57.

104 8 0
                                    


Cała nasza siudemka siedziała przy jednym stole. Przy oknie (żeby sąsiedzi mogli być zazdrośni) migotała bogato przystrojona choinka. Kątem oka mierzyłam Dylana który ramieniem obejmował krzesło tej... dziewczyny, nie, nie mogłam w to uwierzyć. Nawet widząc to, będąc tutaj teraz. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Po takim czasie, po tych wszystkich wydarzeniach znowu znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Staram się skupiać uwagę na wszystkim, tylko nie tym co najbardziej mnie bolało. Złote lampki mrugały na trzech dużych wieńcach wiszących na ścianie, nad lustrem na wprost mnie. Widziałam w nim dokładnie swoje odbicie, oraz parę siedzącą przy tym samym stole. Na zabytkowej komodzie z ciemnego drewna stał złoty świecznik. Wszystkie 5 knotów paliło się, nagle jeden z nich zgasł i zostawił po sobie smugę dymu. Na chwilę oderwałam wzrok od ozdób i zderzyłam się spojrzeniami z Jennis. Przełknęła nerwowo ślinę i spuściła oczy na wciąż jeszcze pusty talerz. Nerwowo zaczęłam stukać paznokciami o stół. Rosie w sztucznych lokach nakręconych przez "mamusię" co warto ująć w cudzysłowiu, bo daleko im było do pokrewieństwa. Nie to, że byłabym lepsza matką, oddałam ją do internatu, ale to dlatego że mój stan psychiczny w tym momencie nie był taki jak bym tego chciała. Nie był też odpowiedni do wychowywania chorych na białaczkę dzieci. właściwie nie wiem kiedy jest odpowiedni stan psychiczny na wychowywanie takich dzieci. Dziewczynka spoglądała to na mnie to na "tą kobietę" w różowej falbaniastej sukni, stukając lakierkami o krzesło, na policzkach miała róż, była śmiertelnie chora, a ta Kobieta próbowała udawać że wszystko jest w porządku.
Czy wszystko od teraz będzie takie?
Sztuczne i dorysowane? Znów nie mogłam oprzeć się pokusie krótkiego spojrzenia na Dylana. Śmiał się i opowiadał jej coś tak, jakby mnie tutaj wogóle nie było. Wzdrygnęłam się na moment, kiedy ciarki przeszły mi po całym ciele. Złota, satynowa koszula, zbyt duża na mnie teraz, czarna spódnica ściśnięta mocno paskiem, tak że ledwo mogłam oddychać.
Specjalnie dorobiłam do tego paska jeszcze trzy dziórki, wcale nie chciałam oddychać, właściwie po co?
Co by się stało gdybym nagle padła jak długa na podłogę?
czy mój ojciec by się tym przejął? Spojrzałam na chwilę na Hall'a Baumann'a obejmującego moją dawną przyjaciółkę, z którą od dawna sypiał. Wszyscy są tacy szczęśliwi tylko nie ja. W tej chwili usłyszeliśmy stukanie do drzwi. Automatycznie zwróciłam uwagę na jeden wolny talerz. Ojciec nigdy nie przepadał ze świętami, a jednak zawsze konsekwentnie układał ten talerz - według tradycji, nawet nie pozwalał tego robić kucharzom. Co roku zostawiał jeden wolny talerz, który sam przystrajał jakąś brzydką gałązką z której zawsze odpadały igły, często też dodawał głóg i wiązał to wstążką. Taka tam inwencja twórcza sadystycznego biznesmena.
Nie wiem dlaczego tak robił, nigdy nie pytałam.
Rozejrzałam się po ludziach. Ahh cóż za rodzinna, swiateczna atmisfera. Ja (bez chęci do życia), moja przyrodnia siostra ( była narzeczona mojego chłopaka który aktualnie siedzi przy stole ze swoją żoną) te słowa w mojej głowie wywołały nagły atak migreny. Jakby ktoś rozbił mi talerz na głowie. Zupełnie jak wtedy, gdy rzuciłam talerzem w Olivię, dziewczynę mojego ojca, która właśnie wyznała mi prawdę. Moje życie w tamtym momencie legło w gruzach, dalej nie wiem co złego się stało. Po chwili usłyszałam jak lokaj wprowadza kogoś do salonu. Gwałtownie się odwróciłam na krześle, by zobaczyć świątecznego przybysza i prawie spadłam z krzesła.

Obudziłam się przerażona. Zapaliłam małą okrągłą lampkę przy łóżku budząc światłem Dylana. Brunet usiadł obok mnie na łóżku i objął mnie w pasie.
-martwisz się tym? - zapytał.

-nie, to tylko zły sen - odpowiedziałam niepewnie nakrywając się satynową pościelą.

-naprawdę chcesz tam jechać? - dopytywał kładąc głowę na moim ramieniu.

-pewnie, w końcu to ślub mojego starego. Do tego nareszcie będę miała okazję spotkać twoją byłą która chciała mnie zabić. Sądzisz, że mogłabym to przegapić? - wysyczałam z jadem i przyłożyłam głowę do poduszki.

Jeszcze przez chwilę Dylan mi się przyglądał w ciszy, później położył się obok mnie i przyciągnął do siebie.

-naprawdę byś za mnie wyszła?

-naprawdę byś za mnie wyszła?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz