Rozdział 35

97 11 2
                                    

Na skrzyżowaniu z naprzeciwka jechał jasno-niebieski, wręcz błękitny Chrysler 300C.
Facet w samochodzie ewidentnie był pijany, nie panował nad kierownicą, a sam pojazd zmierzał ku młodej parze.
Mężczyzna miał czerwone, powinien się zatrzymać, jednak tego nie zrobił.
Nicolas jechał spokojnie przez skrzyżowanie.
W pewnym momencie samochód odrzuciło na bok, blokując cały przejazd.
Włączyły się poduszki, z okien pozostało tylko drobne szkło.
Oboje zemdleli, Nicolas miał mnóstwo ran jako, że nie miał poduszki, jednak to młoda kobieta najbardziej ucierpiała.
Traciła powoli puls, strużki krwi powoli spływały po jej skroni, ramieniu i dłoniach.
Siedzenie już po kilku minutach było zakrwawione..
Wszystko to wyglądało katastrofalnie. Ludzie, którzy podeszli do samochodu Nicolasa i Delaney zauważyli, że jest w ciąży.
Widzieli również krew, która ich zmartwiła.
Coś mogło stać się dziecku..
Samemu sprawcy nic się nie stało, najmniej przynajmniej ucierpiał z ich trójki.
Nieprzytomny leżał na kierownicy. Mało kto się nim przejął, dużo osób wręcz krzyczało, bluzgało w stronę mężczyzny w błękitnym samochodzie.
Karetka przyjechała, od razu zabrali ich do szpitala, a na skrzyżowanie przyjechała policja, aby zbadać miejsce zdarzenia.

W szpitalu...

Obydwoje leżeli na tej samej sali.
Brunet obudził się dużo szybciej, wszystkie większe rany miał pozszywane, a na mniejszych miał plastry.
Powoli podniósł się, mocno się skrzywił z bólu, żebra..
Zerknął na Delaney i od razu oprzytomniał.
Widział krew na jej udach, od razu się podniósł.
Była podłączona pod przeróżne kable, a ona sama spała jak zabita.
Wyszedł z sali i podszedł do lekarzy.
— C-co się stało? Co z Delaney? Co z dzieckiem? — zaczął zadawać pytania ze łzami w oczach.
— Proszę się uspokoić.. mieliście wypadek.. Delaney jest w ciężkim stanie, tak jak dziecko.. musieliśmy zająć się dzieckiem już na tym swiecie.. Delaney miała cesarskie cięcie, dla jej dobra — zapewnił lekarz — wasz synek jest w inkubatorze, jest wcześniakiem, dwa miesiące za wcześnie, jednak uratowaliśmy go — uśmiechnął się starszy mężczyzna o siwych włosach i brodzie. Na nosie miał czarne, dosyć duże okulary.
Nicolas nabrał powietrza do płuc.
— A co z Delaney? — zagryzł wargę ze stresu. Martwił się.. kochał ją ponad życie.
— Wstrząs mózgu, połamane kilka żeber, jedno z nich przebiło płuco.. złamana ręką.. mógłbym wymieniać tak dalej, jednak nie chcemy stracić również pana.
— C-co? Czyli może umrzeć? — zapytał, a po policzku zaczęły spływać mu łzy.
— Niestety.. raz na kilkaset takich wypadków, osoby wychodzą z tego żywe.. pan miał więcej szczęścia.. — westchnął smutno — proszę za mną, zobaczy pan syna — powiedział i zaczął się kierować ku specjalnej sali szpitalnej z wcześniakami w inkubatorach.
Brunet od razu zauwazył maleństwo, które mogło mu się zmieścić w dłoni w burzą brązowych włosów.
Najmniejszy rozmiar pieluszki był na niego za duży, a on sam spał.
Podszedł i popatrzył na swoje dziecko, a następnie mimowolnie uśmiechnął się na jego widok.
— Cześć, Juniorze.. — wyszeptał, próbując się nie rozpłakać ze szczęścia.
Podczas tych kilku miesięcy zdążył się przywiązać do tego malca, nie wyobrażał sobie jego straty.
Gdy obrócił główkę na drugi bok, mógł mu się przyjrzeć jeszcze dokładniej.
— Jesteś taki śliczny.. oczy napewno masz mamy.. wszyscy wyjdziemy stąd.. obiecuję.. — mówił po cichu do niemowlęcia.

Po kilkunastu minutach lekarz poprosił, by wyszedł.
Inne mamy przychodziły karmić, zmienić pieluszkę, a pielęgniarki zbadać dzieciątka.
Usiadł przy łóżku brunetki i złapał ją delikatnie za rękę.
— Musisz żyć.. dla mnie i naszego dziecka.. nie możssz odejść, rozumiesz? J-ja kocham cię.. kocham cię i chciałbym wziąć z tobą ślub.. mieć gromadkę dzieci, zamieszkać w domku na skraju miasta.. chcę po prostu, żebyś przy mnie była.. — powiedział cicho i oparł się czołem o szpitalne łóżko.
— Chcę tylko ciebie, tylko.. robiłem tyle okropnych rzeczy, tyle razy się raniliśmy.. dlaczego teraz, gdy wszystko się ułożyło, jest szansa, że cię stracę? Dlaczego? — nie powstrzymywał się od płaczu — razem wychowamy naszego syna i jeszcze kolejnych dwóch.. będziemy mieli kota, psa i chomika.. co na to powiesz? — zapytał, podnosząc wzrok.
Wiedział, że nie odpowie.
Czuł się bezradny, łzy same cisnęły się do oczu. Błagał niebiosa, by zostawili ją w spokoju. Aby nie odbierali jemu i małemu klonowi Nicka, jego przyszłej żony i matki.
Był przekonany, że bez niej sobie nie poradzi.
Ich relacja zmieniła go, teraz jest dużo lepszym człowiekiem.
Potrzebował jej i nie zamierzał pozwolić na to, by odeszła, choćby miał zawrzeć pakt z diabłem.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
No i północ! Obiecany kolejny rozdział.
Kurczę, dawno tak nie płakałam na własnym opowiadaniu.
Obiecuję, że końcowe rozdziały będą znacznie dłuższe, aby ładnie pożegnać sie z bohaterami.
Miłego 8 kwietnia!!

Only be // ZAKOŃCZONE //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz