Epilog

183 10 6
                                    

Cztery lata później...

— Tatusiu, dzisiaj są mamy urodziny? — zapytał czteroletni chłopiec, trzymając w dłoni bukiet czerwonych róż.
Nicolas spojrzał na syna i ze smutkiem w oczach, pokiwal głową do przodu.
— Zrobimy mamusi niespodziankę i zrobimy tort? Prooszę.. — podskoczył z radości, klaskając w ręce.
Mężczyzna cicho westchnął, usiadł na ławce naprzeciwko grobu ukochanej, a następnie posadził syna na swoich udach.
Przeczesał palcami jego włosy i zagryzł nieco wargę. Pocałował go w czółko i po prostu go przytulił potrzebując nieco czułości. Był zmęczony. Pracował, opiekował się synem i zajmował się mieszkaniem. Wszystko to spadło na niego. Każdy, nawet najmniejszy gest, myśl, rzecz przypominała mu o Delaney, która zmarła na wskutek  wypadku.
Przez pierwsze dwa lata korzystał z pomocy psychologicznej, nie potrafił o niej zapomnieć.. teraz zadręcza się, że nie mógł jej pomóc.
Mimo wszystko nie potrafił dać jej odejść. Kochał ją i wolałby, by to jemu coś się stało.
— Synku, mama.. mama jest tam, widzisz? — wskazał największą i najjaśniejszą gwiazdę na niebie, robiło się już późno — patrzy na nas, obserwuje i bardzo nas kocha, ale nie możemy zrobić jej tortu.. zapalimy znicz, dobrze? — uśmiechnął się, jednak w oczach miał łzy.
Chłopiec skinął głową i stanął przy marmurowej, ciemnej płycie na której był złoty napis

"Delaney Thurman

Urodziła się 6 października, zmarła jako dziewiętnastolatka 23 kwietnia
Dobranoc, aniele"

— Ładna była mama? Christie jest fajna, ale kocham tylko mamusię.. — wyszeptał chłopiec.
Nicolas popatrzył na syna i nabrał powietrza do płuc.
Przez dłuższą chwilę nie wiedział co powiedzieć, odwrócił na kilka sekund wzrok, aby się zastanowić.
— Była najpiękniejsza.. miała wyjątkowy uśmiech, a jej oczy zawsze miały w sobie ten błysk.. mamusia była wspaniała, wiesz? — delikatnie się uśmiechnął.
— Kochasz mamę? A kiedyś wróci do nas?
Zadawal kolejne pytania. Pomimo czteru lat jakie miał, nie rozumiał jeszcze co to śmierć, strata i odejście ważnej dla nas osoby.
Był zdecydowanie za mały, a Halleway nie wiedział jak odpowiedzieć na jego pytania. Kto by potrafił?
Mężczyzna przyznał, że bardzo kocha mamę i.. i nic więcej.
Nie chciał, nie potrafił, nie miał wręcz zamiaru tego robić, nie teraz.

W kwietniu, a dokładniej dwudziestego trzeciego, były piąte urodziny Franklina oraz piąta rocznica śmierci młodej, pięknej lecz czasami nieco wkurzającej Delaney.
Brunet, gdy usłyszał budzik około szóstej rano, powoli się podniósł i popatrzył na ścianę naprzeciw siebie.
Chwilę oddczekał, aby nieco się rozbudzić, jednak do jego uszu dotarł ten charakterystyczny, niski głos.

— Już wstajesz? Mogłabym leżeć tak całymi dniami.. — powiedziała dziewiętnastolatka z delikatnym uśmiechem.

Zapytacie w takim razie kim jest Christie i kim jest ta dziewiętnastolatka?
Otóż Christie to przyjaciółka z licealnych lat, sypiali ze sobą, ale hucznie zerwali. Przez jakiś czas po śmierci Thurman, wrócili do siebie, a teraz jest jedynie przyjaciółką.

Nicolas zerknął za siebie i z trudem westchnąl.
— Urodziny Franklina.. zresztą idzie do szkoły.. — odpowiedział ze zmęczeniem wypisanym na twarzy.
Dziewczyna zagryzła wargę, przechylając delikatnie głowę w bok niczym papużka.
— Pamiętasz te dni, gdy leżeliśmy całymi dniami i oglądaliśmy filmy? Nie miałam siły na nic, a ból kręgosłupa nie odpuszczał.. — powiedziała, chichocząc.
Mężczyzna przytaknął i przetarł dłońmi twarz, potem jak gdyby nigdy nic wstał i poszedł do łazienki, aby przygotować się na nowy dzień.
Obudził synka, aby zrobił poranną toaletę, potem razem poszli do kuchni, aby zrobić śniadanie.
Nicolas przygotowywał kanapki, a chłopczyk siedział na blacie i patrzył na ojca.
— Jaki chciałbyś tort? Poczekaj.. poczekaj.. zgadnę.. — podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się.
Franklin podekscytowany zgodził sie bez wątpienia. 
— W takim razie... — chwilę się zastanowił.
— Czekoladowy z malinami i borówkami — odezwała się brunetka, opierając się o blat stołu. Patrzyła na swoich mężczyzn z delikatnym uśmiechem.
— O właśnie taki — powiedział dumny z siebie. Chłopiec złączył wręcz brwi, gdy usłyszał ojca.
Ale jaki?
— Co tatusiu? Nic nie powiedziałeś.. — odezwał się ze zdziwieniem.
Nicolas, jakby się spłoszył. Spuścił wzrok i zaczął mamrotać to co uslyszal od Delaney.

Gdy tylko przekraczali próg mieszkania, brunetka znikała, a mężczyzna był zupełnie innym człowiekiem.
Mogłoby się wydawać, że po tylu latach nie powinien rozpaczać, być w dalszym ciągu w żałobie, powinien się pogodzić z tym, a on nie potrafił.

— Wszystkiego najlepszego, kochanie! — powiedziała, stojąca już w drzwiach starszą kobietę.
— Babcia! — krzyknął i wpadł w objęcia babci.
Oboje weszli, wczesniej Nicolas zrobił czekoladowy tort.
W trakcie śpiewania piosenki urodzinowej dla Franklina, Nicolas obrócił się i spojrzał w róg pokoju.
— Podejdź.. — powiedział z szerokim uśmiechem, gdy zobaczył Delaney w białej, delikatnej i skromnej sukience.
Dziewczyna podeszła, miała złożone ręce, jakby się stresowała.
— Nicolas.. musisz pozwolić mi odejść.. na zawsze.. — wyszeptała, powoli podnosząc na niego wzrok.
Zmarszczył brwi i nieco odsunął sie od towarzystwa.
— O czym mówisz? Jak to pozwolić ci odejść? — zapytał, a wszyscy przy stole przestali śpiewać, patrzyli i zastanawiali się do kogo on mówi.
— Musisz wrócić do normalnego funkcjonowania.. niedługo się zobaczymy.. — powiedziała i zniknęła. Już na zawsze.

Nicolas gwałtownie upadł na kolana, po policzkach zaczęły spływać mu łzy, a twarz schował w dłoniach.
Kręcił głowa na boki, nie wierząc, że odeszła.
— Synku.. — uklękła przy nim, dotknęła jego ramienia i popatrzyła na niego.
Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego taki był. Pierwsze dwa lata terapii nic mu nie pomogły. Nie tutaj leżał problem..

Po wypadku popadł w schizofrenie.
Leczenie może trwać od kilku do kilkunastu lat, badź nawet całe życie.
Cóż, wydawać by sie moglo, ze nie ma większości objawów. W końcu nie oddalił sie od rodziny, całego społeczeństwa, nie ma problemów z pamięcią ani nie jest nieufny.
Otóż to dopiero początek jego choroby i nie ma zadnych z powyższych objawow.

Starsza kobieta poprosiła, by zabrac syna na górę razem z prszentami, aby je odpakował.
— Synku.. — kobieta przytuliła mężczyznę i razem z nim zaczęła płakać.
Jeździła dłonią po jego ramieniu, dając mu znak, że jest przy nim.

— Ona nie odeszła.. jutro z rana.. znowu usłyszę jej głos, zobaczę ją.. kocha mnie.. — mówił nieco ciszej z nadzieją w głosie.
Matka pokręciła głową na boki, złapała go za policzki i popatrzyła mu w oczy.
— Jej nie ma już.. — powiedziała cicho, jednak Nicolas nie mógł przyjąć tego do wiadomości.
Zaczął kręcić głową na boki i szarpać się.

Jej nie ma? Phi, w jakim ona świecie żyje.

Only be // ZAKOŃCZONE //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz