Rozdział 34

94 7 7
                                    

Po dwóch tygodniach dziewczyna w spokoju mogła się spakować i wyjechać do Nicolasa.
Rodzice obiecali, że zawiozą ją na lotnisko, żeby się pożegnać. Było to w pewnym sensie ciężkie. Kto, by nie tęsknił za swoim dzieckiem, które wyjeżdzą kilkaset kilometrów od domu?
Na lotnisku oboje przytulili swoją malutką córeczkę, która zostanie nią na zawsze.
— Dzwoń do nas skarbie.. gdyby coś się działo, szczególnie — powiedziała ojciec dziewczyny, matka nie potrafiła wydusić z siebie słowa, płakała.
— Mamo.. — zaśmiała się i wytarła jej łzy — wszystko będzie dobrze — przytuliła ją.
— Moja malutka księżniczka.. bądž grzeczna — powiedziała, pociągnęła nosem i szeroko sie uśmiechnęła.

Kilkanaście godzin później zmęczona weszła do mieszkania Nicolasa, wszedł za nią i od razu zawiózł jej walizkę do sypialni.
— Chodź, muszę ci coś pokazać — uśmiechnął się, złapał ją za rękę i pociągnął ją za sobą.
Wskazał na połowę wolnej szafy z szerokim uśmiechem.
— Tutaj jest połowa twojej szafy, a tutaj.. — wskazał na małą komódkę, obok szafy — naszej fasolki.
Dziewczyna przygryzła wargę, a następnie wskoczyła na bruneta.
Oplotła nogi wokoł jego bioder, ręcę wokół karku i pisnęła ze szczęścia.
— Jesteś cudowny, wiesz? — zapytała, cicho się śmiejąc.
Spojrzała na niego z blaskiem w oku. Cieszyła się, że tak angażuje się w związek, stara się.
— Dostanę nagrodę? — poruszył sugestywnie brwiami, a dziewczyna przewróciła oczami.
Pokręciła głową na boki, a następnie przygryzła delikatnie wargę.
— Może tak, a może nie.. — wybuchnęła śmiechem, gdy zobaczyła jego rozczarowaną minę — nie mam siły, Nick.. głodna jestem.. — zmarszczyła nos, a ten od razu przeszedł z nią na rękach do kuchni.
Położył ją na blacie kuchennym, zagryzł wargę, na chwilę się zamyślając.
Pstryknęła go w czoło.
— Budzimy się. Jestem głodna, zrób mi tosty.. — popatrzyła na niego maślanymi oczami.
— Kobieto jest prawie dziesiąta w nocy.. zrobię ci kanapki.
— Nie, ja chcę tosty, zrób mi tosty — powiedziała stanowczo.
Nicolas westchnął z niechęcią i zacząl robić swojej królowej tosty.
Pół godziny później siedzieli w salonie i jedli kolację, przyrządzoną przez chłopaka.
— Mmm.. mój kucharzu, wyszły pyszne — powiedziała z pełnymi policzkami.
Położył dłoń na jej ustach. Mimo wszystko nie mógł znieść gadania podczas jedzenia.
— Cisza, Delaney. Jedz, bo się zakrztusisz — powiedział, a gdy przełknęła pieczony chleb, podniosła się.
— Już się tak nie czepiaj, bo zwariujemy — zaśmiała się, pocałowała go i poszła do łazienki, żeby się umyć.
Siedziała w łazience dobrą godzinę, właśnie tego potrzebowała.
Odpoczynku.

Sześć miesiący później...

— Nie no, coś ty.. nie damy mu tak na imię. Przecież to imię dla dziewczynki — przewrócił oczami, patrząc w ekran telefonu — Taylor? Zwariowałaś.. — zaśmiał się — hm.. a co powiesz na Nicolasa Juniora? To takie piękne imię..
— Puknij się w łeb — powiedziała, śmiejąc się.
— Hej, a może Franklin? I zdrobnienie to Frank? — podniósł jedną brew, przygryzając wargę — wyobraź sobie, Franklin Halleway — powiedział nieco rozmarzając.
— Ouh, fajne. Pomyślimy, a teraz chodź, bo spóźnimy się do Brooke.. — wstała, zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i wyszła z domu.
Po kilku minutach wsiedli do samochodu. Jechali spokojnie do znajomej dziewczyny, która mieszkała kilkanaście kilometrów od nich.
Nicolas jechał spokojnie, nie przyśpieszał ani nie wyprzedzał.
Wolał być spóźniony, niżeli miałoby cos się stać jego ukochanej i synkowi.

Niestety wszystko zmieniła ta jedna chwila...

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
O północy, moi kochani, pojawi się kolejny rozdział z okazji moich urodzin 🥳
Przygotujcie się, bo będzie mocny!!

Only be // ZAKOŃCZONE //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz