40

251 16 7
                                    

Schodząc krętymi schodami w stronę, jak sądziłam jadalni wypełnionej głośnymi śmiechami wymyślałam już kilka scenariuszy idealnie tłumaczących obecność ośmioletniego dziecka u mojego boku. Jednak kiedy dotarłam na miejsce żaden z nich nie wydał mi się dość wiarygodny.

"Rodzinka" z początku nie zauważyła mojej obecności, ale kiedy dziewczynka zakasłała wszyscy zamilkli tworząc bardzo niezręczną ciszę. Uciekłam więc wzrokiem na lampę nad kuchenną wyspą, marmurowy blat, potem na błyszczący parkiet pod stołem, czerwone sandałki tej suki Jennise, ostatecznie zaczęłam szukać ratunku w oczach Dylana.

Jednak nie takiego ratunku.

Spodziewałam się po nim czegoś błyskotliwszego. Sama nie wiem, może jakiejś teorii o bocianie, który zostawił ją w kominie. Koniec końców wszystko byłoby lepsze od tego co właśnie powiedział.

- Cześć córeczko, jak się spało?

Jak gdyby nigdy nic postanowił ciągnąć tę farsę. Może przeszło to w szpitalu, ale tutaj?

Zamarłam. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Bałam się spojrzeć ojcu w twarz. Właściwie nie tylko jemu, czułam na sobie palący wzrok wszystkich biesiadujących przy śniadaniu. Oczywiście poza brunetem, który beztrosko odsunął małej krzesło i nałożył jej na talerz dwie kanapki ze szczypiorkiem i jakimś białym twarogiem.

-Pauline Rene Baumann-usłyszałam ten ton pierwszy raz od trzech lat. Miałam gęsią skórkę.

- Zechcesz wyjaśnić mi ten incydent!?-warknął ojciec przez zęby plując przy tym twarogiem.

-aaale co tu wyjaśniać!-zaczął spokojnie brunet delektujący się kanapką.-byliśmy młodzi, nieodpowiedzialni, w sumie nadal jesteśmy...

Hall przerwał mu uderzając pięścią w stół.

-Młodzi?! NIEODPOWIEDZIALNI??!-ostatnie słowo wykrzyczał pozbywając się przy tym w obrzydliwy sposób resztek kromki chleba z ust.

Na ten widok Jennise się wzdrygnęła.

-Ile mieliście lat? 15?!-spytała mierząc mnie wzrokiem.

W tym czasie dziewczynka nakładała sobie twaróg kompletnie przy tym ignorując wszechobecny chaos, zupełnie jak jej "ojciec".

-właściwie to Pauline miała wtedy 14. Wiem, że mała wygląda na wychudzoną, ale ma już osiem lat!- Dylan bawił się w najlepsze.

- i ty masz czelność mówić mi to teraz?!- wychrypiała raszpla - pobieramy się za mniej niż dwa tygodnie!-krzyczała.

Widziałam lekki uśmiech pod nosem bruneta.

Ojciec zaczął masować się po skroniach.
Leon, Vee i Simon patrzyli na całe wydarzenie jakby byli w teatrze, odsunęli się nieco na bok i przeżuwając twaróg ze szczypiorkiem komentowali zajście we własnym gronie.

-jak mogłaś to przede mną ukrywać?!-wrzasnął

- ty ukrywałeś przede mną siostrę! A więc też miałeś romanse!-wypaliłam mu prosto w twarz - a jeżeli ona jest w moim wieku - spojrzałam na zdezorientowaną Jennise w czarnej taliowanej mini - to znaczy...- przeniosłam wzrok wprost w jego oczy - że zdradzałeś mamę! - po tych słowach z impetem wyszłam za drzwi.

Stanęłam na tarasie. Tylko biały zdobiny murek dzielił mnie od morza. Nienawidziłam go, z całego serca, to on stoi za śmiercią jedynej osoby, która mnie kochała. Wierzchem dłoni otarłam łzy mimowolnie płynące z moich oczu.

Usłyszałam jak ktoś wchodzi na taras za mną, przez chwilę łudziłam się, że to może Dylan, ale kiedy się obejrzałam stała za mną Vee.

Dlaczego w ogóle pomyślałaś, że to Dylan?- kołatało mi się w głowie - Nic dla niego nie znaczysz. On woli Jennise, żeni się z nią. Gdyby jej nie chciał, to odroczył by datę ślubu, prawda?

- Wiem, że za mną nie przepadasz, bo sypiałam z twoim chłopakiem, ale o dziwo, chodź zaskakuje tym samą siebie przychodzę w pokoju.
Czarnowłosa krążyła wokół mnie jak wygłodniały rekin.

- Widzę co robisz i chce ci dobrze poradzić - zaczęła - twój były żeni się z twoją siostrą, a ty nagle po kilku latach zjawiasz się z dzieciakiem, powiesz : ,,nie żeń się, mamy dziecko, bądźmy rodziną".

Ale on i tak weźmie z nią ślub. Będą mieli gromadkę dzieci, dostana spadek po twoim starym, przejmą interes. Oni do siebie pasują, nadają się. Ty nie. Nie oszukujmy się, nie cierpisz tych całych wyścigów, a dla nich? To ich życie. Nie wiem jak długo go nie widziałaś, ale świetnie się tutaj bawił. Nie było poranka, kiedy nie wracał nawalony z jakiejś imprezy.

Nie po to cię tutaj sprowadziliśmy, żebyś rozpieprzała Hall'owi plany.

Po prostu, odpuść.

On i tak cię nie kocha.

Z tymi słowami odeszła a ja zostałam tak blisko krawędzi i na skraju rozpaczy.

W drzwiach tarasowych Vee minęła się z Dylanem, zmierzyła go wzrokiem i wróciła do jadalni.

Obtarłam ręka ostatnie łzy i ostatkiem sił zmusiłam się do wydania nie drżącego dźwięku

- więc o czym... chciałeś ze mną porozmawiać w łazience?

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz