Rozdział 36

108 11 5
                                    

Kolejne dni i noce były męczarnią dla młodego ojca. Nie mógł spać ani normalnie funkcjonować, gdy widział, że zaraz obok jego łóżka, ukochana była w śpiączce farmakologicznej, podawali jej mnóstwo zastrzyków, brali non stop na badania, wszystko co chwilę pikało, a lekarze musieli starać się, aby nie odeszła.
Bał się, że nie otworzy już więcej oczu, pozostanie w śpiączce na kolejne kilka lat, zostanie sam z synem..
Jedyne o czym marzył to o ponownym zobaczeniu jej promiennego uśmiechu, pełnych radości oczu, nudnego narzekania na poranne nudności, prośby o zrobienie jej ulubionych tostów z serem i oregano.
Chciał wyjść z nią wieczorem na spacer, zrobić piknik, obejrzeć najnudniejszy film jaki tylko istnieje, aby móc z nią porozmawiać, pomyziać ją po włosach.

Tępo patrzył na małe, czerwone pudełeczko w kształcie róży. W środku znajdował się srebrny pierścionek zaręczynowy z kilkoma małymi diamentami.
Karcił się w myślach, chciał oświadczyć się jej u znajomej, wiedział już czego chce od ich relacji.
Chciał być z nią już na zawsze, a teraz wszystko zostało mu odebrane przez pijanego kierowcę.
Położył swoją rękę na wierzchu dłoni brunetki i spojrzał na nią z troską w oczach.
— Jesteś dla mnie wszystkim, Delaney.. nie zostawiaj mnie.. mieliśmy dożyć starości, kłócić się przez następne pięćdziesiąt lat — zaśmiał się poprzez łzy — mieliśmy tyle planów, pamiętasz? Nowe, większe mieszkanie, nowa praca, pokoik dla naszego syna.. — oparł się czołem o łóżko i rozpłakał z bezsilności.
Nie krył łez, dlaczego miałby to robić?
Była matką jego dziecka, jego wybranką serca, jedyną..
Zrozumiał to dopiero na końcu, jednak ona i tak to doceniła, nie zostawiła go, gdy dowiedziała się o jego problemie z alkoholem.
Była przy nim i on również nie zamierzał jej zostawić.
— Nasz synek jest piękny, wiesz? — wytarł mokre policzki od łez — ma burzę brązowych włosów.. pielęgniarki się śmiały, że dawno nie widziały niemowlaka z taką ilością włosów — zaśmiał się, a chwilę później pociągnął nosem — jeszcze nie otworzył oczu, jest za mały, ale założę się, że ma twoje.. są takie śliczne.. — wyszeptał i pocałował ją w rękę — śpij, księżniczko..
Przełknął cicho i wstał, gdy do środka wszedł lekarz.
Popatrzył na Nicolasa i smutno się uśmiechnął.
— Będziemy próbować ją wybudzić.. jeśli się nie uda.. my, wątpimy, że kiedykolwiek to zrobi.. — spuścił wzrok.
— Nie, nie.. nie ma mowy, musicie jej pomóc.. jest matką, córką, moją przyszłą żoną.. ma tyle życia przed sobą — oburzył się młody mężczyzna — musicie jej pomóc, błagam..
— Będziemy robić co w naszej mocy.. prosimy, żeby pan wyszedł na zewnątrz, trochę to może potrwać.. — poprosił, a brunet wyszedł.
Nie zamierzał się stawiać.
Przez pierwsze pół godziny siedział na krzesełku, ruszał nogą, niecierpliwił się..
Minęło kolejne dwadzieścia minut, a ten wstał i zaczął chodzić zdenerwowany po korytarzu.
Pielęgniarki na recepcji patrzyły tylko jak chodził w tę i we wtę. W końcu nabrał powietrza i usiadł znowu na krzesełku.
Czekał i czekał, a lekarze nie wyszli nawet na moment ze sali.
Podniósł wzrok na drzwi, gdy wyszedł jeden z nich. Był uśmiechnięty.
— Udało się, panie Halleway.. udało się, ale pani Thurman potrzebuje teraz chwili spokoju. Za dwie godziny będzie mógł pan wejść — zapewnił, a Nicolas zakrył usta dłonią.
Cieszył się, wiedział, że teraz się wszystko ułoży, będą razem..
Cierpliwie czekał na wizytę z dziewczyną.
Był zobaczyć synka, dopiero co został nakarmiony przez pielęgniarki.
— Mamusia się obudziła.. obiecałem.. — wyszeptał i przez okrągłą, dosyć dużą dziurę w inkubatorze, dotknął malutkiej rączki Franklina, bo tak miał mieć na imię.
— Wrócimy wszyscy razem.. — powiedział cicho.

Wszedł pośpiesznie do sali w której leżała brunetka.
Sapała, ciężko jej się oddychało, a jej wzrok, jakby błagał, aby ją zabrali.
Mniejsze rany się zagoiły bez problemu, większe jednak w dalszym ciągu nie.
Popatrzyła na mężczyznę, nic nie mówiła, podali jej zbyt dużo leków uśmierzających ból oraz uspokajających.
Nicolas dostawił drewniane, małe krzesełko do łóżka dziewczyny i złożył delikatny pocałunek na jej dłoni.
— Nie mogę uwierzyć, że się obudziłaś.. tak bardzo tęskniłem.. — powiedział cicho.
To jedyne co z siebie wydusił, więcej nie potrafił.
Cieszył się niemiłosiernie, że właśnie teraz na niego patrzy.
Miał nadzieję, że niedługo jej stan zdrowia się polepszy, a oni będą mogli spokojnie wrócić do domu.
— Nasz synek ma już miesiąc.. ma na imię Franklin, tak jak mówiliśmy.. — uśmiechnął się delikatnie — jest taki śliczny.. — dodał, a dziewczyna tylko na niego patrzyła.
Była na wpół przytomna.
Resztę jej mózgu przejęły leki.
— Wszystko będzie dobrze, nie przejmuj się.. odpoczywaj skarbie.. — powiedział cicho, a jedyną reakcją dziewczyny było zamknięcie oczu.
Męczyła się, nie mogła nabrać porządnego wdechu, czuła, jakby w połowie się dusiła.
Dłonie jej się trzęsły, a nogi kompletnie nie ruszały, jakby nie miała nad nimi władzy.
Brunet to widział, chciał jej pomóc, wziąć jej ból na siebie, jednaknie było to możliwe.
Gdy zasnęła, położył się na łóżku obok, płakał jak dziecko.
Dawno nie miał w sobie tylu złych emocji, widział, że cierpi, ale nic nie mógł z tym zrobić mimo, że chciał.
— Przepraszam, przepraszam.. to moja wina.. co mam zrobić, żebyś mi to wybaczyła? — powiedział cicho.
Czuł się winny całej tej sprawie.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Kochani, oto przedostatni rozdział i epilog!
Szczerze mówiąc, myślałam, że dużo łatwiej mi się będzie pisało takowe rozdziały (tzn. Takie smutne), a płakałam jak bóbr.
A wy jakie macie wrażenia po tym rozdziale?

Only be // ZAKOŃCZONE //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz