Rozdział 37

129 9 7
                                    

Młoda kobieta z samego rana nie mogła oddychać, dusiła się, kaszlała i próbowała nabrać głębokiego oddechu, jednak wtedy zaczynała ją boleć klatka piersiowa.
Wszystko to sprawiało jej niesamowity ból, a lekarze rozkładali ręce z bezradności.
Dali jej maskę do oddychania, chcieli, aby choć przez chwilę nie czuła bólu.
Nicolas siedział z nią cały czas, obserwował, wspierał, nie zamierzał jej zostawić.
Poinformował o wszystkim swoich rodziców oraz dziewczyny, mieli przylecieć jak najszybciej, jednak teraz nie było żadnych lotów.

Mijały kolejne dni męczarni dziewczyny, po nocach płakała, błagała, by odejść, nie chciała tak żyć, nie chciała sprawiać tyle przykrości Nicolasowi i rodzinie.
Była pewna, że lepiej będzie jeśli umrze, poradzą sobie, wiedziała to.
W nocy ze łzami w oczach patrzyła na śpiącego bruneta.
Zagryzła mocno wargę, skrzywiła się, wiedząc już jaki to sprawiało jej ból.
— Nicolas.. — wyszeptała, wydusiła wręcz z siebie, jednak się nie obudził — Nicolas.. — powiedziała jeszcze raz.
Czuła, że odchodzi.. jej powieki stawały się coraz cięższe, oddech miała płytki, sapała i syczała.
Przebudził się i zerknął na Delaney. Przetarł dłonią twarzi przysunął się do niej. Złapał ją za rękę i delikatnie się uśmiechnął.
— Tak, skarbie? — zapytał.
Tylko bądź przy mnie..
Po jej policzkach zaczęły lecieć łzy, patrzyła na niego, wymuszając uśmiech.
— Wybaczam ci wszystko.. opiekuj się naszym synem.. — powiedziała, a następnie zamknęła powoli oczy.
Na ekranie zaczęła pojawiać się czerwona kreska, wszystko zaczęło pikać, a lekarze momentalnie wbiegli do sali.
Brunet został wyproszony z sali. Krzyczał, szarpał się, płakał i błagał, by ją uratowali.
— Ona nie może umrzeć, nie może! — krzyczał, gdy ochrona musiała zainterweniować — kocham cię, Delaney.. kocham..
Ociężale opadł na krzesło, schował twarz w dłoniach, powtarzał, żeby ją ratowali, bo ją kocha.
Po piętnastu minutach okryli ciało dziewczyny białą narzutą, z sali wyszedł lekarz zapisując zgon.
— Przykro nam.. — spuścił wzrok, a Nicolas gwałtownie się podniósł.
— Mogliście ją uratować, żyłaby! — wykrzyczał mu w twarz — była zbyt młoda, nie zasługiwała na to!
— Proszę się uspokoić.. robiliśmy co w naszej mocy.. ma pan kilka minut na pożegnanie się.. — westchnął i odszedł.
Wszedł do sali i usiadł przy łóżku. Spod narzuty wystawała ręka dziewczyny. Zimna, blada jak pergamin.
Przełknął ślinę, patrząc na nią.

— Nigdy o tobie nie zapomnę, Del.. nigdy.. twoi rodzice niedługo przyjadą.. przepraszam.. — wyszeptał z zaszklonymi oczami — zawsze zasługiwałaś na kogoś lepszego niż ja.. może, gdybyś wybrała Williama.. żyłabyś.. byłabyś szczęśliwa.. — spuścił głowę i wytarł mokre policzki — chcę ci, jednak powiedzieć, że byłaś najlepszym co mnie spotkało.. nigdy nie zapomnę naszej walki na jedzenie — zaśmiał się cicho — albo tego jak obciąłem ci w szkole kucyk, bo ty polałaś mnie farbą.. nasz pierwszy pocałunek.. zrobiliśmy to, żeby mieć z głowy, a teraz widzę, że miał coś w sobie.. potem jak zaczęliśmy chodzić.. pocałunki były dużo lepsze.. — delikatnie się uśmiechnął — zbliżyliśmy się do siebie zaledwie kilka razy, ale nie żałuję.. nauczyłaś mnie kochać, mała zołzo.. — powiedział, dotknął dłonią swoich ust, a następnie dotknął narzuty — dobranoc, skarbie..

Powiedział, a następnie powoli wstał. Przez następnie kilka minut patrzył na łóżko, wiedział, że trafi do raju, że teraz będzie jej lepiej mimo, że chciał, aby była przy jego boku.
Przejechał językiem po wardze, pociągnął nosem i przetarł dłońmi twarz.
— Niedługo się zobaczymy, obiecuję.. — zapewnił, a następnie wyszedł.

Po umyciu twarzy i rąk, usiadł przy inkubatorze synka. Za dwa tygodnie mieli wyjść do domu.
Siedział i patrzył na brązowowłosego, niedawno otworzył oczy.
Były tak piękne i wyjątkowe jak jego mamy.
Brunet dotknął małej rączki chłopca, słabo się uśmiechnąl, gdy ten na niego patrzył.
— Mama bardzo cię kocha, wiesz? Bardzo.. — powiedział cicho.

Tak jak pielęgniarki mówiły, dwa tygodnie później wyszli ze szpitala.
Pogrzeb odbył się tydzień temu, Nicolas był załamany, jednak starał się tego tak nie okazywać, by nie wpłynęło to źle na Franklina.
Leżeli w sypialni na łóżku, chłopak karmił chłopca z butelki, a jego mama patrzyła na niego ze słabym uśmiechem.
Usiadła na skraju łóżka i przeczesała włosy swojego małego mężczyzny.
— Jesteś naprawdę dzielny, Nick.. — wyszeptała, Franklin zaczął mruczeć, powoli zamykał oczy, zasypiać.
Nicolas zerknął na matkę i delikatnie się uśmiechnął.
— Myślisz, że teraz jest szczęśliwa? — zapytał po dluższej chwili ciszy.
Kobieta skinęła głową, a następnie przytuliła do syna.
— Napewno.. tam czas leci inaczej.. ani się obejrzy, a  będziesz z nią.. ty poczekasz jeszcze kilkadziesiąt lat, a u niej będzie to jak jeden dzień, wiesz? — uśmiechnęła się.
Chłopak oparł się głową o głowę matki i przymknął oczy.
— Kocham ją.. — wyszeptał.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Mamy to! Ostatni rozdział "Only be".
Płakaliście? Bo ja conajmniej trzy razy 😅
Myślę, że spodziewaliście się szczęśliwego zakończenia, jednak było ono ustalone już od początku, był to główny zamysł opowiadania, w zasadzie.
Epilog powinien pojawić się wieczorem bądź jutro.

Miłego dnia/ wieczoru, kochani!

Only be // ZAKOŃCZONE //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz