60.

100 6 0
                                    

Kiedy zaczęło się zmierzchać dojechałam z żalącym się na warunki sanitarne w internacie kidem na miejsce.
Oczywiście ślub musiał odbywać się w Paryżu, bo co to za ślub bez Paryża.
Lekko poddenerwowana wysiadłam z jeepa zakładając słoneczne okulary.
Zmierzchało, więc mogłam dzięki nim widzieć jeszcze mniej, a jak przymknę oczy to może nawet przegapię tą zakłamaną sukę żeniącą sie z moim spaczonym ojcem.
To był plan
Przeżyć, upić się, zapomnieć.
Zdjęłam walizkę z tylnego siedzenia i gwałtownie zatrzasnęłam drzwi, a kid w ślad za mną.
Zastanawiając się, czy właściwie nie poprzestawiać punktów mojego zaplanowanego planu i nie schlać się przed prawie wpadłam na pannę młodą.

-Pauline, ty tutaj? - wyglądała na zaskoczoną. Miała na sobie niebieską przyległą sukienkę za kolano, bez rękawów. z satysfakcją przyznałam w myślach, że jej się przytyło.

-zaprosiłaś mnie przecież - rzuciłam niby w jej stronę wymijając.
Na rozległym parkingu stało jeszcze kilka znamienitych postaci. Bez trudu rozpoznałam mojego byłego rozmawiającego przy czerwonym kabriolecie z Leonem i jakąś dziewczyną, którą ten obejmował.
Nie była ładna. Miała krótkie, czarne włosy, masę piegów i okulary. Stała w czarnej bez ozdobnej sukni na ramiączkach do ziemi z rozcięciem do uda.
Nie czułam się zagrożona, jednak chciwość przemówiła do mojego serduszka, bo poczułam nie smak do tej scenerii zwłaszcza, że Leon wyznawał mi miłość od podstawówki.
Dziecko podążające za mną w stronę gotyckiej willi oglądało się na boki, jakby było w zoo.

-jak w szkole? - rzucilam niby na wiatr.

-pytasz o oceny? - burknęła patrząc na czubki czarnych lakierków.

-pytam o ogół. Większość dzieci odpowiada znamienite "dobrze" i można śmiało przejść do tematu pogody.

-a więc tak teraz bedzie? powierzchowne pytania?
Odwróciłam sie do dziewczynki.
-słuchaj, ja nie chce tu być, daj mi spokój.

Wywróciła na to oczami, ale mialam to gdzieś. Akurat znalazłyśmy sie przed budynkiem. Konsjerż otworzył nam drzwi i wskazal kierunek pokoi. Ślub miał się odbyć jutro rano. Całą drogę przez korytarz liczylam, że w pokoju będzie czekać na mnie karawka, albo chociaż wino. Jednak rozczarowałam sie ostatecznie.

Pokój był duży, strop powieszany, rozeta pod sufitem odbijała na podłodze pryzmaty z zachodzacego słońca, chwilę się im przyglądałam.

Usłyszałam za sobą głośnie chrząknięcie.
-ojcze- zmierzyłam go zimnym spojrzeniem

-córko - odpowiedział mi tym samym tonem.

Ruda wycofała się do tyłu i postanowiła spontanicznie zwiedzić hotel.

-potrzebuje czegoś od ciebie - podrapał się ręką po karku.

-nie spodziewałabym się ciebie bez okazji - odburknęłam i zaczęłam się rozpakowywać nie zwracając na niego uwagi.

-chcę, żebyś pojechała... - urwałam mu w pół zdania.

-pierdol się - zgniatałam świeżo wyjętą z walizki sukienkę w dłoni.

-pojedziesz Rolls - Roys'em

-pierdol się - nie odwróciłam się w jego stronę ani na chwilę.

-ma absy i poduszki powietrzne.

-nie wierzę ci.

-sama sprawdzisz przed jazdą.

-pierdol się - warknęłam ze łzami w oczach gwałtownie sie odwracając. Zaczełam popychać go w stronę drzwi, ale jego mina wciąż była obojętna.
-ty podły gnoju! - nie panowałam już nad sobą.-przez ciebie prawie zginęłam! Ty chcesz mnie zabić!

-tylko ty możesz to zrobić - usłyszałam spokojny ton ojca.
Nawet powieka mu nie drgnęła, kiedy ja byłam na granicy z rozpaczą.

-a co jeśli nie pojadę - opanowałam się i postarałam uspokoić na ile to było możliwe.

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz