- Zaraz będziemy na miejscu - powiedział wymuszając uśmiech. To było podejrzane i niepokojące. Zagryzłam wargę, która niekontrolowanie zaczęła drżeć. Boję się, cholernie się boję i z każdym krokiem w głąb lasu trace zaufanie do chłopaka. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam jestem na granicy zdrowego rozsądku. Moja psychika zaczyna wariować, kumuluję w sobie emocje, myśli i pytania. Jestem jak mina, wystarczy jeden nieostrożny ruch, a wybuchnę z wielką siłą rażenia. Wierzyłam, że człowiek ma w życiu przeznaczenie, jakiś cel. Już tak nie myślę, moje życiowe poglądy i przekonania diametralnie się zmieniły. Wszystko za sprawą czterech chłopaków, którzy weszli z buciorami w moje życie i zostawili straszny bałagan, którego chyba do końca nie uprzątne. Skoro każdy ma jakieś przeznaczenie to jakie jest moje i jaką rolę oni w nim odgrywają ?
Z moich refleksji wyrwał mnie Ashton.
- Jesteśmy.
Uniosłam wzrok i przez krótką chwile zapomniałam jak się oddycha. Przed nami roztaczała się piaszczysta plaża przylegająca do sporego jeziora zewsząd otoczonego lasem. Tafla wody falowała, srebrząc się w blasku księżyca, który znajdował się dokładnie naprzeciwko nas. Napawałam się tym niesamowitym widokiem od czasu do czasu wyrażając swój zachwyt na głos.
- Podoba ci się ? - zapytał Ashton.
- Bardzo mi się podoba, tylko dlaczego przyszliśmy tu w środku nocy ? - zapytałam w odwecie, patrząc kątem oka na szeroko uśmiechniętego chłopaka.
- W nocy robi większe wrażenie - odparł drapiąc się po karku. Przeczówałam, że to nie był jedyny powód, dla którego mnie tu przyprowadził. Pociągnął mnie wzdłuż plaży i po przejściu kilkuset metrów zatrzymaliśmy się na drewnianym pomoście wpatrując się w wielki księżyc. Czułam jak Ashton się spina, nerwowo bawiąc się palcami. Przyglądałam się jego twarzy, która zdradzała, że intensywnie nad czymś myśli. W końcu uniusł wzrok i natrafił prosto na moje spojrzenie.
- Ashton o co chodzi ? - zapytałam nie spuszczając z niego wzroku. Westchnął przeciągle i odezwał się z powagą.
- Everly, grozi ci niebezpieczeństwo. Luke ma racje nie dasz rady przeżyć doby, musisz się nas trzymać. Jeśli uciekniesz wydasz na siebie wyrok i dodatkowo narazisz swoich bliskich.
Przyglądał mi się badawczo, oczekując jakiejś reakcji, a jedyne na co mnie było stać to tępe wpatrywanie się w przestrzeń. Minęła chwila zanim przyswoiłam to co powiedział chłopak. Nie wiem dlaczego, ale wezbrał we mnie gniew.
- Lepiej dobrze to wszystko wytłumacz - syknęłam, ponownie zbliżając się do cienkiej granicy wytrzymałości.
- Cała historia jest zbyt skomplikowana, a po za tym im mniej wiesz tym lepiej - odpowiedział ostrożnie widząc jak ze złości trzęsą mi się ręce.
Uniosłam na niego morderczy wzrok i przyznam, że miałam wielką ochotę go spoliczkować.
- Marcus, ten chłopak z wyścigów.
Nie musiał mi go przypominać dobrze pamiętałam jego czarne oczy, które niebezpiecznie błyszczały, a jeszcze lepiej groźby skierowane pod moim adresem. Przeszedł mnie dreszcz, gdy twarz chłopaka stanęła mi przed oczami.
- Pamiętam go - odezwałam się zaciskając oczy, aby odgonić z pamięci twarz mulata.
- Kiedyś łączyła nas przyjaźń, która przez splot nieszczęśliwych wydarzeń została zniszczona. Odcieliśmy się od Marcusa, który jednak nie zostawił nas w spokoju. Dołączył do jednego z mniejszych gangów i został liderem wynosząc go na szczyt. Gdy stał się potęgą i trzymał w ryzach połowę Sydney zaczął rozgrzebywać stare rany i wchodzić nam w drogę. Mieliśmy... - tu wyraźnie się zawahał.
- Nadzieję, że zaprzestanie swoich głupich gierek, ale jest wręcz odwrotnie. Rzucił nam wyzwanie, otwarcie wszczął wojnę. Musimy na nie odpowiedzieć zbyt długo byliśmy bezczynni i oglądaliśmy jak staje się mocnym przeciwnikiem - przerwał dając mi chwilę do przetworzenia informacji.
- Co ja mam z tym wspólnego ? Niczym mu się nie naraziłam.
- Wystarczyło, że byłaś z nami. Myśli, że jesteś kimś znaczącym dla nas.
- To wyprowadźcie go z tego błędu, uprowadziliście mnie nie wiem z jakiego powodu. A teraz przez was moje życie jest narażone, bo jakiś koleś chce wyrównać z wami porachunki - powiedziałam na jednym tchu czując jak złość ponownie mnie ogarnia.
- Kim był ten chłopak na fotografii i co było napisane na jej odwrocie ? - zapytałam nie mogąc już znieść tych wciąż dręczących mnie pytań.
- Nie mogę ci powiedzieć, im mniej wiesz tym lepiej - odpowiedział wbijając wzrok w tafle wody.
- Powtarzasz się Ashton - syknęłam coraz bardziej zirytowana. Skoro już i tak jestem w to zamieszana to bez różnicy ile wiem. Gdzieś z tyłu głowy nasuwało się pytanie dlaczego nagle chcą mnie chronić, czy to jakaś kolejna gierka ?
- Chcę jak najszybciej wrócić do mojego starego życia... - wyszeptałam chowając twarz w dłoniach. To wszystko wpędzało mnie w obłęd przed chwilą byłam okropnie zdenerwowana, a teraz najchętniej bym się rozpłakała. Ashton przyciągnął mnie ramieniem do swojego torsu i mocno przytulił. Nie odzywał się, nie zapewniał, że wszystko będzie dobrze, bo to byłoby kłamstwem. Wystarczyło, że po prostu był i trzymał mnie w ramionach dając mi ukojenie. Zacisnęłam pięści na jego koszulce i wdychałam zapach jego perfum pomieszany z proszkiem do prania. Zamknęłam oczy i poczułam się bezpieczna, odgrodzona od świata, od mojego chorego życia...
Nie chciałam żeby mnie puszczał, nie chciałam otwierać oczu i wracać do rzeczywistości.
- Ashton ? - wyszeptałam jeszcze bardziej wtulając twarz w jego tors.
- Hmm ? - mruknął kładąc podbródek na mojej głowie.
- Nie puszczaj mnie - odpowiedziałam i czułam, że w pewnej mierze to co robię jest złe. Może robię mu nadzieję ? Odgoniłam tą myśl i skupiłam się tylko na swoich korzyściach.
- Nie zamierzam - usłyszałam jego szept.
Odpłynęłam w jego ramionach, skupiając się tylko na biciu jego serca, ale żadna chwila nie trwa wiecznie.
- Everly, musimy już iść - powiedział ochrypłym głosem, sprowadzając mnie na ziemię.
- Nie chcę wracać - mruknęłam powoli odklejając się od jego ciepłego ciała.
- Wiem, ja też nie - w jego głosie zabrzmiał żal.
Odsunął się ode mnie, a mi zrobiło się strasznie zimno. Brakowało mi jego ciepła i zapachu tego "czegoś" co uspokajało. Mimo to czułam się lepiej, nawet zdobyłam się na delikatny uśmiech. Ashton również się uśmiechał, a jego twarz promieniała. Księżyc powoli ustępował miejsca słońcu więc zeszliśmy z pomostu wracając do domu. Gdy szliśmy plażą chłopak ujął moją dłoń, a ja zaczęłam się poważnie zastanawiać czy naprawdę nie wyobraża sobie zbyt wiele. Jednak dałam się ponieść i uznałam to za czysto przyjacielski gest.
- Ashton wiesz, że nie mogę ciągle siedzieć zamknięta, muszę wrócić do swojego starego życia... - zabrzmiało to strasznie.
Kontynuowałam, gdy zobaczyłam pytający wzrok chłopaka.
- Muszę jakoś wrócić do rodziny, przyjaciół, pracy jeśli długo mnie nie będzie nabiorą jeszcze większych podejrzeń. Muszę wrócić i udawać, że wszystko jest dobrze..
- Pogadam na ten temat z chłopakami, jednak będziesz musiała być pod naszym nadzorem i ciągle przebywać u nas. Na czas pracy lub spotkań z rodziną będziemy cię wozić do Sydney. Może ci się wydawać, że to głupie, ale Marcus.... Jest nieobliczalny, a szczególnie kiedy ma obrany cel.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy, niebyła to krępująca cisza, bardziej przyjemna. Stanęliśmy pod domem, gdy noc zaczęła przeistaczać się w kolejny dzień. Cicho weszliśmy na piętro i kiedy już miałam udać sie do swojego pokoju, chłopak przyciągnął mnie do siebie w uścisku. Cholera, on chyba na prawdę sobie za dużo wyobraża...
_______________________________________
Przepraszam Was za opóźnienie, ale szalony wattpad usunął mi pół rozdziału. Zostawcie po sobie jakiś ślad, nie chcę być zachłanna, ale może jakiś komentarz ? Kocham je czytać xx
CZYTASZ
Uprowadzona L.H. (W EDYCJI)
FanfictionNazywam się Everly Parker i przez swojego cholernego pecha zostałam uprowadzona przez największy gang w Sydney... Historia poddawana EDYCJI