnie chcecie? - mój głos brzmiał słabiej niż chciałam, ledwo słyszalnie, nawet nie byłam pewna czy rzeczywiście to powiedziałam, ale śmiech blondyna to potwierdził.
—Na prawdę jesteś tak głupia, czy udajesz? - rzucił gorzkim tonem, na co znowu poczułam napływające do oczu łzy. Mężczyzna spojrzał na ciemnego blondyna, który jedynie pokiwał głosem i tym razem to on zabrał głos.
—Tydzień temu byłaś świadkiem egzekucji, nie powinnaś tego widzieć Everly Parker, dlatego tu dzisiaj siedzisz - wyjaśnił rzeczowym tonem jakby cala ta sytuacja była zupełnie normalna. Czułam, jak oddech więźnie mi w gardle, minął tydzień, a ja myślałam, że te wydarzenia będą nawiedzać mnie tylko w koszmarach. Poruszyłam się niespokojnie na krześle starając się zaczerpnąć oddech. Czułam, że lada chwila, a wpadnę w sidła ataku paniki.
-Więc.. Czy powiedziałaś o tym komukolwiek - kontynuował ten drugi mężczyzna, na co natychmiast zaprzeczyłam ruchem głowy, na słowa nie było mnie teraz stać.
—Odpowiadaj jeśli ktoś pyta - warknął czerwonowłosy, wbijając we mnie najbardziej pogardliwe spojrzenie jakie w życiu widziałam. Miałam ochotę przyciągnąć kolana do klatki piersiowej i ukryć twarz przed nim i całą resztą. Jednak opuściłam tylko wzrok na ziemię.—Nie powiedziałam nikomu - wykrztusiłam resztkami sił.
—Dlaczego mamy Ci wierzyć? - ponownie zapytał ciemny blondyn. Spojrzałam na niego i nie wiedziałam co mam powiedzieć, myśli plątały mi się ze sobą, a ja nie miałam niczego, żeby potwierdzić moje słowa.
-Cały czas pracowałam- wypaliłam, na co czerwonowłosy parsknął śmiechem.
-Jeśli ktoś jeszcze wie, to nie tylko Ty zginiesz - na te słowa poczułam, jak ogarnia mnie ciemność, miałam wrażenie, że osuwam się z krzesła, ale zanim kompletnie odpłynęłam nie poczułam zderzenia z ziemią.
_______________________________________
Rozdziały będą dodawane raz w tygodniu w środę jednak mogą być jakieś nieplanowane opóźnienia. Dziękuję tym którzy jeszcze to czytają ;* No to do następnego !
CZYTASZ
Uprowadzona L.H. (W EDYCJI)
FanfictionNazywam się Everly Parker i przez swojego cholernego pecha zostałam uprowadzona przez największy gang w Sydney... Historia poddawana EDYCJI