24

718 41 6
                                    

Dylan pov.

Odwróciłem się poprawiając płaszcz. Dziewczyna zniknęła w windzie razem z małą.
Mój plan zaczyna działać.
Powoli skierowałem się w stronę klatki schodowej z uśmiechem na ustach.
Zeskakiwałem po kilka schodków, jednak kiedy dobiegłem na sam dół, do podziemnego parkingu drzwi okazały się być zamknięte.
Szarpnąłem.

Nie nie nie, tylko nie to.

Szarpnąłem jeszcze kilka razy.

To się nie dzieje, proszę nie.

-Buuu -usłyszałem za sobą

Zrozumiałem co się właśnie dzieje.
Odskoczyłem od metalowych drzwi unosząc ręce, jak skazaniec.

-mądry wybór, lepiej od razu się poddaj, nie uratujesz jej. - usłyszałem za sobą dobrze mi znany, syczący głos Jennise.
-nie jesteś typem super bohatera.

-ooo zdecydowanie, nie jestem- odpowiedziałem z sarkazmem odwracając się.

Jennise w czarnej sukni stała u boku swojego ogromnego ciemnoskórego ochroniarza, który wyglądem przypominał wkurzonego goryla.

Lekko się uśmiechnąłem widząc uszkodzoną barierkę leżącą na ziemi u stóp znienawidzonej mi kobiety.

-Więc bądź grzecznym chłopcem i daj mi buzi - pisnęła.

Natychmiast dostałem gęsiej skórki z obrzydzenia. Podszedłem powoli do brunetki o oliwkowej cerze. Ona zatrzepotała rzęsami. Jej ochroniarz zawsze wtedy odwraca głowę.
To idealna okazja.
Jedyna.
Zbliżyłem się do Jennise.
Jedną ręką objąłem ją w talii, drugą zatopiłem w jej włosach. Starałem się wtedy nie myśleć,
nie myśleć o tym, jaka jest okropna,
jak bardzo mnie odrzuca.

To dla ciebie Paulie.

W tym samym czasie kopnąłem belkę do tyłu. Jennise przestraszona hałasem spowodowanym kawałkiem metalu odbijającym się od podłogi odepchnęła mnie od siebie.
To było szybkie.
W jednej chwili leżałem na podłodze, w drugiej podciąłem nogi prętem ochroniarzowi tak, że leżał tuż obok mnie.

-zapomniałaś o jednym Jennise - kobieta spojrzała na mnie po raz pierwszy z przerażeniem i cofnęła się pod ścianę.
- walczę, gdy mam dla kogo.

Jednym sprawnym ruchem uderzyłem mężczyznę w tył głowy. Nie obchodziło mnie nawet czy żył.
Wolnym krokiem szedłem w kierunku brunetki ciągnąc za sobą ciężki pręt.
Dziewczyna cofała się do tyłu, aż za jej plecami pojawiła się ściana.

-nie chcesz tego zrobić. - wysapała

-nie dajesz mi wyboru, skrzywdziłaś osobę, którą kocham - byłem już tuż przed nią.
Korytarz się skończył nie masz już drogi ucieczki.

-Kochałam cię - wysapała świdrując oczyma na wszystkie strony.

-nigdy mnie nie kochałaś, chciałaś tylko moich pieniędzy, zmuszałaś mnie do tego ślubu, do tego wszystkiego! - wysyczałem ze złością.

-to wszystko przez nią?! To wszystko przez tę małą, która tutaj przyjechała?! Dlatego nie chcesz się ze mną żenić?!! - wycedziła przez zęby.

Skrzyżowałem z nią wzrok, jej oczy były puste, martwe, z bliska nie była już taka idealna jak kiedyś. Była niczym w moich oczach.

-teraz jestem silniejszy, potrafię się Tobie przeciwstawić. Od początku byłem do tego zmuszany, najpierw przez matkę, potem przez ciebie i twoich ludzi, którzy kontrolowali mnie na każdym kroku. Wiesz ile razy się ciebie bałem? Bałem się, że znów źle odpowiem, że znów każesz mnie zlać w ciemnej uliczce. - przełknąłem ślinę uspokajając się - Ale to już koniec, już nigdy nie uzyskasz nade mną kontroli.
To
twój
koniec...

Brzdęk metalowej barierki odbił się echem po klatce schodowej szpitala.

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz