59.

134 9 14
                                    

Pauline pov.

-czy ty jesteś jakiś psychiczny?! - warknęłam do bruneta wypakowującego moje rzeczy z walizki do której ja je spakowałam.

-nigdzie nie jedziemy - zaoponował

-może ty nie jedziesz, ja się właśnie pakuję - warknęłam wsadzając spowrotem już zmientolone ubrania do walizki.

-Pauline! - wrzasnął - nie jesteś poważna - założył ręce na piersi.

-Dylan! - odpowiedziałam udając jego ton - jestem śmiertelnie poważna, jadę z tobą albo bez, więc lepiej się pakuj.

-ja? - roześmiał się teatralnie - ja nigdzie nie jadę a juz na pewno nie tam! - wyrzucił ręce w powietrze

-w takim razie żegnaj - rzucilam zatrzaskując pokrywę walizki.

Dylan złapał za jej rączkę.
-albo to, albo ja - prawie wyszeptał nerwowo

-teraz to ty jesteś nie poważny - spiorunowalam go spojrzeniem, a on nawet nie drgnął. Jego wzrok był zimny i obojętny, usta miał rozchylone, czarna koszulka mięła się pod naciskiem jego założonych rąk.

Bez słowa go wyminęłam i sama zniosłam walizkę po schodach. Dopiero przy samochodzie zorientowałam się co się właśnie stało. Wybrałam ślub ojca zamiast Dylana.
?

Wsiadałam i usłyszałam za sobą trzaskające drzwi.
-Dylan czy ty... - odwróciłam się i przerwałam kiedy zamiast bruneta zobaczyłam rude stworzonko w pudrowo różowej sukience.- Rosie...

-tak jestem - odpowiedziała dziewczynka na tylnym siedzeniu.

Dzisiaj rano posłałam po nią samochód, żeby zabrać małą na ślub. Jeszcze nie wiem czy odeślę ją spowrotem. Przy chorobie szybko się męczy, dlatego nie zawsze może korzystać z zajęć, ale nauczyciele są z niej zadowoleni. Ciekawi mnie tylko czy wyrazili szczerą opinie, czy  kierowali się potecjalnym zyskiem widząc nazwisko dziecka.

Jeszcze raz spojżałam na dom. Może poraz ostatni. Białe kolumny przy wejsciu, marmurowe schodki, podwójne mosiężne drzwi, szerokie okna, śledzilam wzrokiem każdy fragment jak na pożegnanie. W jednym z okien stał Dylan, sprawiał wrażenie bardzo smutnego.

Przekręciłam kluczyk w stacyjce.
-Zapnij pasy Rosie, przed nami daleka podróż.

-a Dylan-tatuś nie jedzie? - spytała niewinnym głosem, ale wiedziałam, że było to zamierzone.

-nie, Dylan-tatuś nie lubi dziadka i woli zostać we Francji sam.

-ale nadal jesteście razem? - pytała kiedy wyjeżdżałam przez bramę na posesję.

-nie wiem, Rosie, nie wiem - odpowiedziałam dziewczynce lekko rozkojarzona z jakimś takim smutkiem w głosie

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz